niedziela, 29 grudnia 2013

chapter 12.

Justin's Pov.

Ubrałem się w czarne rurki z krokiem, które zwisały mi pod dupą i białą koszulkę z dekoltem w kształcie literki V.
Wyszedłem z sypialni, a moim oczom ukazał się obraz siedzącej Lily na kanapie, z podkulonymi nogami pod brodę. Była zapatrzona w jeden punk przed sobą, przez co nie zauważyła mojej obecności. Oparłam się o ścianę i obserwowałem ja, jest tak cholernie idealna. Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, ale ciągnie mnie do niej. Jest inna, i to co powiem będzie dziwne ale zależny mi na niej, chociaż nawet nie znam jej dobrze.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak jej ciało zareagowało na mój pocałunek, wyglądała jak by pragnęła tego od dawna. Dałem jej to, czego prawdopodobnie chciała i chciałem dawać jej to częściej, jej usta są takie delikatne i miękkie.
W dzień kiedy ją poznałem była przerażona, miała rozmazany makijaż od łez. Przez cały kolejny dzień myślałem o niej i o tym co jej się stało, że była w tak tragicznym stanie. Pragnąłem jej pomóc, ale jak można pomóc komuś kogo się nie zna? Tak naprawdę nie sądziłem, że kiedyś jeszcze ją spotkam. Szalenie się zdziwiłem kiedy zobaczyłem ją w szkole, ale ona była jeszcze bardziej przerażona moim widokiem. Wcale się nie zdziwiłem, że tak zareagowała.. Po tym jak ją "uratowałem" zapewne nie chciała, żeby ktoś się o tym dowiedział i jak zawsze moje podejrzenia były zgodne z prawdą. A później się jakoś wszystko potoczyło do tego, że siedzi sobie na kanapie w moim ukochanym miejscu.
- Głodna? - postanowiłem, że przerwę jej rozmyślania, odezwałem się stanowczy głosem. Musiałem wyglądać bardzo głupio, gdyż mój uśmiech był tak szeroki, że chyba było mi widać ósemki.
- Trochę. - odpowiedziała lekko zdezorientowana.
Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej kilka jajek i wziąłem się za robotę. Czułem jej wzrok na moim ciele. Obserwowała mnie. Wstawiłem wodę i zrobiłem jej kawę, już wiedziałem jaką lubi, wiec dużo bardziej mi to ułatwiło. Podniosłem czarny kubek z kuchennego blatu i podszedłem do niej stawiając jej kawę ja stoliku. Obserwowała bacznie każdy mój ruch.
- Dziękuję. - powiedziała, niepewnym głosem.
- Proszę. - mój ton głosu był bardzo pewny siebie, zawsze byłem pewny siebie, zresztą ona też była. To zaskakujące jak na nią działam. Podoba mi się to.
Po zjedzeniu śniadania i wypici kawy siadłem koło niej na kanapie przyglądając się jej jak by była jakimś Bogiem. Chciałem się odezwać, ale przerwał mi to jej telefon, który zaczął dzwonić. Pospiesznie wstała z kanapy i zaczęła chodzić w tą i z powrotem. Miałem wrażenie, że jest wdzięczna na to, że ktoś własnie w tym momencie do niej zadzwonił.
- Halo?
- Tak, pójdę do niej.
- Okej. Nie zapomnę nie martw się.
- Kiedy wracacie?
- Dlaczego dopiero w poniedziałek?
- Ugh... okej, spoko dam sobie rade.
- Pa, też cię kocham.
Rozmowa była dość długa, ale Lily, mało co mówiła więcej słuchała. Z jej rozmowy mogłem wywnioskować, że rozmawia ze swoją mamą albo tatą i że nie ma ich w domu i będą dopiero w poniedziałek.
- Umm.. mógłbyś mnie odwieść do domu? - była tak bardzo niepewna sobie, że chciało mi się śmiać.
- Jasne. - podszedłem do szafki wziąłem kluczki, portfel, kurtkę i ruszyłem w stronę drzwi.
- Idziesz? - Lily dalej stała i przyglądała się uważne wszystkim moim ruchom. Na moje słowa otrząsnęła się i podeszła w stronę swoich butów, szybko wkładając je na nogi. Otworzyłem przed nią drzwi, i wypuściłem ją przed siebie.
Po opuszczeniu mojego "domku" Lily całkowicie się rozluźniła, znów zaczęła byś wkurzająca i pyskata. Po dotarciu do samochodu, zapaliliśmy jeszcze papierosa i ruszyliśmy w stronę jej domu.
______________________________________________________________________

BARDZO WAS PRZEPRASZAM, ALE MAM CHOLERNY BRAK WENY.. ;(
CHYBA POWINNAM PRZESTAĆ JUŻ PISAĆ TEGO BLOGA, BO NIEZBYT WYCHODZI MI TO PISANIE..

niedziela, 10 listopada 2013

chapter 11.

Przekręciłam się na lewy bok, by móc dalej kontynuować swój piękny sen, ale coś mi nie pasowało. To nie było moje łóżko. Otworzyłam oczy i ukazał mi się obraz pokoju, którego nie wiedziałam nigdy wcześniej.
Pierwsze co przyszło mi na myśl, to że znów wszystko się powtarza. Od razu na myśl nasunęło mi się pytanie "Gdzie ja jestem?" a wraz z tym pytaniem, zaczęły przychodzić kolejne i kolejne.. "Kogo to pokój?" "Czy George znów mnie porwał?" "Jak znalazłam się znów w domu George'a?"
Muszę uciekać, ale dlaczego nie ma tu balkonu? Chyba zabrał mnie w inne miejsce. W przeciągu kilku sekund moje życie znów straciło sens. A w myślach przez strach nie mogłam uświadomić sobie tego co się właśnie dzieje.
Usiadałam na miękkim materacu i rozejrzałam się po małym pokoju. Na przeciwko mnie były brązowe drzwi. Bez żadnego zastanowienia, podniosłam się z łózka i ruszyłam w nich stronę. Gwałtownym ruchem utworzyłam je i zaczęłam biec ku wyjściu.
- Co Ty robisz?
Justin podbiegł do mnie i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- O Boże jak dobrze, że to Ty. Myślałam, że George..
- Już dobrze, uspokój się. Przecież obiecałem Ci, że nie spotka Cię już nic złego.
Byłam tak bardzo przerażona, że zapomniałam, że przedniego dnia byłam u Justin'a.
Rzuciłam cię mu się na szyję, a on bez żadnego zastanowienia objął mnie swoimi silnymi ramionami, po czym uniósł do góry.
Starałam się uspokoić, ale strach przejął kontrole nad moim ciałem. Dlaczego to za każdym razem do mnie w raca? Tak bardzo pragnę wymazać to z mojej pamięci, ale to wszystko jest tak bardzo skomplikowane.
- Dlaczego jestem u Ciebie? - zapytałam lekko zdziwiona.
Poluzowałam mój uścisk na jego szyi, a on odstawił mnie na ziemie. Spojrzałam mu prosto w oczy, i zawiesiłam się patrząc w jego karmelowe tęczówki. Jego oczy były hipnotyzujące, nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Był tak cholernie idealny.
- Zasnęłaś gdy oglądaliśmy film, nie chciałem Cię budzić, wiec zaniosłem Cię do sypialni.
Patrzył na moja twarz jakby bał się za zaraz będę mu robić wyrzuty, że mnie nie obudził. Nie miałam zamiaru tego robić, i tak byłam sama w domu do poniedziałku, a teraz nie chce być sama. Boje się zostawać sama.
- Wybrałeś bardzo słaby film. - odparłam z rozbawieniem na twarzy. Chciałam trochę rozluźnić sytuacje, i udało mi się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który chyba nawet był piękniejszy niż jego oczy.
- Przecież zgodziłaś się na niego. - odparł rozbawiony całą sytuacją.
- Yyyy... rzeczywiście zgodziłam się. - nie wiedziałam co powiedzieć, bo to była prawda. Zgasił mnie.
W odpowiedzi usłyszałam jego gardłowy śmiech, który wywołał ciarki na całym moim ciele. Odepchnęłam go od siebie w geście żartu i spostrzegłam, że stoi w samym białym ręczniku, którego ma owiniętego na około pasa. Do tej pory staliśmy tak blisko siebie, że tego nie zauważyłam. Zawiesiłam wzrok za jego idealnie wyrzeźbionym ciele, byłam w szoku.
- Chcesz zrobić zdjęcie? - jego ton głosu był tak rozbawiony, że myślałam, że zaraz znów wybuchnie śmiechem. A ja chciałam zapaść się pod ziemie, moje policzki zalały się czerwienią, próbowałam to ukryć spuszczając głowę w dół. Nienawidziłam tego, jak on mnie cholernie potrafił onieśmielić.
- Innym razem. - próbowałam udawać pewną siebie, nie chciałam, żeby zobaczył jak bardzo mnie onieśmielił.
- Dobra, to mam iść się ubrać, czy nie?
- Jak dla mnie to możesz nawet zdjąć ten ten ręcznik i chodzić nago.
Podszedł do mnie, złapał mnie za tył głowy, delikatnie wplótł palce w moje włosy. Odchylił moją głowę do tyłu, przystawiając swoje usta to mojej szyi. Składał delikatne pocałunki, idąc w górę do moich ust. Jego wargi były nie nawet centymetr od moich, czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy.
- Jesteś pewna tego co mówisz? - zapytał zbliżając się do mnie jeszcze bardziej. Jedną rękę wyplótł z moich włosów, i oplótł ją w okół mojej tali. Lekko przyciągnął mnie do swojego torsu. Czułam bicie jego serca na swoim ciele.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie.
- Zaskakujesz mnie. - odpowiedział zdziwiony.
- Lubie zaskakiwać. - odpowiedziałam mu z wyższością, czując, że wygrałam.
Poczułam jego usta na swoich, nie spodziewałam się tego myślałam, że odpuści. Przejechał swoim językiem po mojej dolnej wardze, a ja poddałam się bez walki. Wplotłam ręce w jego włosy i pozwoliłam by emocje wzięły górę. Nasze języki walczyć ze sobą, tak wspaniałe nie czułam się chyba nigdy. Stado motyli krążyło w moim brzuchu. Justin zjechał ręką na mój tyłek i lekko go klepnął, po czym oderwał się od moich ust.
- Idę się ubrać maleńka. - powiedział szeptem do mojego ucha.
Pochylił się jeszcze raz nade mną i cmoknął mnie delikatnie w usta. Po czym odwrócił się na pieńcie i poszedł w kierunku drzwi w których wybiegłam.
_____________________________________________________________

Przepraszam, za taki poślizg w czasie, ale w ogóle nie miałam weny do pisania. Mam nadzieje, że ta wena powróciła. ;)

niedziela, 13 października 2013

chapter 10.

