środa, 25 września 2013

chapter 9.

Kolejny dzień, który trzeba przeżyć. Dziś mama miała jechać z tatą obejrzeć dom, i mieli wrócić w niedziele w nocy. Wczorajsze zakupy z Jessy nie udały się.. Złapała jakiś wirus i leży w łóżku z gorączką. Wszystko wskazuje na to, że weekend spędzę sama w domu przed telewizorem.
Przekręciłam się na lewy bok i ujrzałam zdjęcie moje i rodziców. Automatycznie przypomniał mi się mój  dzisiejszy sen. Śniło mi się moje dzieciństwo. Ten sen był tak wspaniały, że zaczęłam wspominać dawne lata.
Pamiętam jak, miałam osiem lat i pojechałam z rodzicami do zoo. To jest chyba mój ulubiony dzień z dzieciństwa. Widziałam po raz pierwszy zwierzęta, które widywałam tylko w telewizji. To teraz wydaje się takie śmieszne, ale ile wtedy sprawiło mi to radości. Pamiętam jeszcze, jak wychodziłam po tatę, gdy wracał z pracy. Mama mówiła mi, o której mam wyjść, ja taka mała z kucykiem uwiązanym na środku głowy szłam w kierunku, w którym ukazywał się tata. Brał mnie na ręce i wracaliśmy do domu. Mama wtedy czekała na nas z obiadem, a później spędzaliśmy czas wszyscy razem.
Nie wiem, czy te wspomnienia, naprawdę są tak wspaniałe jak zapisały się w mojej pamięci, ale nawet jeśli one nie są prawdzie, to i tak są najlepsze.
Wtedy wszystko było takie proste. Nie przejmowałam się niczym, a moim największym zmartwieniem było, czy zdążę obejrzeć wieczorynkę. Chciała bym być znów być dzieckiem, chodź na jeden dzień...
Dobra muszę skończyć wspominać, najlepsze czasy mojego życia, bo jak tak dalej pójdzie to spóźnię się do szkoły. Wzięłam swój telefon do ręki, spojrzałam na zegarek 6:45 najwyższy czas wstawać
Zwinęłam się z łóżka i szybkim krokiem ruszyłam do łazienki.
Wykonałam poranne łazienkowe czynności. Poszłam do pokoju, podeszłam do szafy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to długa sportowa bluzka z napisem "SWAG". Była idealna na dzisiejszy dzień. Założyłam do niej czarne rajstopy, a na to zakolanówki. Wyglądało do idealnie na moich chudych nogach.
Zeszłam na dół, założyłam białe conversy i wyszłam z domu.
Ogarnęłam się bardzo szybko, zostało mi jakieś 30 minut do rozpoczęcia lekcji. Nie chciało mi się już wracać do domu, a było ciepło, wiec postanowiłam, że pójdę na pieszo. Zaczęłam szybkim krokiem podążać w wyznaczony kierunku.
Dotarłam idealnie na lekcje. Byłam zadowolona z siebie, a co tego poranny spacer dobrze mi zrobił.
Mój plan na dziś był taki, żeby przeżyć ten dzień w szkole i korzystać jak najlepiej z nadchodzącego weekendu.
Pierwsza lekcja, to była geografia.
Weszliśmy do klasy, weszłam prawie jako ostatnia. Justin już siedział na miejscu. Gdy zobaczył mnie, myślałam ze wypali dziurę w moim ciele, albo rozbierze mnie wzrokiem. Chciało mi się śmiać, gdyż wyglądało to dziwie, ale zabawnie. Zresztą nie tylko on zareagował tak na mój widok, ale na jego rekcji zależało mi najbardziej.
Zajęłam swoje miejsce, rozpakowałam swój mały plecaczek i zajęłam się lekcją. Czułam się dziwnie, bo nie było koło mnie Jessy..
Dziś lekcje mijają mi wyjątkowo szybko, nim się obejrzałam zaczynała się już 3 lekcja. To była lekcja biologi. Na tej lekcji byłam zmuszona siedzieć z Justin'em, ale nie sprawiało mi to jakiegoś zakłopotania. Już nie. Zaczęła się lekcja, jak zawsze pani mówiła coś, a my udawaliśmy ze jej słuchamy. Niezależnie od tego ile mamy lat w szkole i w stosunku do nauczycieli zachowujemy się dalej jak 10 latkowie.
W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Uwaga wszystkich skupiła się na białych drzwiach, które z każdą chwilą rozchylały się jeszcze bardziej. Ukazała się postać chłopaka. Do naszej klasy wszedł George. Nie wiedziałam go już, od prawie trzech tygodni.
W moich oczach można ujrzeć było strach, moja twarz pobladła, a ręce zaczęły mi się trząść.
Poczułam jak ktoś łapie mnie na rękę, to był Justin. Starał się mię uspokoić. Spojrzałam na niego, a on bezgłośnie powiedział  "nie bój się, jestem przy Tobie". To było naprawdę miłe z jego strony. Czułam, że mam w kimś oparcie. Swoim kciukiem pocierał moją rękę, żeby dać mi otuchę i świadomość tego, że nie jestem sama.
George miał jeszcze nie wygojoną rangę pod okiem, musiał wyglądać strasznie trzy tygodnie temu, jak jeszcze do tej pory ma ślady.
- Tak, George co chciałeś? - zapytała nauczyciela.
- Pani od geografii prosi Lily do siebie. - powiedział pewnym głosem.
Przez chwile te słowa do mnie nie docierały, nie wiedziałam do się dzieje. Nie chciałem z nim iść, sama na drugie piętro. Bałam się go.
- Lily idź z George'm do pani. - powiedziała nauczycielka zachęcającym głosem.
Poczułam jak uścisk Justin'a na mojej ręce się zaciska. Wyglądał jak by miał zaraz go zabić. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Szczękę miała zaciśniętą, jego twarz nabrała lekko czerwony kolor, a żyły wyszły mu na wierzch.
- Nie może to poczekać do przerwy? Przecież lekcja zaraz się kończy.
- Myślę...
- Nie, pani powiedziała ze musisz zjawić się u niej w natychmiastowym tempie. - powiedział George przezywając nauczycielce.
- No widzisz Lily musisz iść.
Nie miałam wyboru musiałam iść. Justin nie wypuszczał mojej ręki z uścisku, widać było, że nie chce, żebym szła. Ale on również wiedział, że nie mam innego wyboru.
Wstałam, podnosząc się delikatnie z krzesła. Przeszłam za Justin'em. Gdy wstawałam, Justin nadal nie pościł mojej dłoni. Wszyscy widzieli, ze trzymał mnie za rękę, łącznie z George'm.
Gdy wstawałam z ławki pochyliłam się nad głową Justin'a, i cichym szeptem powiedziałam mu to do ucha. "wszystko będzie dobrze, jesteś przecież niedaleko mnie."
To było moje pierwsze takie zdanie wypowiedziane go niego, po tym co się stało w sypialni. Ale w takich sytuacjach czułam się tylko koło niego bezpieczna.
To jest aż nienormalne, unikałam Jutsin'a przez bardzo długi czas, a gdy tylko George pojawił się w pobliżu, byłam w stanie oddać wszystko, żeby Justin był przy mnie. Jego dotyk, jego wzrok, jego stanowczość, jego odwaga, jego pewność siebie, to wszytko sprawiało, że dawał mi poczucie bezpieczeństwa. To dziwne, ale ufam mu. Chodź tylko kilka razy z nim rozmawiałam.
Wiedziałam, że Justin musi zostać na lekcji, wiec jestem zdana tylko na siebie.
Wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę drzwi. George w pewnym momencie mnie wyprzedził. Otworzył drzwi wypuszczając mnie przed siebie, przy czym objął mnie w tali. Odskoczyłam czując jego dotyk na mojej ciele. Ostatni raz odwróciłam głowę by spojrzeć na Justin'a. Jego wzrok był skupiony na ręce Georga, która obejmowała mnie w tali. Wyglądał jak by miał zaraz eksplodować, jedyne co widać było w jego oczach to złość.
Drzwi gwałtownie zamknęły się.

piątek, 13 września 2013

chapter 8.

Minęło prawie dwa tygodnie odkąd ostatni raz rozmawiałam z Justin'em. Po tej akcji w sypialni starałam się go unikać, co wychodziło mi naprawdę bardzo dobrze. Zamieniłam z nim chyba tylko jedno zdanie, bo jestem zmuszona dzielić z nim ławkę na lekcji biologii.
George nie pojawił się nadal w szkole. Dzięki temu czułam się bezpiecznie. Byłam szczęśliwa, bo wszystko zaczęło się w końcu układać.
Tata miał wrócić jutro do domu. Tak strasznie za nim tęskniłam. Nie widziałam go już 7 miesięcy bo pracuje w Mexyk'u, i widujemy się bardzo rzadko..
Lekcje minęły mi bardzo szybko. Po szkole byłam umówiona z Jessy na zakupowe szaleństwo. Zakupy jak dla mnie, to jedna z najlepszych kuracji uspokajających i relaksujących.
Wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód na podjedzie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę frontowych drzwi. Po wejściu do domu usłyszałam rozmowę kobiety i mężczyzny. Głos był mojej mamy i jak by mojego taty, ale to nie możliwe, bo miał wrócić dopiero jutro. Bez zastanowienia od razu postanowiłam sprawdzić z kim rozmawia moja rodzicielka. Weszłam do salonu i zobaczyłam siedzących rodziców na kanapie przed wyłączonym telewizorem. W ekranie telewizyjnego odbiornika mogłam zobaczyć ich twarze. Rozmawiali o czymś ważnym, a nawet bardzo ważnym. Mieli bardzo poważne wyrazy twarzy. Nie chciałam im przerywać rozmowy, ale tak bardzo tęskniłam za tatą, że musiałam.. Nie czułam się z tam dobrze, ale to było silniejsze ode mnie.
- TATA! - krzyknęłam, a dwie pary oczu zaczęły patrzeć na mnie z uśmiechami na twarzy.
Dziwie, jak na mój widok pojawił się u ich uśmiech na twarzy. Wyglądali jak by starali się coś przede mną ukryć.
Tata wstał z kanapy i zaczął iść w moim kierunku. Spotkaliśmy się w połowie drogi. Rzuciłam się na jego szyje, a on uniósł mnie do góry, nie wypuszczając uścisku.
- Tęskniłam za Tobą, i bardzo. - wypowiedziałam te słowa szeptem wprost do jego ucha. Ściskając w uścisku mocno jego szyje.
- Ja za Tobą też kochanie.
Wypowiadając te słowa jego głos się złamał, tak jak by chciało mu się płakać. Uścisnął mnie jeszcze mocniej, wtulając się w moje w włosy, które w tym momencie były w kompletny nieładzie.
Mama siedziała uśmiechnięta na kanapie, a w oczach miała zły. Była bardzo szczęśliwa widząc mnie i tatę przytulających się do siebie. Zapewne też brakowało jej widoku rodziny w komplecie.
- Musimy porozmawiać. - piskliwy głos dotarł do moich uszu.
Odezwała się mama. Przezywając nam, chwile radości. Jej ton głosu był bardzo poważny.
- Tak musimy. - przytakną tata puszczając mnie z uścisku i znów odstawiając na ziemie.
- Co się stało? - zapytałam zdezorientowana.
Nie wiedziałam co się dzieje. Przed chwilą wszyscy byli tacy szczęśliwi. Ta scena wyglądała jak z filmu. Córka wpada ojcu w ramiona, a mama przygląda się z miłością w oczach.
Idealna rodzina po prostu. A teraz co? Mają miny jak by ktoś umarł. Widziałam, że moje szczęście nie może trwać długo, bo to nie w moim stylu.
- Tata dostał prace oddaloną o 100 kilometrów od domu.
Powiedziała mama, w jej głosie można było wyczuć wszystkie emocje świata, oprócz szczęścia.
Dziwiło mnie to.. Dlaczego jej ton głosu nie był szczęśliwy? Przecież ta wiadomość była jedną z najlepszych, jakie otrzymałam w ostatnim czasie.
- To chyba dobrze, co nie? - zapytałam zdezorientowana.
- No tak dobrze. - powiedział tata.
- Ale jest mały, a raczej duży problem. - zaczęła mama.
Patrzyłam głową na znak, żeby zaczęła kontynuować wypowiedź.
- Chcemy się tam przeprowadzić.
- CO?
Nie pozwoliłam jej dokończyć. Przerwałam jej w połowie zdania. Byłam w totalnym szoku. Jak to przeprowadzka? Nie mogę się stąd wyprowadzić. To była by idealna ucieczka od problemów, ale nie mogę zostawić tu samej Jessy. Nie mogę rujnować naszych planów, związanych z przyszłością.
- Pozwól niech twoja mama dokończy.
W jego wzroku mogłam wyczytać, błaganie mnie, o to żebym nie panikowała, tylko słuchała co ma mi mama do powiedzenia.
- No okej, mów.
Chciałam, żeby skończyła swoją wypowiedź, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Z nerwów zaczęłam przygryzać dolną wargę. Tak bardzo chciałam, żeby jej słowa ukoiły moje rozszarpane nerwy.
- Masz już prawie 19 lat, w tym roku będziesz pisała maturę. Nie chcemy żebyś się jeszcze przeprowadzała, bo uważamy z tatą, że powinnaś dokończyć tu szkołę.
Skończyła mówić, biorąc głęboki oddech. Wiedziałam, że ma jeszcze coś do powiedzenia, tylko tego teraz się najbardziej boi.
- Wiem, że to nie wszystko co chciałaś powiedzieć, wiec mów dalej.