Wyszliśmy na korytarz, który był całkowicie pusty. Nawet panie sprzątające szkołę, poszły nie wiadomo gdzie. Byłam całkowicie sama. Było tu tak cicho, że słyszałam swój nierówny oddech i głośne bicie serca.
Zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę klasy geograficznej, żeby uniknąć wzroku George'a.
- Gdzie Ty idziesz?! - zapytał George podniesiony głosem.
Złapał mnie za nadgarstek, i przyciągnął moje drobne ciało do swojego. Nie wiedziałam co się dzieje i o co mu chodzi, przecież miałam iść do sali geograficznej.
- Do dali geograficznej. - odpowiedziałam oczywistym tonem.
Na moją odpowiedź usłyszałam tylko, śmiech który wydobył się z gardła mojego prześladowcy. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Serio myślisz, że wołała Cię nauczycielka od Geografii? - zapytał drwiącym tonem.
- To był jedyny sposób, żebyś wyszła z sali i żebym był z Tobą sam na sam. Teraz ten cały twój Justin jest w sali i nie może nic zrobić, a Ty zostałaś zdana tylko na siebie. A nie przepraszam, nie jesteś zdana na siebie jesteś zdana tylko na mnie. - kontynuował swoja wypowiedź.
Byłam przerażona, przecież teraz już Justin nie ma mnie jak uratować. Zaczęłam krzyczeć. To był impuls. George szybko zakrył mi usta ręką i zaczął mnie ciągnąc w stronę wyjścia.
Drzwi od sali biologicznej otworzyły się z hukiem i zamknęły z jeszcze większym. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justin'a biegnącego w naszą stronę. Nie wiedziałam co się dzieje, przecież trwała jeszcze lekcja, a Justin nie wrażając na nic podbiegł do nas, wyrwał mnie z objęć mojego napastnika.
Tym razem nie zrobił mu nic, tylko wziął mnie za rękę i wyprowadził ze szkoły, nie wydobywając z siebie żadnego słowa. Ciągnął mnie za sobą, aż doszliśmy do czarnego samochodu. Otworzył drzwi, posadził mnie na miejscu pasażera, przeszedł z drogiej strony wszedł na miejsce kierowcy i odjechał przed siebie z piskiem opon.
Patrzyłam się na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Ręce na koło kierownicy miał zakiśnięty tak mocno, że kostki mu zbielały. Był zły. Nie on nie był zły, on był cholernie wkurwiony.
W pewnym momencie jego ręka powędrowała do schowka od strony pasażera otworzył ją ostrożnie, żeby nie spada mi na kolana i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Patrzyłam ze skupieniem na jego dalsze ruchy.
- KURWA! - powiedział ze wściekłością.
- Co się stało? - zapytałam niepewnie.
- Fajki mi się skończyły.
- Gdzie jest mój plecak?
- Co? Po co Ci teraz plecak?
- Potrzebny. Gdzie on jest?
- Na tylnym siedzeniu. - odpowiedział ze dziwieniem, że własnie w tym momencie przejmuje się plecakiem.
Odwróciła się do do tyłu, znalazłam swój plecak. Wzięłam go na przód i zaczęłam w nim grzebać.
- Proszę. - powiedziałam spokojnie i wyciągnęłam paczkę papierosów z plecaka.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po czy wyjął jednego z paczki.
- Dziękuję. - powiedział już znacznie spokojniejszym głosem.
- A ja mogę zapalić? - zapytałam niepewnie.
- Yyy, tak. - powiedział lekko zdziwiony.
To dziwne, że zapytałam się go czy mogę zapalić ale, nigdy nie wiadomo jak by mógł zareagować, jak bym wyciągnęła, papierosa i zaczęła go palić. Jeszcze w jego samochodzie. Więc wolałam nie ryzykować.
Justin otworzył okno na oścież i odpalił papierosa zaciągając się bardzo mocno. Widziałam jak razem z dymem powoli upływa jego złość, która przepełniała go całego. Jego uścisk na kierownicy powoli się rozluźniał, a ciało się relaksowało.
- Nie wyglądasz na taką co pali. - usłyszałam jego zachrypnięty głos, który przerwał niezręczną ciszę.
Patrzył na mnie tymi swoim karmelowymi oczami, i czekał na to co powiem.
- Dlaczego nie? - podziałam zdziwiona.
- Wyglądasz na seksowną dziwce, która całymi dniami uczy się i jest posłuszna rodzicom.- patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Widzisz jak pozory są mylące? Z tego co powiedziałeś tylko jedno jest zgodne z twoimi przypuszczeniami. - popatrzyłam się na niego, zaciągnęłam się dymem papierosowym i wypuściłam go w jego stronę.
- Z czym miałem racje? - zapytał bardzo pewny siebie.
- Jestem posłuszna rodzicom. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Moja odpowiedź go bardzo zdziwiła. Popatrzył na mnie z uśmiechem i skopił się znów na prowadzeniu pojazdu.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział, po czym wysiadł z samochodu.
Jak to jesteśmy na miejscu? Zadawałam sobie to pytanie w podświadomości. Myślałam, że jedzie przed siebie, a on miał cel. Nie mam pojęcia, gdzie aktualnie jestem.
Wysiadłam niepewnie z samochodu, zabierając ze sobą plecak.
- Chodź tędy. - powiedział i wskazał drogę którą miałam iść.
Podążałam przed siebie przez jakieś niecałe 10 min.
Justin zabrał mnie nad ocean. Dlaczego akurat tu? Dlaczego akurat zabrał tu mnie teraz? Nie znałam odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania. Ale widoki tu zaprały dech w piersiach.
Na plaży stał brak w którego kierunku zmierzał Justin. Wyjął klucz i podszedł do drzwi. Szybki ruchem otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
Moim oczom ukazało się przepiękne pomieszczenie, to chyba był salon połączony z kuchnią. Po lewo wstała czarna kanapa, a naprzeciwko niej stał duży telewizor. Po prawo były kuchenne meble. Wszystko było bardzo nowoczesne, jak by ktoś wprowadził nie tu i zakrył mi oczy przed wejściem była bym pewna ze jestem w małym apartamencie.
- Podoba Ci się? - moje przemyślenia przerwał mi głos chłopaka.
- Tak jest pięknie, skąd masz kluczyki? - powiedziałam zaciekawiona.
- To jest moje, przyjeżdżam to zawsze kiedy jestem zły, albo cholernie zdenerwowany. W innych sytuacjach też tu przyjeżdżam. Na przykład z imprez, albo żeby coś sobie przemyśleć. - gdy to mówił oparł się o kuchenny blat i bawił się jabłkiem, które leżało koło niego.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - zapytałam zdziwiona.
- Sam nie wiem. Też to mnie dziwi. Jesteś pierwszą dziewczyną którą przywiozłem tu za dnia. - powiedział poprawiając sobie włosy.
- Wooooow, Jutsin Bieber przywiózł mnie do swojego tajemniczego miejsca. I to jeszcze jestem pierwszą dziewczyną którą przywiózł tu za dnia. Czuje się taka wyjątkowa. - powiedziałam z lekkim sarkazmem.
Usłyszałam jego śmiech. Odwróciłam się do niego, teraz siedział na blacie, ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej.
Nim zdążyłam się obejrzeć zeskoczył z blatu i zaczął nalewać wodę do czajnika.
- Kawa, herbata czy coś mocniejszego? - odwrócił się do mnie posyłając mi uśmiech.
- Kawa. - odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Chwile po tym, przyniósł dwa kubki z gorącą cieczą i postawił je na stoliku, który znajdował się pomiędzy kanapą, a telewizorem. Szybkim krokiem ruszył znów w stronę kuchni. Otworzył szafkę z której wyjął cukierniczkę. Kolejną rzecz jaką zrobił było wyglądnięcie mleka z lodówki, która tworzyła jedność z meblami kuchennymi. Podobało mi się tu.
Wrócił do mini salonu i usiadł na kanapie włączając telewizor.
- Siadaj. Chyba, że wolisz stać. Ale nie polecam, picie gorących napoi na stojąco nie jest wygodne. - powiedział rozbawiony.
Szybko dotarło do mnie co powiedział, zaczęłam podążać w stronę kanapy, po czym usiadłam koło Chłopaka.
Justin błądził po kanałach w poszukiwaniu czegoś co będzie stosowne do oglądania. Chyba nie znalazł nic co by mu się podobało, bo przełączył na MTV. Na kanale muzycznym leciało "What makes you beautiful" One Direction. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy i zaczęłam rytmicznie ruszać się na kanapie i podśpiewywać sobie melodie.
- Lubisz ich? - zapytał zdziwiony.
- Ja ich nie lubię, ja ich kocham! - odpowiedziałam w między czasie zachwycając się melodią która pieściła moje uszy.
- Zaskakujesz mnie, naprawdę jesteś inna o wszystkich. - wypowiadając te słowa wpatrywał się intensywnie we mnie.
- Dlaczego twierdzisz ze jestem inna od reszty? - zapytałam zdziwiona.
Przestałam się poruszać i czekałam zniecierpliwiona na odpowiedź chłopaka.
- Sposób w jaki cię poznałem w samochodzie. Później okazało się, że będziemy chodzi do tej samej klasy. Kolejna dziwna sytuacja u twoich rodziców w sypialni. Ale nie ukrywając ona podobała mi nie najbardziej jak dotąd. I teraz tak po prostu siedzisz u mnie, w moim ukochany miejscu. Jesteś inna od reszty, i nie wiem dlaczego. Jest coś w Tobie takiego, że nie chce by spotkało się coś złego. - mówiąc to przyglądał mi się, w jego oczach widziałam dziwną troskę.
Analizowałam, to co mi powiedział. Nie wiedząc jak to odebrać.
- Dlaczego? Dlaczego już po raz trzeci uratowałeś mi życie? Rozumie pierwszy raz to był przypadek, ale kolejne dwie sytuacje, to już nie był przypadek.
- Sam nie wiem dlaczego. Po prostu nie chce, żeby spotkało Cie coś złego. A wiem, że boisz się tego chłopaka, widać to w twoich oczach. A właściwie dlaczego się co boisz? Co on od Ciebie chce?
- On chce mnie.
- Co? Jak to Ciebie?
- Tamtej nocy co mnie uratowałeś, on mnie porwał. Dosypał mi coś do drinka, żebym nie stawiała oporów i zaprał na to odludzie.
Zaczęłam opowiadać mu co się stało, czuje, że mogę mu zaufać.
- Zrobił Ci coś złego?
- Do momentu kiedy obudziłam się naga w jego łóżku nie pamiętam nic...
W moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach, Justin przysunął się do mnie i przytulił mnie tak, że przez chwile która wdawała się wiecznością odniosłam wrażenie, że mam wszystko.
- Nie płacz, nie pozwolę, żeby po raz kolejny Cię skrzywdził.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i starłam opanować emocje i wspomnienia, które nie pozwalały mi przestać płakać.
- O patrzy kolejna piosenka One Direction.
Na te słowa wybuchłam śmiechem i odkleiłam się od Justin'a, żeby zobaczyć teledysk. Chłopak wziął moją twarz w swoje ręce i kciukami wytarł łzy z mojej twarzy, po czym pocałował mnie w policzek.
Poczułam motyle, które krążyły w moim brzuchu. To było takie wspaniałe, chyba nigdy w życiu nie czułam się, aż tak dobrze w obecności chłopaka którego prawie nie znam. On jest wyjątkowy.
Zaczęłam śpiewać "Live while we're young" ku mojemu zwiedzeniu Justin zaczął śpiewać razem ze mną.
- Lubisz One Diretion? - zapytałam zdziwiona.
- Może nie to, że ich lubię, ale nic do nich nie mam.
- Awww Justin pulsujesz u mnie.
- Nie wątpię.
Na takiej luźnej rozmowie spędziliśmy kilka godzin, tematy do rozmów nam się nie kończyły.
- Może obejrzymy jakiś film? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Co proponujesz?
- Hmmmm komedia romantyczna czy horror?
- Jasne, że Horror.
- Okej, może być "Obecność"?
- Jasne.
Justin podszedł do póki i wyciągnął z niej kolekcje filmów po czym, załączył film i usiadł znów na kanapie.
- Chodź do mnie.
Popatrzyłam na niego a on wyciągnął rękę z moją stronę i przyciągał mnie do siebie. Obią mnie w pasie, po czym włączył film.
Siedząc w jego objęciach, nie mogłam się w ogóle skupić na filmie. Rozpraszało mnie wszystko, jego zapach, jego dotyk i wszystko co z nim związane. Ale czułam, się tak wspaniale, że jednym moim marzeniem było, żeby tak chwila trwała wiecznie.
_____________________________________________________________

Przepraszam, że tak długo czekaliście na nowy rodził, ale popsułam ładowarkę od laptopa i miałam trudność z zakupieniem nowej. ;<

środa, 25 września 2013

chapter 9.