- Chciała bym się już teraz wyprowadzić, a Ty byś przyjeżdżała do nas w weekendy...
- Co, mam zostać sama w tym wielkim domu? - zaczęłam krzyczeć i panikować.
Przecież ja nie mogę sama zostać w domu... Boje się. Po tym co wydarzyło się w dzień imprezy. Bałam się wyjść z domu, a co będzie jak będę musiała sama zamieszkać? Oszaleje ze strachu.
Rodzice nie wiedzieli co powiedzieć. Wiedziałam, że też to było dla nich trudne, ale to ja miałam zostać sama w domu. Przeraziła mnie ta myśl. Tata zaczął coś mówić, ale kompletnie go zignorowałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Podeszłam do szafki wzięłam papierosa i poszłam na balkon. Odpaliłam go, zaciągnęłam się mocno, starając się na razie nie myśleć o tym jak będzie i co będzie. Skończyłam palić, ale byłam tak zdenerwowana, że odpaliłam jeszcze jednego. Stałam na ziemnych kafelkach, co chwile przeskakując z nogi na nogę. Było tak zimno, że gdybym tego nie robiła, to nogi by mi odmarzły. Chwile po wypaleniu, weszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam układać sobie w głowie wszystkie moje myśli.
Doszłam do wniosku, że zachowałam się jak 12 latka, gdy rodzice ze mną rozmawiali. Czuje się teraz bardzo głupio. Wiem, jak mama strasznie tęskni za tatą, gdy go nie ma, a ten okres kiedy byli by sami, dobrze by im zrobił. Mam już prawie 19 lat poradzę sobie sama w domu, a nawet nie muszę sama sobie z tym radzi, mam jeszcze Jessy na nią zawsze mogę liczyć i w każdej sytuacji.
Przemyślałam sobie to wszystko i postanowiłam zejść do rodziców i powiedzie im co postanowiłam.
Wyszłam z pokoju i zaczęłam schodzić po schodach. Mama z tatą prawię się do siebie nie odzywali, co sprawiło, że poczułam się temu winna.
- Chciałam was przeprosić. - powiedziałam po cichu, nieśmiało wchodząc do kuchni.
Rodzice skierowali całą swoją uwagę na mnie. Byli w szoku po tym co usłyszeli.
- Nie musisz przepraszać kochanie, masz racje co do tego. Nie mogę zostawić Cię samej w domu.
 Odpowiedziała mi z troską w głosie, i na koniec lekko się do mnie uśmiechała. Udawała, że wszystko jest dobrze. Ale z jej oczu potrafiłam odczytać jej uczucia. W tym momencie były ciemno niebieskie, ich odcień bardziej od niebieskiego przypominał granat. Teraz przypomniały ocean bez dna. Wiedziałam że, nie mogę pozwolić na to, żeby cierpiała z mojego powodu.
- NIE! Właśnie, że mam za co przepraszać. To wy macie racje. Mamo powinnaś się wyprowadzić. Poradzę sobie sama i mam jeszcze Jessy, a do tego babcia mieszka w pobliżu. - powiedziałam to, tak szybko ze zapomniałam o oddychaniu. Mama z tatą spojrzeli na siebie, a potem na mnie byli bardzo zdziwieni  moją nagłą zmianą zdania na ten temat.
- Co? - powiedział zdziwiony tata.
- No przecież słyszałeś.. chcę żeby mama pojechała z Tobą. - powiedziałam to, najbardziej oczywistym tonem głosu jakim mogłam powiedzieć.
- Jesteś pewna tego co mówisz? Przemyślałaś to? - zapytała mama.
- Tak mamo jestem pewna, dam sobie rade mam już prawie 19 lat, a przecież i tak będziemy się chociaż raz w tygodniu widywać, wiec nie widzę problemu. - uśmiechnęłam się do nich.
Tata spojrzał na mamę i uśmiechnął się do niej, mojej mamy oczu zaczęły się świecić ze szczęścia. Naprawdę jej na tym strasznie zależało, a ja byłam tak bardzo samolubna. Ciesze się, że mogłam ich uszczęśliwić. Bardzo ich kocham.
- Cieszę się, że wyjaśniliśmy to już sobie. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- My też kochanie - powiedział z ulgą tata.
- Jestem u siebie jak byście coś chcieli.
Poinformowałam ich, i zaczęłam kierować się w stronę dębowych schodów prowadzących do mojego celu.
- Dobrze. - mama przytaknęła głową.
Po wejściu do pokoju zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam.
Miało to dobre strony i złe. A jak będzie okaże się w trakcie. Nie da się przewidzieć przyszłości. Trzeba żyć z dnia na dzień. Nie wiem, czy to dobrze podejście do życia ale zawsze tak robię. Tłumacze sobie, ze jutra może nie być, wiec nie będzie gorzej. To głupie, ale potrafi oderwać od myślenia i zastanawiania się nad nieznaną przyszłością.
__________________________________________________________________

Dziś mija równy miesiąc, jak zaczęłam pisać tego bloga. I ogólnie pisze pierwszy raz, nigdy przed tym tego nie robiłam. Dziękuję wam, że w ogóle chcecie czytać, to co tu pisze. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. <3

Kilkanaście osób zmieniło swoje username, jeśli jesteś jedną z tych osób, a chcesz być dalej informowany o nowych rozdziałach napisz swoje nowe username w komentarzu pod rozdziałem. ;)

sobota, 7 września 2013

chapter 7.