Kolejny dzień, który trzeba przeżyć. Dziś mama miała jechać z tatą obejrzeć dom, i mieli wrócić w niedziele w nocy. Wczorajsze zakupy z Jessy nie udały się.. Złapała jakiś wirus i leży w łóżku z gorączką. Wszystko wskazuje na to, że weekend spędzę sama w domu przed telewizorem.
Przekręciłam się na lewy bok i ujrzałam zdjęcie moje i rodziców. Automatycznie przypomniał mi się mój  dzisiejszy sen. Śniło mi się moje dzieciństwo. Ten sen był tak wspaniały, że zaczęłam wspominać dawne lata.
Pamiętam jak, miałam osiem lat i pojechałam z rodzicami do zoo. To jest chyba mój ulubiony dzień z dzieciństwa. Widziałam po raz pierwszy zwierzęta, które widywałam tylko w telewizji. To teraz wydaje się takie śmieszne, ale ile wtedy sprawiło mi to radości. Pamiętam jeszcze, jak wychodziłam po tatę, gdy wracał z pracy. Mama mówiła mi, o której mam wyjść, ja taka mała z kucykiem uwiązanym na środku głowy szłam w kierunku, w którym ukazywał się tata. Brał mnie na ręce i wracaliśmy do domu. Mama wtedy czekała na nas z obiadem, a później spędzaliśmy czas wszyscy razem.
Nie wiem, czy te wspomnienia, naprawdę są tak wspaniałe jak zapisały się w mojej pamięci, ale nawet jeśli one nie są prawdzie, to i tak są najlepsze.
Wtedy wszystko było takie proste. Nie przejmowałam się niczym, a moim największym zmartwieniem było, czy zdążę obejrzeć wieczorynkę. Chciała bym być znów być dzieckiem, chodź na jeden dzień...
Dobra muszę skończyć wspominać, najlepsze czasy mojego życia, bo jak tak dalej pójdzie to spóźnię się do szkoły. Wzięłam swój telefon do ręki, spojrzałam na zegarek 6:45 najwyższy czas wstawać
Zwinęłam się z łóżka i szybkim krokiem ruszyłam do łazienki.
Wykonałam poranne łazienkowe czynności. Poszłam do pokoju, podeszłam do szafy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to długa sportowa bluzka z napisem "SWAG". Była idealna na dzisiejszy dzień. Założyłam do niej czarne rajstopy, a na to zakolanówki. Wyglądało do idealnie na moich chudych nogach.
Zeszłam na dół, założyłam białe conversy i wyszłam z domu.
Ogarnęłam się bardzo szybko, zostało mi jakieś 30 minut do rozpoczęcia lekcji. Nie chciało mi się już wracać do domu, a było ciepło, wiec postanowiłam, że pójdę na pieszo. Zaczęłam szybkim krokiem podążać w wyznaczony kierunku.
Dotarłam idealnie na lekcje. Byłam zadowolona z siebie, a co tego poranny spacer dobrze mi zrobił.
Mój plan na dziś był taki, żeby przeżyć ten dzień w szkole i korzystać jak najlepiej z nadchodzącego weekendu.
Pierwsza lekcja, to była geografia.
Weszliśmy do klasy, weszłam prawie jako ostatnia. Justin już siedział na miejscu. Gdy zobaczył mnie, myślałam ze wypali dziurę w moim ciele, albo rozbierze mnie wzrokiem. Chciało mi się śmiać, gdyż wyglądało to dziwie, ale zabawnie. Zresztą nie tylko on zareagował tak na mój widok, ale na jego rekcji zależało mi najbardziej.
Zajęłam swoje miejsce, rozpakowałam swój mały plecaczek i zajęłam się lekcją. Czułam się dziwnie, bo nie było koło mnie Jessy..
Dziś lekcje mijają mi wyjątkowo szybko, nim się obejrzałam zaczynała się już 3 lekcja. To była lekcja biologi. Na tej lekcji byłam zmuszona siedzieć z Justin'em, ale nie sprawiało mi to jakiegoś zakłopotania. Już nie. Zaczęła się lekcja, jak zawsze pani mówiła coś, a my udawaliśmy ze jej słuchamy. Niezależnie od tego ile mamy lat w szkole i w stosunku do nauczycieli zachowujemy się dalej jak 10 latkowie.
W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Uwaga wszystkich skupiła się na białych drzwiach, które z każdą chwilą rozchylały się jeszcze bardziej. Ukazała się postać chłopaka. Do naszej klasy wszedł George. Nie wiedziałam go już, od prawie trzech tygodni.
W moich oczach można ujrzeć było strach, moja twarz pobladła, a ręce zaczęły mi się trząść.
Poczułam jak ktoś łapie mnie na rękę, to był Justin. Starał się mię uspokoić. Spojrzałam na niego, a on bezgłośnie powiedział  "nie bój się, jestem przy Tobie". To było naprawdę miłe z jego strony. Czułam, że mam w kimś oparcie. Swoim kciukiem pocierał moją rękę, żeby dać mi otuchę i świadomość tego, że nie jestem sama.
George miał jeszcze nie wygojoną rangę pod okiem, musiał wyglądać strasznie trzy tygodnie temu, jak jeszcze do tej pory ma ślady.
- Tak, George co chciałeś? - zapytała nauczyciela.
- Pani od geografii prosi Lily do siebie. - powiedział pewnym głosem.
Przez chwile te słowa do mnie nie docierały, nie wiedziałam do się dzieje. Nie chciałem z nim iść, sama na drugie piętro. Bałam się go.
- Lily idź z George'm do pani. - powiedziała nauczycielka zachęcającym głosem.
Poczułam jak uścisk Justin'a na mojej ręce się zaciska. Wyglądał jak by miał zaraz go zabić. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Szczękę miała zaciśniętą, jego twarz nabrała lekko czerwony kolor, a żyły wyszły mu na wierzch.
- Nie może to poczekać do przerwy? Przecież lekcja zaraz się kończy.
- Myślę...
- Nie, pani powiedziała ze musisz zjawić się u niej w natychmiastowym tempie. - powiedział George przezywając nauczycielce.
- No widzisz Lily musisz iść.
Nie miałam wyboru musiałam iść. Justin nie wypuszczał mojej ręki z uścisku, widać było, że nie chce, żebym szła. Ale on również wiedział, że nie mam innego wyboru.
Wstałam, podnosząc się delikatnie z krzesła. Przeszłam za Justin'em. Gdy wstawałam, Justin nadal nie pościł mojej dłoni. Wszyscy widzieli, ze trzymał mnie za rękę, łącznie z George'm.
Gdy wstawałam z ławki pochyliłam się nad głową Justin'a, i cichym szeptem powiedziałam mu to do ucha. "wszystko będzie dobrze, jesteś przecież niedaleko mnie."
To było moje pierwsze takie zdanie wypowiedziane go niego, po tym co się stało w sypialni. Ale w takich sytuacjach czułam się tylko koło niego bezpieczna.
To jest aż nienormalne, unikałam Jutsin'a przez bardzo długi czas, a gdy tylko George pojawił się w pobliżu, byłam w stanie oddać wszystko, żeby Justin był przy mnie. Jego dotyk, jego wzrok, jego stanowczość, jego odwaga, jego pewność siebie, to wszytko sprawiało, że dawał mi poczucie bezpieczeństwa. To dziwne, ale ufam mu. Chodź tylko kilka razy z nim rozmawiałam.
Wiedziałam, że Justin musi zostać na lekcji, wiec jestem zdana tylko na siebie.
Wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę drzwi. George w pewnym momencie mnie wyprzedził. Otworzył drzwi wypuszczając mnie przed siebie, przy czym objął mnie w tali. Odskoczyłam czując jego dotyk na mojej ciele. Ostatni raz odwróciłam głowę by spojrzeć na Justin'a. Jego wzrok był skupiony na ręce Georga, która obejmowała mnie w tali. Wyglądał jak by miał zaraz eksplodować, jedyne co widać było w jego oczach to złość.
Drzwi gwałtownie zamknęły się.

piątek, 13 września 2013

chapter 8.

Minęło prawie dwa tygodnie odkąd ostatni raz rozmawiałam z Justin'em. Po tej akcji w sypialni starałam się go unikać, co wychodziło mi naprawdę bardzo dobrze. Zamieniłam z nim chyba tylko jedno zdanie, bo jestem zmuszona dzielić z nim ławkę na lekcji biologii.
George nie pojawił się nadal w szkole. Dzięki temu czułam się bezpiecznie. Byłam szczęśliwa, bo wszystko zaczęło się w końcu układać.
Tata miał wrócić jutro do domu. Tak strasznie za nim tęskniłam. Nie widziałam go już 7 miesięcy bo pracuje w Mexyk'u, i widujemy się bardzo rzadko..
Lekcje minęły mi bardzo szybko. Po szkole byłam umówiona z Jessy na zakupowe szaleństwo. Zakupy jak dla mnie, to jedna z najlepszych kuracji uspokajających i relaksujących.
Wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód na podjedzie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę frontowych drzwi. Po wejściu do domu usłyszałam rozmowę kobiety i mężczyzny. Głos był mojej mamy i jak by mojego taty, ale to nie możliwe, bo miał wrócić dopiero jutro. Bez zastanowienia od razu postanowiłam sprawdzić z kim rozmawia moja rodzicielka. Weszłam do salonu i zobaczyłam siedzących rodziców na kanapie przed wyłączonym telewizorem. W ekranie telewizyjnego odbiornika mogłam zobaczyć ich twarze. Rozmawiali o czymś ważnym, a nawet bardzo ważnym. Mieli bardzo poważne wyrazy twarzy. Nie chciałam im przerywać rozmowy, ale tak bardzo tęskniłam za tatą, że musiałam.. Nie czułam się z tam dobrze, ale to było silniejsze ode mnie.
- TATA! - krzyknęłam, a dwie pary oczu zaczęły patrzeć na mnie z uśmiechami na twarzy.
Dziwie, jak na mój widok pojawił się u ich uśmiech na twarzy. Wyglądali jak by starali się coś przede mną ukryć.
Tata wstał z kanapy i zaczął iść w moim kierunku. Spotkaliśmy się w połowie drogi. Rzuciłam się na jego szyje, a on uniósł mnie do góry, nie wypuszczając uścisku.
- Tęskniłam za Tobą, i bardzo. - wypowiedziałam te słowa szeptem wprost do jego ucha. Ściskając w uścisku mocno jego szyje.
- Ja za Tobą też kochanie.
Wypowiadając te słowa jego głos się złamał, tak jak by chciało mu się płakać. Uścisnął mnie jeszcze mocniej, wtulając się w moje w włosy, które w tym momencie były w kompletny nieładzie.
Mama siedziała uśmiechnięta na kanapie, a w oczach miała zły. Była bardzo szczęśliwa widząc mnie i tatę przytulających się do siebie. Zapewne też brakowało jej widoku rodziny w komplecie.
- Musimy porozmawiać. - piskliwy głos dotarł do moich uszu.
Odezwała się mama. Przezywając nam, chwile radości. Jej ton głosu był bardzo poważny.
- Tak musimy. - przytakną tata puszczając mnie z uścisku i znów odstawiając na ziemie.
- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana.
Nie wiedziałam co się dzieje. Przed chwilą wszyscy byli tacy szczęśliwi. Ta scena wyglądała jak z filmu. Córka wpada ojcu w ramiona, a mama przygląda się z miłością w oczach.
Idealna rodzina po prostu. A teraz co? Mają miny jak by ktoś umarł. Widziałam, że moje szczęście nie może trwać długo, bo to nie w moim stylu.
- Tata dostał prace oddaloną o 100 kilometrów od domu.
Powiedziała mama, w jej głosie można było wyczuć wszystkie emocje świata, oprócz szczęścia.
Dziwiło mnie to.. Dlaczego jej ton głosu nie był szczęśliwy? Przecież ta wiadomość była jedną z najlepszych, jakie otrzymałam w ostatnim czasie.
- To chyba dobrze, co nie? - zapytałam zdezorientowana.
- No tak dobrze. - powiedział tata.
- Ale jest mały, a raczej duży problem. - zaczęła mama.
Patrzyłam głową na znak, żeby zaczęła kontynuować wypowiedź.
- Chcemy się tam przeprowadzić.
- CO?
Nie pozwoliłam jej dokończyć. Przerwałam jej w połowie zdania. Byłam w totalnym szoku. Jak to przeprowadzka? Nie mogę się stąd wyprowadzić. To była by idealna ucieczka od problemów, ale nie mogę zostawić tu samej Jessy. Nie mogę rujnować naszych planów, związanych z przyszłością.
- Pozwól niech twoja mama dokończy.
W jego wzroku mogłam wyczytać, błaganie mnie, o to żebym nie panikowała, tylko słuchała co ma mi mama do powiedzenia.
- No okej, mów.
Chciałam, żeby skończyła swoją wypowiedź, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Z nerwów zaczęłam przygryzać dolną wargę. Tak bardzo chciałam, żeby jej słowa ukoiły moje rozszarpane nerwy.
- Masz już prawie 19 lat, w tym roku będziesz pisała maturę. Nie chcemy żebyś się jeszcze przeprowadzała, bo uważamy z tatą, że powinnaś dokończyć tu szkołę.
Skończyła mówić, biorąc głęboki oddech. Wiedziałam, że ma jeszcze coś do powiedzenia, tylko tego teraz się najbardziej boi.
- Wiem, że to nie wszystko co chciałaś powiedzieć, wiec mów dalej.
- Chciała bym się już teraz wyprowadzić, a Ty byś przyjeżdżała do nas w weekendy...
- Co, mam zostać sama w tym wielkim domu? - zaczęłam krzyczeć i panikować.
Przecież ja nie mogę sama zostać w domu... Boje się. Po tym co wydarzyło się w dzień imprezy. Bałam się wyjść z domu, a co będzie jak będę musiała sama zamieszkać? Oszaleje ze strachu.
Rodzice nie wiedzieli co powiedzieć. Wiedziałam, że też to było dla nich trudne, ale to ja miałam zostać sama w domu. Przeraziła mnie ta myśl. Tata zaczął coś mówić, ale kompletnie go zignorowałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Podeszłam do szafki wzięłam papierosa i poszłam na balkon. Odpaliłam go, zaciągnęłam się mocno, starając się na razie nie myśleć o tym jak będzie i co będzie. Skończyłam palić, ale byłam tak zdenerwowana, że odpaliłam jeszcze jednego. Stałam na ziemnych kafelkach, co chwile przeskakując z nogi na nogę. Było tak zimno, że gdybym tego nie robiła, to nogi by mi odmarzły. Chwile po wypaleniu, weszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam układać sobie w głowie wszystkie moje myśli.
Doszłam do wniosku, że zachowałam się jak 12 latka, gdy rodzice ze mną rozmawiali. Czuje się teraz bardzo głupio. Wiem, jak mama strasznie tęskni za tatą, gdy go nie ma, a ten okres kiedy byli by sami, dobrze by im zrobił. Mam już prawie 19 lat poradzę sobie sama w domu, a nawet nie muszę sama sobie z tym radzi, mam jeszcze Jessy na nią zawsze mogę liczyć i w każdej sytuacji.
Przemyślałam sobie to wszystko i postanowiłam zejść do rodziców i powiedzie im co postanowiłam.
Wyszłam z pokoju i zaczęłam schodzić po schodach. Mama z tatą prawię się do siebie nie odzywali, co sprawiło, że poczułam się temu winna.
- Chciałam was przeprosić. - powiedziałam po cichu, nieśmiało wchodząc do kuchni.
Rodzice skierowali całą swoją uwagę na mnie. Byli w szoku po tym co usłyszeli.
- Nie musisz przepraszać kochanie, masz racje co do tego. Nie mogę zostawić Cię samej w domu.
 Odpowiedziała mi z troską w głosie, i na koniec lekko się do mnie uśmiechała. Udawała, że wszystko jest dobrze. Ale z jej oczu potrafiłam odczytać jej uczucia. W tym momencie były ciemno niebieskie, ich odcień bardziej od niebieskiego przypominał granat. Teraz przypomniały ocean bez dna. Wiedziałam że, nie mogę pozwolić na to, żeby cierpiała z mojego powodu.
- NIE! Właśnie, że mam za co przepraszać. To wy macie racje. Mamo powinnaś się wyprowadzić. Poradzę sobie sama i mam jeszcze Jessy, a do tego babcia mieszka w pobliżu. - powiedziałam to, tak szybko ze zapomniałam o oddychaniu. Mama z tatą spojrzeli na siebie, a potem na mnie byli bardzo zdziwieni  moją nagłą zmianą zdania na ten temat.
- Co? - powiedział zdziwiony tata.
- No przecież słyszałeś.. chcę żeby mama pojechała z Tobą. - powiedziałam to, najbardziej oczywistym tonem głosu jakim mogłam powiedzieć.
- Jesteś pewna tego co mówisz? Przemyślałaś to? - zapytała mama.
- Tak mamo jestem pewna, dam sobie rade mam już prawie 19 lat, a przecież i tak będziemy się chociaż raz w tygodniu widywać, wiec nie widzę problemu. - uśmiechnęłam się do nich.
Tata spojrzał na mamę i uśmiechnął się do niej, mojej mamy oczu zaczęły się świecić ze szczęścia. Naprawdę jej na tym strasznie zależało, a ja byłam tak bardzo samolubna. Ciesze się, że mogłam ich uszczęśliwić. Bardzo ich kocham.
- Cieszę się, że wyjaśniliśmy to już sobie. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- My też kochanie - powiedział z ulgą tata.
- Jestem u siebie jak byście coś chcieli.
Poinformowałam ich, i zaczęłam kierować się w stronę dębowych schodów prowadzących do mojego celu.
- Dobrze. - mama przytaknęła głową.
Po wejściu do pokoju zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam.
Miało to dobre strony i złe. A jak będzie okaże się w trakcie. Nie da się przewidzieć przyszłości. Trzeba żyć z dnia na dzień. Nie wiem, czy to dobrze podejście do życia ale zawsze tak robię. Tłumacze sobie, ze jutra może nie być, wiec nie będzie gorzej. To głupie, ale potrafi oderwać od myślenia i zastanawiania się nad nieznaną przyszłością.
__________________________________________________________________