Razem z Justin'm zaczęliśmy kierować się na górę, do sypialni rodziców.
Szybko pokonałam schody, przeskakując co drugi stopień. Justin cały czas podążał za mną. Szliśmy wzdłuż korytarza, który prowadził, do naszego celu.
Podeszłam do brązowych drzwi, i szybkim ruchem otworzyłam je, wchodząc do pokoju. Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać pudełek, ale były zakopane głęboko pod innymi pudełkami. Justin stał oparty o drzwi i patrzył, na to, co robię.
Po chwili obserwacji, odnalazłam mój cel. Kucnęłam i zaczęłam wyciągać odnalezione pudełko, Ale jakoś słabo mi to wychodziło.
Czułam się zażenowana, tym że Justin obserwuje, to jak szarpię się z pudełkiem.
Usłyszałam kroki, które z każdą chwilą stawały się intensywniejsze. Justin podszedł do mnie, kucnął i pociągnął pudełko, wcale się nie wysilając, a pudełko wyszło od razu. Myślę, że moje wysiłki znudziły już chłopaka, albo chciał mi po prostu pomóc. Spojrzał się ma mnie. Widziałam, że chce mu się śmiać, ale skarciłam go wzrokiem i spuścił głowę. Udało mi się jedynie wychwycić jego pełny uśmiech, gdy spuszczał głowę w dół.
Było jeszcze jedno pudełko z podpisem "Stare zabawki Lily". Postanowiłam sobie, że ja go wyciągnę.
Zaczęłam się siłować z tym pudełkiem. Jestem strasznie uparta. Chciałam mu pokazać, że sama też umie sobie poradzić. Co prawda nie wychodziło mi to, ale nie chciałam się poddać. Ja się nigdy nie poddaje.
- Może Ci pomóc. - usłyszała rozbawiony głos chłopaka.
- Nie, dzięki. - powiedziałam najbardziej niemiłym głosem jakim mogłam.
- Jak chcesz, ale żeby późnej nie było, że nie chciałem pomóc. - jego głos był jeszcze bardziej rozbawiony, niż wcześniej.
Justin był już bardzo znudzony moją szarpaniną z pudełkiem. Szczerze mówiąc, to wcale mu się nie dziwię.
Kucnął sobie za mną, i zapewne obserwował dalszy przebieg sprawy.
Po 5 minutowej szarpaninie z pudełkiem zaczęło się ruszać. Wiedziałam, że zaraz je wyciągnę. Zaparłam się z całej siły o szafę i zaczęłam go ciągnąc.
Pudełku poleciało na mnie, a ja razem z nim.
Przewróciłam się prosto na Justina.
Chciałam złapać pudełko w trakcie lotu, żeby cała jego zawartość nie wylądowała na ziemi. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, ale, to nic nie dało. Nie udało mi się, i przez to, że próbowałam je ratować, tylko pogorszyłam całą sytuacje. W tym momencie leżałam na Justinie.. On leżał na plecach, a ja na nim na brzuchu. Swoimi silnymi ramionami złapał mnie w talii, żeby mi się nic nie stało. Jego najwyraźniej rozbawiła ta cała sytuacja, ale mi nie było do śmiechu. Było mi cholernie głupio.
- Podoba mi się? - zapytał, i zaczął śmiać się w głos.
- Tak bardzo. - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Nie wątpię. - odpowiedział bardzo pewny siebie.
- Dupek.
- Twierdzisz, że Ci się nie podoba, a nadal leżysz na mnie.
- Leże, bo nie mam jak się ruszyć. Trzymasz mnie w tali.
Byłam dla niego strasznie niemiła. Czułam się tak cholernie głupio, a on sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej. Jego pewność siebie imponowała mi, ale też sprawiała, że miałam ochotę go zabić.
- A może nie chce Cię puścić, bo mi się podoba? - szepnął mi do ucha, i mnie pościł.
Jego słowa sprawiły, że przez chwile nie wiedziałam co powiedzieć.
Wiedziałam, że nie mogę myśleć za długo nad odpowiedzią, bo wtedy może uznać, że ma nade mną władzę. A tak nie było. To, że nieraz potrafił mnie zawstydzać, nie znaczy, że nie potrafię się obronić w jego staraniach totalnego onieśmielenia mnie.
- Nie wątpię, że Ci się podoba.
Użyłam jego własnej borni. To było najlepsze wyjście z całej sytuacji.
Jednak potrafię sobie radzić z takimi, krępującymi sytuacjami. Lata praktyki, nie poszły na marne.
- Teraz podoba mi się jeszcze bardziej. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Poczułam się dziwie zażenowana, bo jak wstawałam siadłam na niego okrakiem. I wszystkie starania, z przez kilku minut szlag trafił.
- Już uciekasz? - spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
- Jesteś straszny. - popatrzyłam się na niego i pokręciłam głową.
Jednak nie poszło tak źle, dałam rade. Nie pokazałam mu, że mnie onieśmiela, byłam z siebie dumna.
Ledwo co zdążyłam zejść z Justin'a weszła jego i moja mama do pokoju. Poczułam ulgę, że udało mi się zejść z Justin'a zanim one weszły, bo to by było bardzo dziwne. Jeszcze dziwniejsze, niż to, że na nim leżałam.
- O matko, co tu się stało? - powiedziała moja mama z rozbawieniem.
- Ktoś tu się przewrócił. - powiedziałam patrząc na Justin'a leżącego na ziemi.
- Osz, Ty!
Justin wstał, zaczął szybkim krokiem kierować się w moją stronę. Wziął mnie na ręce, i zaczął iść w stronę wielkiego małżeńskiego łoża. Położył mnie delikatnie na łóżko i zaczął mnie łaskotać. Mam strasznie łaskotki, wiec od razu zaczęłam się śmiać.
Mama Justin'a i moja przyglądała się nam, co my robimy, a Justin nie przestawał, kontynuował znęcanie się nade mną. Znęcanie pod tym względem, że brzuch bolał mnie już od śmiechu.
- Kto się przewrócił, i rozsypał to wszystko? - powiedział to, cały czas mnie łaskocząc, żebym przyznała się do winy.
- JA! Ja to zrobiłam. - nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, musiałam się przyznać.
- Grzeczna dziewczynka. - powiedział zadowolony z siebie i przestał mnie łaskotać.
To jak z łatwością i brakiem żadnego skrępowania wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko sprawiło, że czułam jak byśmy znali się od lat. To było bardzo miłe, takie spontaniczne. Bardzo mi się to podobało.
- Dobra a teraz pozbierajcie to i zejdźcie na dól. - powiedziała mama Justin'a.
Zdążyłam już zapomnieć, dlatego znalazłam się na łóżku w objęciach chłopaka. To może dziwne ale chciałam, żeby tak chwila trwała wiecznie, czułam się przez tą chwile, jak bym znów była dzieckiem. Justin sprawiał, że czułam się przy nim tak inaczej. Sama nie potrafię nazwać tego uczucia. Ale to bardzo miłe uczucie.
Potrafił mnie zawstydzić, czułam się przy nim skrępowana, ale też potrafił mnie rozbawić i sprawiał, że zapominałam o wszystkich złych rzeczach w moim życiu. A co najważniejsze dwukrotnie uratował mi życie, przez co, czułam się przy nim bezpiecznie.
Drzwi, zamknęły się. Zostaliśmy znów sami.
Leżałam na łóżku, a chłopak siedział koło mnie. Już nic mi nie robił, a nadal śmiałam się jak głupia.
- Wstawaj. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Justin wstał z łóżka i podał mi rękę, żebym ja również się podniosła.
- Musimy to posprzątać. - znów odezwał się Justin.
- Wiem.
Zaczęliśmy chodzić po całym pokoju w poszukiwaniu rozrzuconych zabawek.
Usłyszałam śmiech Justin'a, nie wiedziałam dlaczego się śmieje, przecież nic teraz nie zrobiłam, co mogło by go rozśmieszyć.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam zdziwiona.
Odwróciłam się w jego stronę i czekałam z niecierpliwością na odpowiedź.
- Czy to Ty? - zapytał rozbawiony.
Wziął zdjęcie z komody i zaczął kierować się w moją stronę. Podszedł do mnie i pokazał mi zdjęcie. Tak, to byłam ja. Ale wyglądała tu strasznie. Byłam ubrana w czerwone rajstopy, zieloną koszulkę i jeansową spódniczkę, na rękach trzymałam misia. Moje włosy były uczesane w dwa kucyki, a do tego byłam gruba i miała okulary. Jak dobrze pamiętam, to miałam wtedy 7 lat. Mój ubiór, mój wygląd, moje wszystko.. To zdjęcie było straszne.
- To Ty? - ponowił swoje pytanie.
- Tak, oddaj mi je!
Chciałam wyrwać to zdjęcie chłopakowi z ręki, zaczęłam je ciągnąć, ale on był dużo silniejszy ode mnie. Nie dałam rady.
Wkurzyłam się, że zobaczył to zdjęcie. Nienawidziłam go.. Wyglądałam tak jak gówno w trawie. Ale moja mama uwielbiała, to zdjęcie. A zawsze jak mówię jej, żeby schowała gdzieś to zdjęcie, jej odpowiedź brzmi "NIGDY! Kocham to zdjęcie, jesteś takim słodkim pulpecikiem." I dlatego cały czas stoi u niej na komodzie.
- Dlaczego się tak denerwujesz? Przecież wyglądałaś słodko. - ledwo co zdążył skończyć zdanie, wybuchł śmiechem.
- Cham! Oddawaj je natychmiast! - powiedziałam, ze złością która wypływała z moich oczu i głosu.
- Oj, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - powiedział spokojnie. I oddał mi zdjęcie.
- Dziękuję.
- Dlaczego się tak zdenerwowałaś?
- A Ty byś się nie zdenerwował? Wyglądam tam strasznie.
- Wcale, że nie. Jesteś słodziutka.
Wypowiadając te słowa uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie byłam pewna, czy powiedział, to, żebym się lepiej poczuła. Czy nadal się ze mnie śmieje, tylko po mistrzowsku potrafi udawać, że wcale nie chce mu się śmiać.
- Dobra, nieważne. Teraz posprzątajmy to.
Chciałam uniknąć dalszej rozmowy na temat tego zdjęcia.
Zaczęliśmy znów chodzić po pokoju. Szybko uwinęliśmy się, z posprzątaniem bałaganu. Nie zamieniając, już ze sobą żadnego słowa przez ten czas.
Zeszliśmy na dół. Justin położył pudła na ziemi. Usiedliśmy znów na kanapie, prawie w ogóle nie rozmawialiśmy już ze sobą. Za to nasze mamy idealnie się dogadywały, a my siedzieliśmy i słuchaliśmy o czym rozmawiają.
Przez ten cały czas zadawałam się jak będzie dalej? i co będzie dalej? te pytanie strasznie mnie nurtowały.
________________________________________________________________________