Dziś mija równy miesiąc, jak zaczęłam pisać tego bloga. I ogólnie pisze pierwszy raz, nigdy przed tym tego nie robiłam. Dziękuję wam, że w ogóle chcecie czytać, to co tu pisze. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. <3

Kilkanaście osób zmieniło swoje username, jeśli jesteś jedną z tych osób, a chcesz być dalej informowany o nowych rozdziałach napisz swoje nowe username w komentarzu pod rozdziałem. ;)

sobota, 7 września 2013

chapter 7.

Razem z Justin'm zaczęliśmy kierować się na górę, do sypialni rodziców.
Szybko pokonałam schody, przeskakując co drugi stopień. Justin cały czas podążał za mną. Szliśmy wzdłuż korytarza, który prowadził, do naszego celu.
Podeszłam do brązowych drzwi, i szybkim ruchem otworzyłam je, wchodząc do pokoju. Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać pudełek, ale były zakopane głęboko pod innymi pudełkami. Justin stał oparty o drzwi i patrzył, na to, co robię.
Po chwili obserwacji, odnalazłam mój cel. Kucnęłam i zaczęłam wyciągać odnalezione pudełko, Ale jakoś słabo mi to wychodziło.
Czułam się zażenowana, tym że Justin obserwuje, to jak szarpię się z pudełkiem.
Usłyszałam kroki, które z każdą chwilą stawały się intensywniejsze. Justin podszedł do mnie, kucnął i pociągnął pudełko, wcale się nie wysilając, a pudełko wyszło od razu. Myślę, że moje wysiłki znudziły już chłopaka, albo chciał mi po prostu pomóc. Spojrzał się ma mnie. Widziałam, że chce mu się śmiać, ale skarciłam go wzrokiem i spuścił głowę. Udało mi się jedynie wychwycić jego pełny uśmiech, gdy spuszczał głowę w dół.
Było jeszcze jedno pudełko z podpisem "Stare zabawki Lily". Postanowiłam sobie, że ja go wyciągnę.
Zaczęłam się siłować z tym pudełkiem. Jestem strasznie uparta. Chciałam mu pokazać, że sama też umie sobie poradzić. Co prawda nie wychodziło mi to, ale nie chciałam się poddać. Ja się nigdy nie poddaje.
- Może Ci pomóc. - usłyszała rozbawiony głos chłopaka.
- Nie, dzięki. - powiedziałam najbardziej niemiłym głosem jakim mogłam.
- Jak chcesz, ale żeby późnej nie było, że nie chciałem pomóc. - jego głos był jeszcze bardziej rozbawiony, niż wcześniej.
Justin był już bardzo znudzony moją szarpaniną z pudełkiem. Szczerze mówiąc, to wcale mu się nie dziwię.
Kucnął sobie za mną, i zapewne obserwował dalszy przebieg sprawy.
Po 5 minutowej szarpaninie z pudełkiem zaczęło się ruszać. Wiedziałam, że zaraz je wyciągnę. Zaparłam się z całej siły o szafę i zaczęłam go ciągnąc.
Pudełku poleciało na mnie, a ja razem z nim.
Przewróciłam się prosto na Justina.
Chciałam złapać pudełko w trakcie lotu, żeby cała jego zawartość nie wylądowała na ziemi. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, ale, to nic nie dało. Nie udało mi się, i przez to, że próbowałam je ratować, tylko pogorszyłam całą sytuacje. W tym momencie leżałam na Justinie.. On leżał na plecach, a ja na nim na brzuchu. Swoimi silnymi ramionami złapał mnie w talii, żeby mi się nic nie stało. Jego najwyraźniej rozbawiła ta cała sytuacja, ale mi nie było do śmiechu. Było mi cholernie głupio.
- Podoba mi się? - zapytał, i zaczął śmiać się w głos.
- Tak bardzo. - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Nie wątpię. - odpowiedział bardzo pewny siebie.
- Dupek.
- Twierdzisz, że Ci się nie podoba, a nadal leżysz na mnie.
- Leże, bo nie mam jak się ruszyć. Trzymasz mnie w tali.
Byłam dla niego strasznie niemiła. Czułam się tak cholernie głupio, a on sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej. Jego pewność siebie imponowała mi, ale też sprawiała, że miałam ochotę go zabić.
- A może nie chce Cię puścić, bo mi się podoba? - szepnął mi do ucha, i mnie pościł.
Jego słowa sprawiły, że przez chwile nie wiedziałam co powiedzieć.
Wiedziałam, że nie mogę myśleć za długo nad odpowiedzią, bo wtedy może uznać, że ma nade mną władzę. A tak nie było. To, że nieraz potrafił mnie zawstydzać, nie znaczy, że nie potrafię się obronić w jego staraniach totalnego onieśmielenia mnie.
- Nie wątpię, że Ci się podoba.
Użyłam jego własnej borni. To było najlepsze wyjście z całej sytuacji.
Jednak potrafię sobie radzić z takimi, krępującymi sytuacjami. Lata praktyki, nie poszły na marne.
- Teraz podoba mi się jeszcze bardziej. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Poczułam się dziwie zażenowana, bo jak wstawałam siadłam na niego okrakiem. I wszystkie starania, z przez kilku minut szlag trafił.
- Już uciekasz? - spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
- Jesteś straszny. - popatrzyłam się na niego i pokręciłam głową.
Jednak nie poszło tak źle, dałam rade. Nie pokazałam mu, że mnie onieśmiela, byłam z siebie dumna.
Ledwo co zdążyłam zejść z Justin'a weszła jego i moja mama do pokoju. Poczułam ulgę, że udało mi się zejść z Justin'a zanim one weszły, bo to by było bardzo dziwne. Jeszcze dziwniejsze, niż to, że na nim leżałam.
- O matko, co tu się stało? - powiedziała moja mama z rozbawieniem.
- Ktoś tu się przewrócił. - powiedziałam patrząc na Justin'a leżącego na ziemi.
- Osz, Ty!
Justin wstał, zaczął szybkim krokiem kierować się w moją stronę. Wziął mnie na ręce, i zaczął iść w stronę wielkiego małżeńskiego łoża. Położył mnie delikatnie na łóżko i zaczął mnie łaskotać. Mam strasznie łaskotki, wiec od razu zaczęłam się śmiać.
Mama Justin'a i moja przyglądała się nam, co my robimy, a Justin nie przestawał, kontynuował znęcanie się nade mną. Znęcanie pod tym względem, że brzuch bolał mnie już od śmiechu.
- Kto się przewrócił, i rozsypał to wszystko? - powiedział to, cały czas mnie łaskocząc, żebym przyznała się do winy.
- JA! Ja to zrobiłam. - nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, musiałam się przyznać.
- Grzeczna dziewczynka. - powiedział zadowolony z siebie i przestał mnie łaskotać.
To jak z łatwością i brakiem żadnego skrępowania wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko sprawiło, że czułam jak byśmy znali się od lat. To było bardzo miłe, takie spontaniczne. Bardzo mi się to podobało.
- Dobra a teraz pozbierajcie to i zejdźcie na dól. - powiedziała mama Justin'a.
Zdążyłam już zapomnieć, dlatego znalazłam się na łóżku w objęciach chłopaka. To może dziwne ale chciałam, żeby tak chwila trwała wiecznie, czułam się przez tą chwile, jak bym znów była dzieckiem. Justin sprawiał, że czułam się przy nim tak inaczej. Sama nie potrafię nazwać tego uczucia. Ale to bardzo miłe uczucie.
Potrafił mnie zawstydzić, czułam się przy nim skrępowana, ale też potrafił mnie rozbawić i sprawiał, że zapominałam o wszystkich złych rzeczach w moim życiu. A co najważniejsze dwukrotnie uratował mi życie, przez co, czułam się przy nim bezpiecznie.
Drzwi, zamknęły się. Zostaliśmy znów sami.
Leżałam na łóżku, a chłopak siedział koło mnie. Już nic mi nie robił, a nadal śmiałam się jak głupia.
- Wstawaj. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Justin wstał z łóżka i podał mi rękę, żebym ja również się podniosła.
- Musimy to posprzątać. - znów odezwał się Justin.
- Wiem.
Zaczęliśmy chodzić po całym pokoju w poszukiwaniu rozrzuconych zabawek.
Usłyszałam śmiech Justin'a, nie wiedziałam dlaczego się śmieje, przecież nic teraz nie zrobiłam, co mogło by go rozśmieszyć.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam zdziwiona.
Odwróciłam się w jego stronę i czekałam z niecierpliwością na odpowiedź.
- Czy to Ty? - zapytał rozbawiony.
Wziął zdjęcie z komody i zaczął kierować się w moją stronę. Podszedł do mnie i pokazał mi zdjęcie. Tak, to byłam ja. Ale wyglądała tu strasznie. Byłam ubrana w czerwone rajstopy, zieloną koszulkę i jeansową spódniczkę, na rękach trzymałam misia. Moje włosy były uczesane w dwa kucyki, a do tego byłam gruba i miała okulary. Jak dobrze pamiętam, to miałam wtedy 7 lat. Mój ubiór, mój wygląd, moje wszystko.. To zdjęcie było straszne.
- To Ty? - ponowił swoje pytanie.
- Tak, oddaj mi je!
Chciałam wyrwać to zdjęcie chłopakowi z ręki, zaczęłam je ciągnąć, ale on był dużo silniejszy ode mnie. Nie dałam rady.
Wkurzyłam się, że zobaczył to zdjęcie. Nienawidziłam go.. Wyglądałam tak jak gówno w trawie. Ale moja mama uwielbiała, to zdjęcie. A zawsze jak mówię jej, żeby schowała gdzieś to zdjęcie, jej odpowiedź brzmi "NIGDY! Kocham to zdjęcie, jesteś takim słodkim pulpecikiem." I dlatego cały czas stoi u niej na komodzie.
- Dlaczego się tak denerwujesz? Przecież wyglądałaś słodko. - ledwo co zdążył skończyć zdanie, wybuchł śmiechem.
- Cham! Oddawaj je natychmiast! - powiedziałam, ze złością która wypływała z moich oczu i głosu.
- Oj, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - powiedział spokojnie. I oddał mi zdjęcie.
- Dziękuję.
- Dlaczego się tak zdenerwowałaś?
- A Ty byś się nie zdenerwował? Wyglądam tam strasznie.
- Wcale, że nie. Jesteś słodziutka.
Wypowiadając te słowa uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie byłam pewna, czy powiedział, to, żebym się lepiej poczuła. Czy nadal się ze mnie śmieje, tylko po mistrzowsku potrafi udawać, że wcale nie chce mu się śmiać.
- Dobra, nieważne. Teraz posprzątajmy to.
Chciałam uniknąć dalszej rozmowy na temat tego zdjęcia.
Zaczęliśmy znów chodzić po pokoju. Szybko uwinęliśmy się, z posprzątaniem bałaganu. Nie zamieniając, już ze sobą żadnego słowa przez ten czas.
Zeszliśmy na dół. Justin położył pudła na ziemi. Usiedliśmy znów na kanapie, prawie w ogóle nie rozmawialiśmy już ze sobą. Za to nasze mamy idealnie się dogadywały, a my siedzieliśmy i słuchaliśmy o czym rozmawiają.
Przez ten cały czas zadawałam się jak będzie dalej? i co będzie dalej? te pytanie strasznie mnie nurtowały.
________________________________________________________________________

Jeśli czytasz mojego bloga, proszę, dodaj byle jaki komentarz pod tym rozdziałem. Chce zobaczyć dla ilu osób piszę, to jest dla mnie bardzo ważne. 

środa, 4 września 2013

chapter 6.

Kolejny dzień w szkole, przeminął normalnie. George'a nie było w szkole, wiec nie miałam się czego bać. Długie rozmowy z Jessy na przerwach i na lekcjach, pomagały mi ogarnąć mętlik w mojej głowie.
Jednak powiedzenie jej o wszystkim, było najlepsze co mogłam zrobić. Własnie w takich chwilach, wiesz kto jest twoim przyjacielem, na dobre i na złe. A Jessy udowodniła mi, że jest ze mną na dobre i na złe. Taki przyjaciel to skarb.
Wróciłam do domu, przywitałam się z mamą i poszłam do siebie do pokoju. Przebrałam się w rurkowate dresy i luźną koszulkę, upięłam niechlujnie włosy w koka i mogłam zacząć się relaksować.
Położyłam się na łóżku. Kochałam mój pokój. Moje wielkie łóżko, z białą pościelą, idealnie komponowało się z lekko różowym kolorem ścian, a do tego biały sufit i ciemne panele. Białe meble dopełniały idealność mojego pokoju. Ale mój pokój, to był kompletny absurd, prawie wszystko w kolorze bieli, a moim ulubionym kolorem jest czarny. 
Włączyłam laptopa o zaczęłam oglądać "Pretty Little Liars" bo miałam kilku odcinkowe zaległości. Po obejrzeniu jednego odcina, usłyszałam głosy dobiegające z dołu. Wstałam z łózka i zbiegłam po schodach na dół, zobaczyć kto przyszedł. 
Lubiłam wiedzieć kto w danym momencie przebywał w moim domu. 
Wchodząc do salonu doznałam szoku. Zobaczyłam Justin'a siedzącego na kanapie i sączącego jakąś gorąca ciecz, co mogłam wywnioskować po unoszącej się parze znad kubka.
Dlaczego Justin jest w moim domu i popija kawę z moja mama i jakąś kobietą? Stałam tak kawałek czasu, myśląc co to wszystko ma znaczyć. Na szczęście jeszcze nikt mnie nie zauważył. Co dawało mi, możliwość zrozumienia, co tu się dzieje. Ale mimo wszystko nie potrafiłam tego ogarnąć. 
W pewnym momencie usłyszałam głos swojej rodzicielki.
- O Lily. - powiedziała mama, lekko zdziwiona, ze mnie tu widzi.
Wzrok Justin'a i nieznajomej kobiety skierował się prosto na mnie. 
- Oto moja córka Lily. - powiedziała, z duma w głosie.
Stałam tak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Kobieta, która siedziała naprzeciwko mojej mamy, wstała i zaczęła iść w moim kierunku. Była bardzo niziutka, byłam wyższa od niej pawie o głowę. Miała hebanowe włosy, które lekko zwisały na jej ramionach i duże kolczyki, które od razu przykuły moją uwagę. Podeszła do mnie i objęła mnie swoimi ramionami. Odwzajemniłam uścisk, chociaż byłam w lekkim szoku.
- Cześć jestem Pattie, a to mój syn Justin. - przedstawiła mi się z uśmiechem na twarzy.
Justin patrzył na mnie z przerażeniem, ja na niego również oboje nie wiedzieliśmy jak się zachować. Dla nas obojgu na sytuacja była bardzo dziwna.
- Dlaczego się tak na siebie patrzycie? - zapytała moja mama.
Nie widziałam co powiedzieć, otworzyłam buzie jak bym chciała wydobyć z siebie jakieś słowo. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Spojrzałam na Justin'a błagalnym wzrokiem. Od razu wiedział, co musi zrobić.
- Zapewne jest przerażona, że wiedzę ją w dresach, luźnej koszulce i koczku, bo szkole wygląda jak modelka. - powiedział ze śmiechem wydobywającym się z jego gardła.
Cieszyłam się, że Justin dobrze mnie zrozumiał i przejął kontrole, bo ja w ogóle nie wiedziałam co mam powiedzieć. Stałam tak i patrzyłam się na niego, po czym powiedziałam bezgłośnie "dziękuję".
- Tsaaaa a Ty jesteś przerażony widząc mnie w takim stanie niewyjściowy. - powiedziałam z wyczuwalnym żartem w głosie.
Nie wiedziała co powiedzieć, nie chciałam, żeby Justin'owi zrobiło się głupio. Wiec, jak on zaczął, postanowiłam kontynuować, narzucony przez niego temat.
- Dokładnie. - powiedział Justin, z ulgą, że udało się na z tego wybrnąć.
- Już zdążyliście się poznać? Przecież do tej szkoły chodzisz zaledwie od kilku dni. - powiedziała zdziwiona Pattie.
- Chodzimy razem do klasy. - odpowiedział posyłając jej uśmiech.
Pattie spojrzała się na syna, tak jak by mu nie wierzyła, w to co powiedział.
- Lily usiądź z nami.
Moja mama swoimi słowami przewała rozmowę Justina i jego mamy. 
- Chyba powinnam się przegrać. - powiedziałam z zakłopotaniem. 
- Wyglądasz pięknie, siadaj. - Chłopak odezwał się.
Powiedział z przekonaniem w głosie, że tak jest.
Justin klepnął w miejsce koło siebie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zawstydził mnie tym, gdy powiedział, że wyglądam ładnie.
W tym momencie byłam zmuszona zostać. Zaczęłam iść niepewnym krokiem w kierunku czarnej skórzanej kanapy, na której siedział Justin. Usiadłam koło niego i spuściłam głowę w dół, żeby nikt nie zauważył, że się zarumieniłam, bo to było by dla mnie bardzo żenujące. W ogóle świadomość tego, że się zarumieniłam była dla mnie żenująca, jak mogła sobie na coś takiego pozwolić? Sama nie wiem, to było takie bezwarunkowe.. Nie mogłam nic na to poradzić.
Nasze mamy zaczęły rozmawiać ze sobą, o wszystkim. Wyglądało na to jak by znały się od wieków. A to jest bardzo dziwne, bo ja Pattie widzę pierwszy raz na oczy. Razem z Justin'em siedziałyśmy przyglądając się i przysłuchując się ich konwersacji. To było dla mnie bardzo niezręczne, za to miałam wrażenie ze Justin z każdą minuta stawał się coraz bardzo rozluźniony.
- Lily mogła byś przynieść mi z góry te dwa pudelka z Twoimi starymi zabawkami? - zapytała mnie z miłym uśmiechem na twarzy.
Zastanawiałam się, po co jej stare pudełka z moimi zabawkami, moja mama jest nieobliczalna. 
- Ale one są wielkie i ciężkie. - powiedziałam z grymasem na twarzy. 
Nie chciało mi się po nie iść, wiec próbowałam się wykręcić.
- To Justin z Tobą po nie pójdzie. - podziałała Pattie z uśmiechem na twarzy, ton jej głosu był niesamowicie przyjemny.
Od razu pożałowałam, że to powiedziałam. Ja z Justin'em sami w sypialni moich rodziców? Tak, własnie jest zawsze, jak chce się wyplątać, od rzeczy, których nie chce mi robić. Bóg pokarał mnie, za moją leniwość. 
___________________________________________________________

Chyba ostatni rozdział nie przypadł wam do gustu, bo było bardzo mało komentarzy.
Mam nadzieję, że ten rozdział będzie wam się bardziej podobał. ;) 

poniedziałek, 2 września 2013

chapter 5.