Jeśli czytasz mojego bloga, proszę, dodaj byle jaki komentarz pod tym rozdziałem. Chce zobaczyć dla ilu osób piszę, to jest dla mnie bardzo ważne. 

środa, 4 września 2013

chapter 6.

Kolejny dzień w szkole, przeminął normalnie. George'a nie było w szkole, wiec nie miałam się czego bać. Długie rozmowy z Jessy na przerwach i na lekcjach, pomagały mi ogarnąć mętlik w mojej głowie.
Jednak powiedzenie jej o wszystkim, było najlepsze co mogłam zrobić. Własnie w takich chwilach, wiesz kto jest twoim przyjacielem, na dobre i na złe. A Jessy udowodniła mi, że jest ze mną na dobre i na złe. Taki przyjaciel to skarb.
Wróciłam do domu, przywitałam się z mamą i poszłam do siebie do pokoju. Przebrałam się w rurkowate dresy i luźną koszulkę, upięłam niechlujnie włosy w koka i mogłam zacząć się relaksować.
Położyłam się na łóżku. Kochałam mój pokój. Moje wielkie łóżko, z białą pościelą, idealnie komponowało się z lekko różowym kolorem ścian, a do tego biały sufit i ciemne panele. Białe meble dopełniały idealność mojego pokoju. Ale mój pokój, to był kompletny absurd, prawie wszystko w kolorze bieli, a moim ulubionym kolorem jest czarny. 
Włączyłam laptopa o zaczęłam oglądać "Pretty Little Liars" bo miałam kilku odcinkowe zaległości. Po obejrzeniu jednego odcina, usłyszałam głosy dobiegające z dołu. Wstałam z łózka i zbiegłam po schodach na dół, zobaczyć kto przyszedł. 
Lubiłam wiedzieć kto w danym momencie przebywał w moim domu. 
Wchodząc do salonu doznałam szoku. Zobaczyłam Justin'a siedzącego na kanapie i sączącego jakąś gorąca ciecz, co mogłam wywnioskować po unoszącej się parze znad kubka.
Dlaczego Justin jest w moim domu i popija kawę z moja mama i jakąś kobietą? Stałam tak kawałek czasu, myśląc co to wszystko ma znaczyć. Na szczęście jeszcze nikt mnie nie zauważył. Co dawało mi, możliwość zrozumienia, co tu się dzieje. Ale mimo wszystko nie potrafiłam tego ogarnąć. 
W pewnym momencie usłyszałam głos swojej rodzicielki.
- O Lily. - powiedziała mama, lekko zdziwiona, ze mnie tu widzi.
Wzrok Justin'a i nieznajomej kobiety skierował się prosto na mnie. 
- Oto moja córka Lily. - powiedziała, z duma w głosie.
Stałam tak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Kobieta, która siedziała naprzeciwko mojej mamy, wstała i zaczęła iść w moim kierunku. Była bardzo niziutka, byłam wyższa od niej pawie o głowę. Miała hebanowe włosy, które lekko zwisały na jej ramionach i duże kolczyki, które od razu przykuły moją uwagę. Podeszła do mnie i objęła mnie swoimi ramionami. Odwzajemniłam uścisk, chociaż byłam w lekkim szoku.
- Cześć jestem Pattie, a to mój syn Justin. - przedstawiła mi się z uśmiechem na twarzy.
Justin patrzył na mnie z przerażeniem, ja na niego również oboje nie wiedzieliśmy jak się zachować. Dla nas obojgu na sytuacja była bardzo dziwna.
- Dlaczego się tak na siebie patrzycie? - zapytała moja mama.
Nie widziałam co powiedzieć, otworzyłam buzie jak bym chciała wydobyć z siebie jakieś słowo. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Spojrzałam na Justin'a błagalnym wzrokiem. Od razu wiedział, co musi zrobić.
- Zapewne jest przerażona, że wiedzę ją w dresach, luźnej koszulce i koczku, bo szkole wygląda jak modelka. - powiedział ze śmiechem wydobywającym się z jego gardła.
Cieszyłam się, że Justin dobrze mnie zrozumiał i przejął kontrole, bo ja w ogóle nie wiedziałam co mam powiedzieć. Stałam tak i patrzyłam się na niego, po czym powiedziałam bezgłośnie "dziękuję".
- Tsaaaa a Ty jesteś przerażony widząc mnie w takim stanie niewyjściowy. - powiedziałam z wyczuwalnym żartem w głosie.
Nie wiedziała co powiedzieć, nie chciałam, żeby Justin'owi zrobiło się głupio. Wiec, jak on zaczął, postanowiłam kontynuować, narzucony przez niego temat.
- Dokładnie. - powiedział Justin, z ulgą, że udało się na z tego wybrnąć.
- Już zdążyliście się poznać? Przecież do tej szkoły chodzisz zaledwie od kilku dni. - powiedziała zdziwiona Pattie.
- Chodzimy razem do klasy. - odpowiedział posyłając jej uśmiech.
Pattie spojrzała się na syna, tak jak by mu nie wierzyła, w to co powiedział.
- Lily usiądź z nami.
Moja mama swoimi słowami przewała rozmowę Justina i jego mamy. 
- Chyba powinnam się przegrać. - powiedziałam z zakłopotaniem. 
- Wyglądasz pięknie, siadaj. - Chłopak odezwał się.
Powiedział z przekonaniem w głosie, że tak jest.
Justin klepnął w miejsce koło siebie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zawstydził mnie tym, gdy powiedział, że wyglądam ładnie.
W tym momencie byłam zmuszona zostać. Zaczęłam iść niepewnym krokiem w kierunku czarnej skórzanej kanapy, na której siedział Justin. Usiadłam koło niego i spuściłam głowę w dół, żeby nikt nie zauważył, że się zarumieniłam, bo to było by dla mnie bardzo żenujące. W ogóle świadomość tego, że się zarumieniłam była dla mnie żenująca, jak mogła sobie na coś takiego pozwolić? Sama nie wiem, to było takie bezwarunkowe.. Nie mogłam nic na to poradzić.
Nasze mamy zaczęły rozmawiać ze sobą, o wszystkim. Wyglądało na to jak by znały się od wieków. A to jest bardzo dziwne, bo ja Pattie widzę pierwszy raz na oczy. Razem z Justin'em siedziałyśmy przyglądając się i przysłuchując się ich konwersacji. To było dla mnie bardzo niezręczne, za to miałam wrażenie ze Justin z każdą minuta stawał się coraz bardzo rozluźniony.
- Lily mogła byś przynieść mi z góry te dwa pudelka z Twoimi starymi zabawkami? - zapytała mnie z miłym uśmiechem na twarzy.
Zastanawiałam się, po co jej stare pudełka z moimi zabawkami, moja mama jest nieobliczalna. 
- Ale one są wielkie i ciężkie. - powiedziałam z grymasem na twarzy. 
Nie chciało mi się po nie iść, wiec próbowałam się wykręcić.
- To Justin z Tobą po nie pójdzie. - podziałała Pattie z uśmiechem na twarzy, ton jej głosu był niesamowicie przyjemny.
Od razu pożałowałam, że to powiedziałam. Ja z Justin'em sami w sypialni moich rodziców? Tak, własnie jest zawsze, jak chce się wyplątać, od rzeczy, których nie chce mi robić. Bóg pokarał mnie, za moją leniwość. 
___________________________________________________________

Chyba ostatni rozdział nie przypadł wam do gustu, bo było bardzo mało komentarzy.
Mam nadzieję, że ten rozdział będzie wam się bardziej podobał. ;) 

poniedziałek, 2 września 2013

chapter 5.