Stałam i patrzyłam z niedowierzaniem, na to, co się właśnie stało. George leżał na ziemi cały zakrwawiony. Z bólu nie mógł się podnieść z ziemi, a Justin odchodził korytarzem z krwawiącymi krostkami u rąk.
Kopnął go jeszcze raz w brzuch, przez co chłopak zwinął się z bólu jeszcze bardziej, i odszedł. Po prostu odszedł, tak jak by się nic nigdy nie stało.
Justin uratował mi życie po raz kolejny, ale byłam przerażona tym, jak bardzo zmasakrował George'a. Czułam, że mam anioła stróża przy sobie, ale mój anioł stróż był nieobliczany. Powinno mnie to przerażać, ale to mnie pociągało. Tak wiem to dziwne, Justin zmasakrował Gregora, a ja mówię, że to było pociągające. Tak, witajcie w moim świece, zawsze intryguje mnie coś, co innych odstrasza.
Usłyszałam dzwonek na lekcje. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Zostawić tak George'a? Czy wezwać jakąś pomoc?
Myślałam na tym przez chwile, ale jak przypomniałam sobie zdarzenia z sobotniej nocy, postanowiłam go zostawić.
Weszłam do klasy. Justin siedział na innym końcu sali, jego kostki u rąk krwawiły.
Nie spojrzał na mnie, przez całą lekcje.
Zadzwonił dzwonek, wszyscy wyszliśmy na korytarz. Chciałam podejść do niego. Ale nie mogłam, bo Jessy zaczęła mi opowiedzieć, co się działo na imprezie, jak mnie nie było. Mówiła, ze w końcu chłopak w którym jest zakochana zaczął co raz bardziej się do niej zbliżać. Wiem, że gdyby nie wydarzyło się, to co wydarzyło się wczoraj, miała bym do tego inne podejście i cieszyła bym się razem z nią.
Ale ja nie miałam siły na cokolwiek, byłam całkowicie skupia na Justin'ie.
On tak bardzo mnie ciekawił. Był jest inny od wszystkich, nie chodzi mi o to, że jest najprzystojniejszym chłopakiem jakiego widziałam na oczy. Chodzi mi o to, że on jest zupełnie inny od wszystkich, takie nieprzewidywalny, to mi się w nim najbardziej podobało.
Jassy opowiadała, aż zadzwonił dzwonek, na kolejną lekcje.
Weszliśmy znudzeni do klasy. To była lekcja Biologii. Pani zaczęła dyktować temat, i mówiła co mamy robić.
Justin siedział sam. Jego szczeka była zaciśnięta, co jakiś czas oblizywał językiem swoje wargi. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
Jessy zaczęła znów coś do mnie mówić, odrywając mnie od patrzenia na Justin'a. Zaczęłam rozmawiać z przyjaciółką. Promieniowała szczęściem, kochałam jak była taka szczęśliwa. Kochałam ją tak bardzo, że była bym wstanie poświęcić swoje szczęście dla niej.
- Lily przesiądź się. - nauczycielka powiedziała do mnie poważnym tonem, i wrogo na mnie spojrzała.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Zawsze musiała się przyczepić do mnie. Nienawidziłam jej.
- Dlaczego? - zapytałam ze dziwieniem.
- Dlatego, że rozmawiasz z Jessy. - spojrzała na mnie z pod swoich okularów, jeszcze wrodzej niż wcześniej.
- A gdzie mam się przesiąść, jak nie ma żadnego wolnego miejsca? - zapytałam ze zdumieniem.
- Wolne miejsce jest koło Justin'a, masz się przesiąść koło niego i masz siedzieć tam do końca roku szkolnego! - powiedziała prawie na mnie krzycząc.
Siedziałam osłupiała całą sytuacją. Nie wiedziałam co mam zrobić. Serio mam się przesiądź do Justin'a? Przecież ja nie mogę. Nie będę wiedziała jak się zachować.
- Lily, natychmiast się przesiądź! - nauczycielka wrzasnęła.
Musiałam się przesiąść.. Nie miałam innego wyboru.
Wstałam ze swojego, stałego miejsca. Wszyscy się na mnie patrzyli, tylko nie Justin. Dlaczego on się do cholery na mnie nie patrzy? Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, czułam się bardzo dziwnie.
Podeszłam do jego ławki, i wcisnęłam się na miejsce, od strony ściany.
Usiadłam i starałam się udawać zainteresowana lekcją.
Wtedy na mnie spojrzał. Jego wzrok i wyraz twarzy wyglądał jak przeprosiny. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
To było dziwne, nie wypowiadając z siebie żadnego słowa, potrafiliśmy się porozumieć.
Wzięłam plecak do ręki, położyłam go sobie na kolanach i wyjęłam chusteczki nawilżające.
Justin miał ręce pod ławką, wzięłam jego rękę, położyłam ją sobie na kolanie i zaczęłam wycierać jego zaschniętą już prawie krew na ostrkach. Spojrzał się na mnie ze zdziwieniem i wcale mu się nie dziwie, tez bym była zdziwiona na jego miejscu.
To było takie spontaniczne. Nawet nie miałam czasu przemyśleć na tym co robię.
- Daj drugą rękę. - powiedziałam spokojnie i spojrzałam na niego.
 Wzrokiem kazałam mu się pośpieszyć, a on posłusznie poddał mi rękę. Jeszcze nie skończyłam, gdy zadzwonił dzwonek. Justin i ja wyszliśmy z klasy ostatni. Chciałam skończyć to co zaczęłam.
- Dziękuję. - dowiedział nieśmiało.
- To ja dziękuję. - uśmiechałam się do niego.
Gdy to powiedziałam pojawił się uśmiech na jego twarzy, i zobaczyłam jego idealne zęby. Tak Justin ma idealny uśmiech. Po chwili wyszliśmy, i rozeszliśmy się w inne strony.
- Widzimy się dziś o 16? - usłyszałam głos swojej przyjaciółki.
Za chwileczkę pojawiła się koło mojego boku, i z uśmiechem na twarzy czekała na moją odpowiedzieć.
- Jasne, o 16 u mnie. - powiedziałam najmilszym głosem jakim mogłam.
Obawiałam się dzisiejszej rozmowy z Jessy, wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć, to co wydarzyło się sobotniej nocy. Bałam się jej reakcji.
- No to do zobaczenia. - podeszła do minę bliżej, przytuliła mnie i posła w stronę swojego samochodu.
Przez całą drogę starałam się, nie myśleć o tym co będzie.
Weszłam do domu, mamy nie było, bo pracowała dziś na drugą zmianę. Poszłam do kuchni, na lodówce był przyklejony liścik:
"Obiad jest w lodówce. Odgrzej go sobie w mikrofalówce. Kocham Cię, mama."
Po przeczytaniu tego, wybuchłam śmiechem. Mama zawsze tak robi, przez to, informuje mnie o rzeczach, które są dla mnie oczywiste. Nieraz mama na prawdę traktuje mnie jak dziecko.
Zjadłam posiłek, zmyłam naczynia i ruszyłam szybkim krokiem do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i myślałam, jak mam powiedzieć, o tym wszystkim Jessy. Bałam się tego, tak cholernie się bałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. W brzuchu poczułam dziwne uczucie. W tym momencie byłam kłębkiem nerwów.
Zeszłam na dół, otworzyłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętą Jessy.
- Cześć, kochanie. Mam da Ciebie twoja ulubiona kawę. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, trzęsąc kawą przed moimi oczami.
- Jesteś moim aniołem. - powiedziałam jej to do ucha, po czym pocałowałam ją w policzek.
-  Wiem. - powiedziałam oczywistym tonem. Po czym zaczęła się śmiać.
Weszła do mojego domu i ruszyła w stronę schodów. Miałam wrażenie, ze biegnie po nich, żeby być pierwsza na górze. Zanim zdążyłam ja dogonić już leżała u mnie na łóżku i bawiła się moim telefonem.
- No wiec, jaka jest historia związana z tym przystojniakiem. - powiedziała z zaciekawieniem.
Stanęłam w bezruchu, wiedziałam, że ta rozmowa mnie nie ominie. Ale nie sądziłam, że dojdzie do niej, aż tak szybko. Moje oczy się zaszkliły i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
- Lily co się stało? - powiedziała zaniepokojona.
Nie wiedziałam od czego znacząc, nie mogłam w tym momencie pozbierać swoich myśli w całość.
- Kurwa mać! Lily przerażasz mnie! - zaszła z łóżka i szybkim krokiem udała się w moja stronę.
- Bo tej sobotniej nocy, co tak zniknęłam..
- No? - zachęcała mnie przyjaciółka, żebym mówiła dalej.
Podeszłam do szafki, wzięłam papierosa i go odpaliłam.
- Nienawidzę kiedy palisz. - powiedziała z grymasem na twarzy i poszła otworzyć okno.
- Dobra teraz powiem Ci, co się zdarzyło się sobotniej nocy. Tylko nie przerywaj mi, masz mnie słychać. - czekałam na jej nieprzytaknięcie.
- Zaczynaj. - powiedziała.
- Wiec, sobotniej nocy obudziłam się w łóżku u George'a.. Byłam naga.
- Co kurwa? - powiedziała z przerażeniem.
- Miałaś mi do cholery nie przerywać! - powiedziałam ze złością.
- przepraszam, mów dalej..
- On tamtej nocy, wszedł do pokoju i gadał jakieś chamskie teksty, jak to nam nie było dobrze razem. Ja nie pamiętałam nic, absolutnie nic. Jak bym za dużo wypiła, albo jak bym była oćpania. Pogadał sobie trochę i wyszedł z pokoju. Zostawiając mnie samą. Wstałam z łóżka i ubrałam się. W jego pokoju było mnóstwo moich zdjęć. On mnie śledzi Jessy. Jak on nawet wiedział, gdzie i z kim wychodzie i o których godzinach. To było strasznie. Chciałam z stamtąd uciec. Zobaczyłam drzwi balkonie, wyszłam na balkon. George wszedł do pokoju i miał ze sobą tace z jedzeniem. Upuścił to wszystko na ziemie i zaczął iść w moją stronę. Wyskoczyłam z balkonu i zaczęłam biec w jakimś kierunku. George wyskoczył za mną. Gonił mnie. Była na jakimś totalnym pustkowiu w okół mnie nie było prawie nic, oprócz kilku domów, pól i lasów. Nadal uciekałam przed nim. Wybiegałam na drogę, jechał jakiś samochód. Zatrzymałam go i wsiadłam do środka i kazałam mu jechać. Odwiózł mnie do domu jakiś nieznajomy chłopak. I dziś rano, okazało się to był Justin. Rozumiesz? Justin uratował mnie z tego koszmaru. Dlatego moja reakcja na zobaczenie jego była taka, jaka była. Bałam się, że ktoś dowie się o tym, co się działo sobotniej nocy. Dziś poszłam na opuszczony korytarz, żeby pobyć sobie sama i znalazł mnie tak George. Zaczął się do mnie dopierać, całował mnie. Bałam się go cholernie. A Justin pojawił się znikąd i pobił go. To było bardzo dziwne jak scena z jakiegoś filmu. Rozumiesz Jessy? Dziś Justin uratował mi życie po raz drugi. - skończyłam mówić. Byłam tak bardzo zapłakana, że nie mogłam nabrać oddechu.
Poczułam jak Jessy mnie przytula. Spojrzałam na jej twarz. Już nie wiedziałam, jej przecudownego uśmiechu. Jej oczy, były zalane łzami, tak jak moje.
- Nie płacz kochanie, wszystko będzie dobrze. - wypowiadając te słowa, jej głos się złamał.
Wiedziałam, że to co jej powiedziałam załamało ją. Kochała mnie. Nie chciałam, żeby płakała prze zemnie.
- To Ty nie płacz! Nie powinnaś płakać. - powiedziała jej z wyrzutem. Na co ona jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Kocham Cie tak bardzo, że jak bym mogła zabrałabym ten ból który w Tobie teraz tkwi. Nie chce żebym cierpiała. Jak Ty cierpisz ja cierpię razem z Tobą. - powiedziała zanosząc się łzami.
- Zemszczę się na nim, obiecuję Ci to! - wytarła łzy z policzków, chciała mi pokazać tym, że jest silna.
- Proszę się, nie rób nic głupiego, on jest nieobliczalny. Obiecaj mi, ze nie zrobisz nic głupiego! - kazałam jej, żeby mi objechała.
- Ale Lily...
- OBIECAJ! - chciała coś jeszcze jej powiedzieć, ale jej przerwałam.
- Obiecuje. - powiedziała niepewny tonem.
- Zapal sobie. - powiedziała uśmiechając się do mnie lekko.
Podeszłam do szafki wyciągnęłam kolejnego papierosa.
Jeśli Jessy pozwalała mi palić, to znaczy, że naprawdę jej było mnie szkoda. I miała wyrzuty sumienia, że to spotkało mnie a nie ją.
Siedziałyśmy tak jeszcze gadając, o wszystkim i niczym, przez jakieś trzy godziny. Kochałam z ją spędzać czas. Ale nic nie trwa wiecznie. Jessy musiała iść do domu, bo mama jej szła do pracy na nockę, a ona musiała zostać z młodszą siostrą.
- Idę kochanie, trzymaj się. Kocham Cię bardzo. - przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
- Też Cię kocham. - powiedziałam jej to, na co ona odwróciła się, i posłała mi najpiękniejszy uśmiech świata.
Wsiadła do samochodu i za chwilę zniknęła, za rokiem. A ja znów zostałam sama.
___________________________________________________________________

Przepraszam, że tyle czekaliście na nowy rozdział, ale nie miałam internetu od 3 dni. ;<

niedziela, 25 sierpnia 2013

chapter 4.

Usłyszałam wibracje swojego telefonu. Ledwo przytomna wzięłam urządzenie do ręki i odczytałam wiadomość.

NADAWCA: Jessy
"Gdzie Ty, do cholery, jesteś? Jest 8:30. Lekcje trwają już 30 min.
J."

O kurwa,pomyślałam i zerwałam się z łóżka. Czym prędzej ruszyłam w stronę łazienki, żeby się odświeżyć. Wczoraj nie wiadomo kiedy usnęłam. Najwidoczniej byłam taka przemęczona tym myśleniem i czytaniem książki, że zapadłam w głęboki sen. Śmieszył mnie ten fakt. Gdyby ktoś mógł mi czytać w myślach, wstydziłabym się sama za siebie.
Moje rozmyślanie ponownie przerwał mi dźwięk telefonu. Zdałam sobie sprawę, że miałam się iść pod prysznic, a stałam naga w łazience i znowu rozmyślałam. Czasem byłam bardzo nienormalna. Chwyciłam iPhone’a i przeciągnęłam palcem po jego ekranie.