Stałam i patrzyłam z niedowierzaniem, na to, co się właśnie stało. George leżał na ziemi cały zakrwawiony. Z bólu nie mógł się podnieść z ziemi, a Justin odchodził korytarzem z krwawiącymi krostkami u rąk.
Kopnął go jeszcze raz w brzuch, przez co chłopak zwinął się z bólu jeszcze bardziej, i odszedł. Po prostu odszedł, tak jak by się nic nigdy nie stało.
Justin uratował mi życie po raz kolejny, ale byłam przerażona tym, jak bardzo zmasakrował George'a. Czułam, że mam anioła stróża przy sobie, ale mój anioł stróż był nieobliczany. Powinno mnie to przerażać, ale to mnie pociągało. Tak wiem to dziwne, Justin zmasakrował Gregora, a ja mówię, że to było pociągające. Tak, witajcie w moim świece, zawsze intryguje mnie coś, co innych odstrasza.
Usłyszałam dzwonek na lekcje. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Zostawić tak George'a? Czy wezwać jakąś pomoc?
Myślałam na tym przez chwile, ale jak przypomniałam sobie zdarzenia z sobotniej nocy, postanowiłam go zostawić.
Weszłam do klasy. Justin siedział na innym końcu sali, jego kostki u rąk krwawiły.
Nie spojrzał na mnie, przez całą lekcje.
Zadzwonił dzwonek, wszyscy wyszliśmy na korytarz. Chciałam podejść do niego. Ale nie mogłam, bo Jessy zaczęła mi opowiedzieć, co się działo na imprezie, jak mnie nie było. Mówiła, ze w końcu chłopak w którym jest zakochana zaczął co raz bardziej się do niej zbliżać. Wiem, że gdyby nie wydarzyło się, to co wydarzyło się wczoraj, miała bym do tego inne podejście i cieszyła bym się razem z nią.
Ale ja nie miałam siły na cokolwiek, byłam całkowicie skupia na Justin'ie.
On tak bardzo mnie ciekawił. Był jest inny od wszystkich, nie chodzi mi o to, że jest najprzystojniejszym chłopakiem jakiego widziałam na oczy. Chodzi mi o to, że on jest zupełnie inny od wszystkich, takie nieprzewidywalny, to mi się w nim najbardziej podobało.
Jassy opowiadała, aż zadzwonił dzwonek, na kolejną lekcje.
Weszliśmy znudzeni do klasy. To była lekcja Biologii. Pani zaczęła dyktować temat, i mówiła co mamy robić.
Justin siedział sam. Jego szczeka była zaciśnięta, co jakiś czas oblizywał językiem swoje wargi. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
Jessy zaczęła znów coś do mnie mówić, odrywając mnie od patrzenia na Justin'a. Zaczęłam rozmawiać z przyjaciółką. Promieniowała szczęściem, kochałam jak była taka szczęśliwa. Kochałam ją tak bardzo, że była bym wstanie poświęcić swoje szczęście dla niej.
- Lily przesiądź się. - nauczycielka powiedziała do mnie poważnym tonem, i wrogo na mnie spojrzała.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Zawsze musiała się przyczepić do mnie. Nienawidziłam jej.
- Dlaczego? - zapytałam ze dziwieniem.
- Dlatego, że rozmawiasz z Jessy. - spojrzała na mnie z pod swoich okularów, jeszcze wrodzej niż wcześniej.
- A gdzie mam się przesiąść, jak nie ma żadnego wolnego miejsca? - zapytałam ze zdumieniem.
- Wolne miejsce jest koło Justin'a, masz się przesiąść koło niego i masz siedzieć tam do końca roku szkolnego! - powiedziała prawie na mnie krzycząc.
Siedziałam osłupiała całą sytuacją. Nie wiedziałam co mam zrobić. Serio mam się przesiądź do Justin'a? Przecież ja nie mogę. Nie będę wiedziała jak się zachować.
- Lily, natychmiast się przesiądź! - nauczycielka wrzasnęła.
Musiałam się przesiąść.. Nie miałam innego wyboru.
Wstałam ze swojego, stałego miejsca. Wszyscy się na mnie patrzyli, tylko nie Justin. Dlaczego on się do cholery na mnie nie patrzy? Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, czułam się bardzo dziwnie.
Podeszłam do jego ławki, i wcisnęłam się na miejsce, od strony ściany.
Usiadłam i starałam się udawać zainteresowana lekcją.
Wtedy na mnie spojrzał. Jego wzrok i wyraz twarzy wyglądał jak przeprosiny. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
To było dziwne, nie wypowiadając z siebie żadnego słowa, potrafiliśmy się porozumieć.
Wzięłam plecak do ręki, położyłam go sobie na kolanach i wyjęłam chusteczki nawilżające.
Justin miał ręce pod ławką, wzięłam jego rękę, położyłam ją sobie na kolanie i zaczęłam wycierać jego zaschniętą już prawie krew na ostrkach. Spojrzał się na mnie ze zdziwieniem i wcale mu się nie dziwie, tez bym była zdziwiona na jego miejscu.
To było takie spontaniczne. Nawet nie miałam czasu przemyśleć na tym co robię.
- Daj drugą rękę. - powiedziałam spokojnie i spojrzałam na niego.
 Wzrokiem kazałam mu się pośpieszyć, a on posłusznie poddał mi rękę. Jeszcze nie skończyłam, gdy zadzwonił dzwonek. Justin i ja wyszliśmy z klasy ostatni. Chciałam skończyć to co zaczęłam.
- Dziękuję. - dowiedział nieśmiało.
- To ja dziękuję. - uśmiechałam się do niego.
Gdy to powiedziałam pojawił się uśmiech na jego twarzy, i zobaczyłam jego idealne zęby. Tak Justin ma idealny uśmiech. Po chwili wyszliśmy, i rozeszliśmy się w inne strony.
- Widzimy się dziś o 16? - usłyszałam głos swojej przyjaciółki.
Za chwileczkę pojawiła się koło mojego boku, i z uśmiechem na twarzy czekała na moją odpowiedzieć.
- Jasne, o 16 u mnie. - powiedziałam najmilszym głosem jakim mogłam.
Obawiałam się dzisiejszej rozmowy z Jessy, wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć, to co wydarzyło się sobotniej nocy. Bałam się jej reakcji.
- No to do zobaczenia. - podeszła do minę bliżej, przytuliła mnie i posła w stronę swojego samochodu.
Przez całą drogę starałam się, nie myśleć o tym co będzie.
Weszłam do domu, mamy nie było, bo pracowała dziś na drugą zmianę. Poszłam do kuchni, na lodówce był przyklejony liścik:
"Obiad jest w lodówce. Odgrzej go sobie w mikrofalówce. Kocham Cię, mama."
Po przeczytaniu tego, wybuchłam śmiechem. Mama zawsze tak robi, przez to, informuje mnie o rzeczach, które są dla mnie oczywiste. Nieraz mama na prawdę traktuje mnie jak dziecko.