NADAWDA: Jessy
"A, i zapominałam Ci powiedzieć, żebyś wygadała seksownie, bo mamy nowego, zajebiście przystojnego kolegę w klasie.
J. xoxo"

Po przeczytaniu tego drugiego uśmiechnęłam się sama do siebie i weszłam pod prysznic. Ciepła woda relaksowała każdy mój mięsień. Niestety ta przyjemność nie trwała długo, ponieważ spieszyłam się do szkoły. Po dokładnym – i niecodziennie szybkim - wykąpaniu się, wytarłam swoje ciało białym ręcznikiem, założyłam na siebie szlafrok oraz ręcznik na moje mokre włosy. Wróciłam do pokoju, spojrzałam przez okno, zastanawiając się, czy jest ciepło, czy zimno. Ostatecznie stwierdziłam, iż ciepło. W szafie znalazłam czarne, bardzo obcisłe rurki i luźną, mocno wyciętą pod pachami koszulkę z numerkiem na plecach. Uwielbiałam chodzić tak ubrana. Uwielbiałam, jak się wszyscy na mnie patrzyli.
Podeszłam do półki, gdzie leżały książki. Spakowałam to, co było mi na dziś potrzebne. Weszłam znów do łazienki, umalowałam się i zeszłam na dół. W przedpokoju wśliznęłam na nogi siwe Vansy i założyłam czarną czapkę z napisem „FUCK IT”. Wreszcie byłam gotowa do wyjścia.
Przyjemne powietrze na dworze rozwiało moje włosy. Podbiegłam do samochodu, odpaliłam go i pojechałam w stronę szkoły.
Gdy weszłam do budynku, na korytarzach nie było nikogo, prócz pań sprzątających szkołę. Zrozumiałam, że zaczęła się już druga godzina lekcyjna. Skierowałam się do planu lekcji, by sprawdzić, jaką mam teraz lekcję.
To było bardzo dziwne uczucie iść pustym korytarzem. Szybkim krokiem ruszyłam odpowiedniej sali. Zapukałam lekko, otworzyłam drzwi i weszłam do klasy, przepraszając za spóźnienie. Cała klasa patrzyła się na mnie. Lubiłam być w centrum uwagi, ale dziś to było dla mnie bardzo… dziwne. Czułam ich wszystkich wzrok na sobie.
Uśmiechnęłam się miło do nauczycielki, a ona kazała mi usiąść. Odwróciłam się do uczniów i doznałam szoku. Stanęłam w bezruchu, patrząc się z przerażeniem na chłopaka, który wczoraj przywiózł mnie do domu. Co on tu, do cholerny, robi?, zadawałam sobie to pytanie w podświadomości. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Też był bardzo zdziwiony, widząc mnie tutaj. 
- Lily, wszystko dobrze? - zapytała kobieta z troską w głosie. 
Patrząc się na niego, nawet nie ruszając się z miejsca. Gdy dotarły do mnie słowa nauczycielki, zdałam sobie sprawę, że cała klasa patrzy na mnie jak na wariatkę. 
- Tak, jest okej. – Speszyłam się. 
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę ławki, gdzie siedziała Jessy. Usiadłam na drewnianym krześle, kładąc sobie plecak na kolanach. Wypakowałam potrzebne rzeczy na tą lekcje i udawałam, jakby nic się nie stało, żeby uniknąć pytań przyjaciółki.
- Co to, do cholery, było? – naskoczyła na mnie Jessy. 
- O co ci chodzi? – Wzruszyłam ramionami. 
Czułam się okropnie. Nie dość, że robiłam z siebie idiotkę, to jeszcze próbowałam zrobić idiotkę z Jessy. Ale ona nie była głupia.
- Dlaczego się na niego tak patrzyłaś? – Zadała pytanie podirytowana.
- Na kogo?
- Na tego nowego, Justina.
Właśnie w tym momencie dowiedziałam się, jak ma na imię mój bohater. Justin. Tak, pasuje do niego to imię. 
- Proszę cię, nie mówmy o tym teraz i tu. - Spojrzałam się na nią błagałbym wzrokiem i dałam jej do zrozumienia, żeby odpuściła.
- Czyli jest jakaś historia związana z tym przystojniakiem? - powiedziała podekscytowana, a jej pytanie brzmiało jak stwierdzenie.
- Zamknij się już – skarciłam ją żartobliwie, uśmiechając się przy tym do niej. 
Nie wiedziałam co mogłabym jej powiedzieć, jednak miałam pewność, ze nie mogę dalej jej zbywać. Prawda prędzej czy późnej wyjdzie na jaw. A wolałam, żeby dowiedziała się ode mnie, a nie od obcych ludzi.
Wywróciłam oczami na jej dalsze podniecanie się tym, że go "znam". 
Chciałam jakoś poukładać swoje myśli ale zamiast tego patrzyłam się na Justina, o ile takie naprawdę nosił imię. Zastanawiałam się, czy zachowa dla siebie to, co zdarzyło się sobotniej nocy, czy powie o tym wszystkim ludziom ze szkoły.
Nagle zadzwonił dzwonek, a ja od razu zerwałam się do wyjścia. Chciałam wyjść przed Justinem, by uniknąć jego wzroku.
- Czekaj. - Ktoś krzyknął za mną, łapiąc mnie za rękę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justina.
- Co ty, do cholery, robisz w mojej szkole? - zapytałam sfrustrowana.
- Przeniosłam się, i teraz będę chodził tu, do tej szkoły.
- Dlaczego? Dlaczego właśnie będziesz chodził do mojej klasy?
- A dlaczego nie? - odparł spokojnie.
- Nie chcę, żeby ktoś dowiedział się o tym, co się działo sobotniej nocy. O tym nikt nie może się dowiedzieć. Rozumiesz? - patrzyłam na niego groźnym wzrokiem.
- Nie musisz się martwić, nikt się o tym nie dowie. – Chyba starał się mnie uspokoić. 
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego z ulgą.
- Spoko - odpowiedział niewzruszony.
- Dziękuję. Tak ogólnie. Za wszystko. Gdyby nie ty, nie wiem, czy bym teraz żyła - powiedziałam to, ale zaraz pożałowałam moich ostatnich słów.
- Jak to nie wiesz, czy byś żyła? - odpowiedział nerwowo i w jego oczach można było odczytać złość. 
- Nie ważne, zapomnij o tym.
Chciałam zakończyć tą rozmowę, więc odwróciłam się i zaczęłam szybko odchodzić. Słyszałam, jak krzyczał, żebym zaczekała. Chociaż coś mnie ciągnęło, by się wrócić do niego, wiedziałam, że nie byłoby to dobrym rozwiązaniem. Zadawałby mnóstwo pytań, na które nie potrafiłabym mu teraz odpowiedzieć.
Zatrzymałam się dopiero na korytarzu, na którym nikt nie przebywał. Po prostu potrzebowałam chwili spokoju. Podeszłam do okna i zaczęłam patrzeć na ludzi, którzy, żeby być lubianym, robili z siebie idiotów. Śmiejąc się z nich, zastawiałam się, czy ja kiedyś coś takiego robiłam. Nie potrafiłam sama odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Stałam tak jakieś dwie minuty, przyglądając się innym, gdy poczułam kogoś oddech na mojej szyj. Moje ciało zesztywniało. Nie byłam w stanie nic zrobić, kiedy ktoś pocałował mnie w szyję. 
- Cześć, piękna. Wczoraj szybko uciekłaś. Za szybko.
Ten głos… Należał on George'a. Wiedziałam to. Ta charakterystyczna chrypka doprowadzała mnie do szału. A na dodatek wiedział o wczorajszym wieczorze, wiec to musiał być on.
- Czego ode mnie chcesz? – krzyknęłam nerwowo, nie panując nad sobą.
Odwróciłam się twarzą do niego, patrząc na niego z pogardą. 
- Ja chcę po prostu ciebie! - Jego słowa odbijały się echem w moich uszach, a oczy zaszły mi łzami, gdy zaczął mnie mocno całować. 
Zatkał mi swoją jedną ręką usta, a drugą rękę wsadził mi pod bluzkę.  Myślałam o tym, co chciał mi zrobić. Wiedziałam, że tu mnie za bardzo nie skrzywdzi, bo to jednak szkoła, lecz i tak się cholernie bałam. Tędy mógł nie przechodzić nikt przez kilka godzin.
- Zostaw ją! – Usłyszałam czyjś krzyk. 
Zobaczyłam biegnącego Justina w naszą stronę. Jak to możliwe, że mnie tu znalazł? Znów pojawił się znikąd i ratował mi życie. On był dla mnie jak anioł stróż. 
Justin wpadł w George’a odrywając go ode mnie. Zaczął bić mojego napastnika. W jednej chwili twarz chłopaka zalała się krwią. 
- P-Puść go już! – dukałam, ale moje słowa nie miały na niego wpływu.
Justin zachowywał się, jakby stracił nad sobą kontrole.
Bałam się. 

_________________________________________________________________

KOCHAM WSZYSTKICH MOICH CZYTELNIKÓW. <3

środa, 21 sierpnia 2013

chapter 3.

Obudziła mnie gorąca fala przepływająca przez moje ciało. W pokoju było tak duszno, że ledwo mogłam oddychać. Wstałam, otworzyłam okno i położyłam się dalej spać. Kilka minut później dotarło do mnie, co się wczoraj działo. Rozwarłam szeroko powieki oraz gwałtownie podniosłam się z łóżka.  Zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu w kółko. Zachowywałam się jak szaleniec. Miałam tyle pytań w głowie, które mnie bardzo męczyły, lecz nie znałam odpowiedzi.
Jak ja się znalazłam w łóżku George’a?
Jak zdołał mnie wywieść tak daleko, a ja się nie zorientowałam?
Dlaczego leżałam naga w jego łóżku? 
Czy ja uprawiałam z nim seks?
Dlaczego mnie pozwolił mi odejść, tylko mnie gonił? 
Czy on chciał mnie skrzywdzić? 
Kim był chłopak, który mnie uratował?
Im więcej o tym wszystkim myślałam, tym bardziej nie rozumiałam, co się stało. A im dłużej na tym myślałam, miałam więcej pytań, co nie dawało mi spokoju.
Byłam rozdarta. 
Za chwile usłyszałam wibracje mojego telefonu świadczące o tym, że dostałam wiadomość. Stanęłam w bezruchu i zastanawiałam się, kto do mnie napisał. Bałam się przeczytać tego sms’a, obawiałam się nadawcy oraz treści. Minęło 5 minut, zanim zdecydowałam się coś zrobić. Podeszłam do szafki, wzięłam urządzenie do ręki i odtworzyłam wiadomość.

NADAWCA: Jessy
"Cześć, kochanie. Dlaczego wczoraj tak zniknęłaś z imprezy? Martwiłam się o Ciebie! A Ty nawet do mnie nie zadzwoniłaś! Oberwiesz za to jutro w szkole!
Kocham Cię, J. xoxo"

Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że to Jessy do mnie napisała. Naprawdę musiała się o mnie martwić i wcale się jej nie dziwiłam. Ja zachowałabym się tak samo. Przecież to moja najlepsza przyjaciółka.
Dzięki temu, że zaczęłam myśleć o Jessy, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Blondynka z różowymi końcówkami była moim słońcem. Swoim uśmiechem potrafiła sprawić, że automatycznie poprawiał mi się humor. Gdyby nie ona, nie poradziłabym sobie na tym świece, gdzie ludzie myślą tylko o sobie lub o tym, jak kogoś upokorzyć czy uprzykrzyć komuś życie. Naprawdę cieszyłam się, że miałam swoją Jessy i zawsze mogłam na nią liczyć. Wiedziałam, ze razem przetrwamy wszystko.
- Lily, zejdź na dół. – Usłyszałam głos mamy. Mówiła całkiem spokojnym tonem, więc chyba nie będę miała żadnej niepotrzebnej rozmowy, jednak po wydarzeniach z dzisiejszej nocy mogłam się spodziewać wszystkiego.
- No, jestem. Co chciałaś? - grzecznie zapytałam. 
- Obiad już gotowy - odpowiedziała.
- Co jest na obiad? – W moim głosie można było wyczuć niezadowolenie.
- Twoje ulubione danie - odparła uśmiechnięta. 
Odwzajemniłam uśmiech, ale tak naprawdę nie miałam ochoty na jedzenie czegokolwiek. Wydawało mi się, że, jeśli coś zjem, zwrócę to. Mimo to nie chciałam sprawić mamie przykrości, toteż postanowiłam, że na siłę wepchnę w siebie trochę posiłku.
Rodzicielka nałożyła mi dużą porcję. Po zjedzeniu, a raczej zjedzeniu prawie całego posiłku, zaczęłam jej pomagać ze sprzątaniem.
- Jak wczoraj było na imprezie? – Zaciekawienie wymalowało się na jej twarzy.
Nie wiedziałam, co powinnam jej odpowiedzieć. Nie mogłam jej wyznać prawdy. Gdybym to zrobiła, prawdopodobnie by mnie zabiła albo uziemiła do końca życia.
Byłam w fatalnej sytuacji, ponieważ mama potrafiła w moich oczach odczytać, kiedy kłamałam. 
- Fajnie. Bawiłam się do rana. – Starałam się brzmieć pewnie i zdecydowanie.
Spuściłam głowę w dół, podeszłam do zlewu i wzięłam się za zmywanie naczyń. Zazwyczaj tego nie robiłam, ale wydawało się jedynym wyjściem, by uniknąć kontaktu wzrokowego. Na szczęście udało mi się ją przekonać, bo już nie zadawała żadnych pytań.
Po wykonanej czynności wytarłam ręce ręcznikiem papierowym.  Podeszłam jeszcze do stołu, wycierając z niego okruszki. Moja mama uwielbiała, jak było idealnie czysto w domu.
- Idę i będę u siebie, jakbyś coś chciała – oznajmiłam, posyłając uśmiech. 
- Dobrze, kochanie - odpowiedziała i również się do mnie uśmiechnęła.
Odeszłam zadowolona z siebie. Wybrnęłam z tej sytuacji po mistrzowsku. 
Po wejściu do pokoju udałam się w stronę drzwi prowadzących do łazienki. Po ich przekroczeniu zobaczyłam ubrania z wczorajszej nocy. Błąkały się na podłodze zwinięte w kłębek. Wzięłam je do ręki. Zawróciłam do sypialni, po czym usiadłam na łóżku. Wszystkie wspomnienia ponownie do mnie wróciły. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, a ja nie byłam w stanie nic z tym z zrobić. To mnie najbardziej dołowało.
Z bezsilności spadłam na kolana, na zimną, twardą podłogę. Sparaliżował mnie straszny ból. Nie byłam przyzwyczajona do fizycznego cierpienia. Położyłam się na plecach i przez chwile miałam zaciśnięte oczy. Po chwili moje ciało zaczęło stopniowo się uspokajać. Podniosłam się powoli na dywanie. Podciągnęłam spodnie od piżamy i spojrzałam w dół. Zszokował mnie widok czerwonych kolan, na których gdzieniegdzie dostrzegłam kilka siniaków w kolorze purpurowym. Dodatkowo lewa noga była poraniona i cała oblepiona zaschniętą krewią.
Opuszkami palców ostrożnie dotknęłam rany, lecz poczułam tak silne ukłucie, że nie chciałam dalej sama siebie krzywdzić.
Do końca dnia cieszyłam się niedzielą oraz tym, że nie musiałam iść do szkoły.
Wieczorem zastanawiałam się, co będzie dalej. Przecież jutro w szkole spotkam George’a. Czy mam udawać, że nic się nie stało i wszystko jest okej? Nie potrafiłabym tak… Ale też nie mogłam pokazać mu, że byłam słaba i się go bałam, bo on mógłby to wykorzystać przeciwko mnie.
Męczyło mnie myślenie, jednak sama się nakręcałam gdybaniem, co może się stać jutro. W jednej chwili byłam przerażona, chciało mi się płakać, a z drugiej strony zamierzałam pokazać chłopakowi, że byłam wytrwała, a zaistniałe wydarzenie nic dla mnie nie znaczyło. Z kolejnej strony pragnęłam go zabić od razu po wejściu do szkoły.
Strach, obojętność, zemsta i zdenerwowanie? Sama siebie zaskakiwałam. Zachowywałam się, jakbym była bipolarna. Odpoczywałam jeszcze na łóżku przez jakiś czas, mając ciągłe zmiany nastroju. 
Chciałam zabić swoje myśli, czytając książkę "Pięćdziesiąt twarzy Grey’a”, w której idealne opisano sceny seksu. Lubiłam to.  Lubiłam seks, a do tego byłam cholernie zboczona. Nie wypadało, żeby dziewczyna była zboczona, ale taka już moja natura. Nie zamierzałam się zmieniać ani udawać kogoś innego. Chociaż z drugiej strony miało to swoje plusy. Może dlatego tak bardzo intrygowałam ludzi, a najczęściej chłopaków. Dziewczyny nie przepadały za mną, gdyż robiłam im konkurencie. I prawie  zawsze wygrywam, jeśli zakładałam się z koleżankami, która pierwsza zdobędzie konkretnego chłopaka, chociaż nigdy mi na wygranej nie zależało i chyba właśnie w tym tkwił mój sukces. 
Wybrana lektura przeniosła mnie do lepszego świata. Mogłam tylko cieszyć się chwilą i mieć nadzieję, że będzie ona trwała jak najdłużej.

_______________________________________________________________

Podziękowania dla @FreeHugsHarry za wspaniałą korektę. ;)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

chapter 2.

Wyskoczyłam z balkonu upadając na kolana. Szybko wstałam z ziemi strzepując z siebie piach. Nawet nie miałam czasu myśleć o bólu, który przeszywał moja delikatną skórę. Chciałam jak najszybciej zacząć uciekać, ale nie wiedziałam w którą stronę mam biec. Rozglądałam się na boki, chciałam przeanalizować strategię ucieczki, ale w koło mnie nie było nic, prócz kilku domów które wyglądały na opuszczone.
- Lily nie uda Ci się uciec! - usłyszałam krzyk z góry, który przyprawił mnie o dreszcze na całym ciele. Jego słowa obijały się z echem w moich uszach, jego ton był przerażający. Łzy zebrały się w moich oczach, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Zaczęłam biec z całych sił w prawo. To był impuls moja pierwsza myślą było biec w prawo, wiec tam zaczęłam biec. Odwróciłam głowę i George'a zobaczyłam  biegnącego za mną. Ręce mi drżały, a serce rozwalało mi płuca, ale nie przestawałam biec. Mięśnie w łydkach bolały mnie, tak bardzo, że miałam wrażenie, że moje nogi płoną. Brak kondycji, a do tego palenie papierosów sprawiał, ze byłam dużo wolniejsza i szybko się męczyłam. W tym momencie żałowałam, ze opuszczałam lekcje wf-u.
Wybiegłam na drogę, wokół siebie nie widziałam nic prócz pól. George cały czas biegł jakieś 100 metrów za mną.
Zobaczyłam w oddali światła samochodu. Ten samochód, to była moja ostatnia deska ratunku. Zaczęłam biec środkiem ulicy. Gdy samochód był już niedaleko zaczęłam go zatrzymać, ku mojemu zdziwieniu zatrzymał się. Otworzyłam drzwi szybko weszłam do środka i zdyszanym głosem krzyknęłam żeby jechał. Zgodnie z moją prośbą, a raczej rozkazem zaczął jechać. Odwróciłam głowę w tył by spojrzeć na Gregor'a, który stawał się mniejszy z każdą sekundą. Odetchnęłam z ulgą, ze udało mi się uciec.
Czułam jak moje nogi pulsują z bólu a serce, tym razem rozwalało mi płuca, nie tylko ze strachu ale i ze zmęczenia. Nie byłam przyzwyczajona do biegania tak długo. Zresztą ja w ogóle nie biegałam, gdyby nie strach i adrenalina nigdy w życiu nie dała bym rady, na tak wielki wysiłek fizyczny. Byłam na tyle przerażona, ze nawet nie wiedziałam do jakiego samochodu wsiadłam i kto był za kierownicą. Myślałam tylko o tym żeby uciec jak najdalej od George'a.
- Co Ci się stało? - moje przemyślenia przerwał męski niski i zachrypnięty głos. Pytanie sprawiło, ze odwróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam chłopaka wpatrzonego w drogę. W momencie, gdy na niego spojrzałam oblizał usta, a jego ręce spokojnie spoczywały na kierownicy. Był całkowicie skupiony na prowadzeniu samochodu.
- Przestań się mi przyglądać, i powiedz mi, co do cholery robisz na tym pustkowiu. - ton głosu jakim wypowiedział te słowna sprawił, ze przyglądałam mu się jeszcze bardziej intensywnie. Gdy zrozumiałam, co powiedział zrobiło mi się głupio. Spóźniłam głowę w dół, a moje policzki zalały się czerwienią.
Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Przecież jak bym mu powiedziała, ze obudziłam się naga w łóżku u człowieka, który jak się okazało ma na moim punkcie obsesje, nigdy by mi to nie uwierzył. Zastanawiałam się jeszcze przez jakieś czas co mu powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Wiec? - jego ton głosu był zniecierpliwiony.
- Nic. - nie wiedziałam co powiedzieć, wiec powiedziałam nic. Czułam się kompletna idiotka.
- Jesteś sama na jakimś pustkowiu, zapłakana i zdezorientowana. I to nazywasz to niczym? - tego ton głosu był przyjemy, ale z jego wypowiedzi mogłam wywnioskować, że nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Wcale mu się nie dziwię. Na jego miejscu, też bym nie była zadowolona.
- Wiedziałem jeszcze ze gonił Cię jakiś chłopak. - odwróciłam głowę w jego stronę, i wytrzeszczyłam oczy. Moje ręce zmów zaczęły drżeć, a łzy po raz kolejny napłynęły do moich oczu. To zdanie: "Wiedziałem jeszcze, ze gonił Cię jakieś chłopak." przypomniało mi dlaczego tu jestem. Nerwowo zaczęłam bawić się swoimi palcami, a łzy spływały po moich policzkach.
Zdałam sobie sprawę, ze już jedziemy dość długo, a ja nie wiem gdzie jestem i gdzie zmierzamy.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam niepewnie. Odwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzał na moja zapłakana twarz, z jego oczu mogłam wyczytać współczucie.
- Jeszcze nie jesteśmy, ale zmierzamy w kierunku Dover.- zdoił lewą rękę z kierownicy i poprawił sobie nią włosy. Spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, po czym znów skupił swój wzrok na drodze.
Gdy usłyszałam gdzie jedziemy uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Widzę, ze ta wiadomość się ucieszyła. - znów popatrzył na mnie.
- Tak. - Odpowiedziałam niepewnie. Uśmiechnął się do mnie, ukazując szereg białych zębów. Speszyłam się, co było dla dziwne mnie. Zazwyczaj, to ja onieśmielam chłopaków.
- Wiec gdzie mam Cię zawieść? - spytał z przekonaniem w głosie, ze powiem mu gdzie mieszkam.
Patrzyłam przed siebie myśląc, czy powinnam powiedzieć mu gdzie mieszkam, przecież ja go wcale nie znałam. Ale co innego mogłam zrobić? Miałam dość przygód na dziś.
- Castile Hill. - chwile popatrzył na mnie, ale jego głowa i cała uwaga zwróciła się znów na drogę. Przytaknął głową, żeby dać mi do zrozumienia, ze zrobi tak jak chce.
Nie wiem dlaczego powiedziałam mu gdzie mieszkam, przecież ja go wcale nie znam. Myśli toczyły walkę w mojej głowie. Zaufałam facetowi którego widzę po raz pierwszy na oczy. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może to przez to, ze jako jedyny udzielił mi pomocy?
Znów zaczęłam myśleć o wcześniejszych wydarzeniach z George'm. Zdałam sobie sprawę ze już zaczynałam świrować, to dla mnie zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Ale moje myśli nie dawały mi spokoju.
Siedzieliśmy tak przez kolejne 50 minut, nie wydobywając z siebie żadnego słowa. Jedyne, co można było usłyszeć, to nasze oddechy i mój szloch.
- Jesteśmy już na miejscu. - Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję,  dziękuję za wszystko. - Dopowiedziałam nieśmiało po czym wyszłam z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Stałam jeszcze chwile patrząc jak odjeżdża. Odwróciłam się w stronę domu i zaczęłam szybkim krokiem podążać w stronę frontowych drzwi. Weszłam do domu i pobiegłam na górę. Wchodząc do swojego pokoju pierwsze co zrobiłam to podeszłam do szafki gdzie leżały moje papierosy. Wyjęłam jednego papierosa z paczki, podeszłam do drzwi balkonowych i szybkim ruchem je otworzyłam. Moje nogi spotkały się z zimnymi kafelkami, co zaskakująco dawało mi ukojenie. Odpaliłam papierosa zaciągając się jak najbardziej mogłam. Wypuszczający dym czułam ulgę. Moje ciało stopniowo się uspokajało ręce przestawały mi drżeć. To zaskakujące jak dym nikotynowy potrafi mnie uspokoić. Gdy skończyłam palić wyrzuciłam peta do doniczki z kwiatkiem. Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi balkonowe. Zaczęłam iść w stronę łazianki. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania rzuciłam je na podłogę i weszłam pod prysznic. Chciałam zmyć z siebie bród dzisiejszej nocy. Po moim ciele zaczęła spływać ciepła woda, a ja czułam jak moje mięśnie się relaksują, czułam się dobrze. Przez chwile mogłam zapomnieć, o tym co się dziś działo. Po jakiś 30 minutach wyszłam z pod prysznica, przebrałam się u moją ulubiona piżamę i poszłam do łóżka. Gdy położyłam się myślałam jeszcze o tym wszystkim przez chwile, po czym zapadłam w głęboki sen.

__________________________________________________________________

Jestem w szoku.. Ponad 1200 wyświetleń i 25 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. ;o Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie, dziękuję wam za to. <3 mam nadzieję ze ten rozdział również wam się spodoba. ;) x

Zgodnie z wasza prośbą zmieniłam rozmiar czcionki, i nie zrobiłam opisu bohaterów wcześniej, bo jeszcze sama nie wiem jak oni będą wyglądać. ;)
Chcesz być informowany o kolejnych rozdziałach, to napisz swoje username w komentarzu. ;)