Zjadłam posiłek, zmyłam naczynia i ruszyłam szybkim krokiem do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i myślałam, jak mam powiedzieć, o tym wszystkim Jessy. Bałam się tego, tak cholernie się bałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. W brzuchu poczułam dziwne uczucie. W tym momencie byłam kłębkiem nerwów.
Zeszłam na dół, otworzyłam drzwi i zobaczyłam uśmiechniętą Jessy.
- Cześć, kochanie. Mam da Ciebie twoja ulubiona kawę. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, trzęsąc kawą przed moimi oczami.
- Jesteś moim aniołem. - powiedziałam jej to do ucha, po czym pocałowałam ją w policzek.
-  Wiem. - powiedziałam oczywistym tonem. Po czym zaczęła się śmiać.
Weszła do mojego domu i ruszyła w stronę schodów. Miałam wrażenie, ze biegnie po nich, żeby być pierwsza na górze. Zanim zdążyłam ja dogonić już leżała u mnie na łóżku i bawiła się moim telefonem.
- No wiec, jaka jest historia związana z tym przystojniakiem. - powiedziała z zaciekawieniem.
Stanęłam w bezruchu, wiedziałam, że ta rozmowa mnie nie ominie. Ale nie sądziłam, że dojdzie do niej, aż tak szybko. Moje oczy się zaszkliły i uśmiech zszedł z mojej twarzy.
- Lily co się stało? - powiedziała zaniepokojona.
Nie wiedziałam od czego znacząc, nie mogłam w tym momencie pozbierać swoich myśli w całość.
- Kurwa mać! Lily przerażasz mnie! - zaszła z łóżka i szybkim krokiem udała się w moja stronę.
- Bo tej sobotniej nocy, co tak zniknęłam..
- No? - zachęcała mnie przyjaciółka, żebym mówiła dalej.
Podeszłam do szafki, wzięłam papierosa i go odpaliłam.
- Nienawidzę kiedy palisz. - powiedziała z grymasem na twarzy i poszła otworzyć okno.
- Dobra teraz powiem Ci, co się zdarzyło się sobotniej nocy. Tylko nie przerywaj mi, masz mnie słychać. - czekałam na jej nieprzytaknięcie.
- Zaczynaj. - powiedziała.
- Wiec, sobotniej nocy obudziłam się w łóżku u George'a.. Byłam naga.
- Co kurwa? - powiedziała z przerażeniem.
- Miałaś mi do cholery nie przerywać! - powiedziałam ze złością.
- przepraszam, mów dalej..
- On tamtej nocy, wszedł do pokoju i gadał jakieś chamskie teksty, jak to nam nie było dobrze razem. Ja nie pamiętałam nic, absolutnie nic. Jak bym za dużo wypiła, albo jak bym była oćpania. Pogadał sobie trochę i wyszedł z pokoju. Zostawiając mnie samą. Wstałam z łóżka i ubrałam się. W jego pokoju było mnóstwo moich zdjęć. On mnie śledzi Jessy. Jak on nawet wiedział, gdzie i z kim wychodzie i o których godzinach. To było strasznie. Chciałam z stamtąd uciec. Zobaczyłam drzwi balkonie, wyszłam na balkon. George wszedł do pokoju i miał ze sobą tace z jedzeniem. Upuścił to wszystko na ziemie i zaczął iść w moją stronę. Wyskoczyłam z balkonu i zaczęłam biec w jakimś kierunku. George wyskoczył za mną. Gonił mnie. Była na jakimś totalnym pustkowiu w okół mnie nie było prawie nic, oprócz kilku domów, pól i lasów. Nadal uciekałam przed nim. Wybiegałam na drogę, jechał jakiś samochód. Zatrzymałam go i wsiadłam do środka i kazałam mu jechać. Odwiózł mnie do domu jakiś nieznajomy chłopak. I dziś rano, okazało się to był Justin. Rozumiesz? Justin uratował mnie z tego koszmaru. Dlatego moja reakcja na zobaczenie jego była taka, jaka była. Bałam się, że ktoś dowie się o tym, co się działo sobotniej nocy. Dziś poszłam na opuszczony korytarz, żeby pobyć sobie sama i znalazł mnie tak George. Zaczął się do mnie dopierać, całował mnie. Bałam się go cholernie. A Justin pojawił się znikąd i pobił go. To było bardzo dziwne jak scena z jakiegoś filmu. Rozumiesz Jessy? Dziś Justin uratował mi życie po raz drugi. - skończyłam mówić. Byłam tak bardzo zapłakana, że nie mogłam nabrać oddechu.
Poczułam jak Jessy mnie przytula. Spojrzałam na jej twarz. Już nie wiedziałam, jej przecudownego uśmiechu. Jej oczy, były zalane łzami, tak jak moje.
- Nie płacz kochanie, wszystko będzie dobrze. - wypowiadając te słowa, jej głos się złamał.
Wiedziałam, że to co jej powiedziałam załamało ją. Kochała mnie. Nie chciałam, żeby płakała prze zemnie.
- To Ty nie płacz! Nie powinnaś płakać. - powiedziała jej z wyrzutem. Na co ona jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Kocham Cie tak bardzo, że jak bym mogła zabrałabym ten ból który w Tobie teraz tkwi. Nie chce żebym cierpiała. Jak Ty cierpisz ja cierpię razem z Tobą. - powiedziała zanosząc się łzami.
- Zemszczę się na nim, obiecuję Ci to! - wytarła łzy z policzków, chciała mi pokazać tym, że jest silna.
- Proszę się, nie rób nic głupiego, on jest nieobliczalny. Obiecaj mi, ze nie zrobisz nic głupiego! - kazałam jej, żeby mi objechała.
- Ale Lily...
- OBIECAJ! - chciała coś jeszcze jej powiedzieć, ale jej przerwałam.
- Obiecuje. - powiedziała niepewny tonem.
- Zapal sobie. - powiedziała uśmiechając się do mnie lekko.
Podeszłam do szafki wyciągnęłam kolejnego papierosa.
Jeśli Jessy pozwalała mi palić, to znaczy, że naprawdę jej było mnie szkoda. I miała wyrzuty sumienia, że to spotkało mnie a nie ją.
Siedziałyśmy tak jeszcze gadając, o wszystkim i niczym, przez jakieś trzy godziny. Kochałam z ją spędzać czas. Ale nic nie trwa wiecznie. Jessy musiała iść do domu, bo mama jej szła do pracy na nockę, a ona musiała zostać z młodszą siostrą.
- Idę kochanie, trzymaj się. Kocham Cię bardzo. - przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
- Też Cię kocham. - powiedziałam jej to, na co ona odwróciła się, i posłała mi najpiękniejszy uśmiech świata.
Wsiadła do samochodu i za chwilę zniknęła, za rokiem. A ja znów zostałam sama.
___________________________________________________________________

Przepraszam, że tyle czekaliście na nowy rozdział, ale nie miałam internetu od 3 dni. ;<