- Daj mi ten telefon. - widziałem jak z jej twarzy znika uśmiech. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Wyrwałem jej z ręki telefon, bo musiałem się dowiedzieć co jest powodem jej straty humoru. Trzymałem w ręce jej małe, białe urządzenie elektryczne. Mój wzrok powędrował na rozświetlony ekran "Nasyłasz na mnie policje? Bardzo głupie posunięcie. Pożałujesz tego."
- Zabije go kurwa! - rzuciłem telefon na kanapę. Z każdą chwilą moja złość rosła we mnie jeszcze bardziej. Podniosłem się z kanapy ignorując zszokowanych rodziców Lily i ruszyłem w stronę drzwi.
- Justin! Stój! Oszalałeś!? Nie rób nic głupiego. - Lily zerwała się z kanapy i zaczęła biec za mną.
- Zostaw mnie. Tym razem mu nie odpuszczę. - wyrwałem się z jej uścisku i otworzyłem drzwi.
- Jadę z Tobą! - podszedł do nas pan Evans. Miał w ręku iPhone'a Lily. To było jasne, że przeczytał tą wiadomość, bo był tak samo zły jak ja.
- Co tu się dzieje? - z kuchni wyszła zaszokowana mama Lily.
- Przeczytaj. - mąż podał jej telefon. Odebrała go po czym spojrzała na wyświetlacz. Jej oczy natychmiast naszły łzy.
- Nie możesz pozwolić na to, żeby on Cię zastraszał! - powiedziała to chyba trochę zbyt głośno. Odniosłem wrażenie jak by miała pretensje do Lily za to, że ją prześladuje, ale przecież to nie jej wina, że ten koleś to psychol. Chyba i mamę Lily ta sytuacja już przerasta.
- A Ty co robisz? - skierowała te słowa na swojego męża.
- Jadę z Justin'em. - nawet na nią nie spojrzał. Był chyba za bardzo zajęty zakładaniem swoich butów.
- Nigdzie nie jedziecie! - odepchnęła reką męża w głąb domu. Chyba nie spodziewał się po niej takiego zachowania, bo jego oczy lekko się rozszerzyły. I muszę przyznać, że ta kobieta ma bardzo dużo siły, w przeciwieństwie do swojej córki.
- Ty też nigdzie nie jedziesz. - skierowała te słowa do mnie. W tym momencie zachowywała się jak moja mama. Podeszła do mnie i wzięła mnie za ramie prowadząc, w miejsce w którym stał pan Evans.
- Co wy do cholery robicie? Nie można robić takich rzeczy tak pochopnie. Chcieliście jechać tam i go pobić? - stanęła przed nami i tupała nogą.
- Nie jechaliśmy go zabić. - odezwał się pan Evans. Powiedział dokładnie to, co ja miałem na myśli.
- Justin? - uniosła swoją brew i skupiła wzrok na mnie.
- Słucham? - nie miałem pojęcia czego może ode mnie chcieć. Zapytałem grzecznie, nie chciałem byś dla niej niemiły mimo, że byłem strasznie wkurzony.
- A Ty co miałeś zamiar zrobić? - zmroziła mnie wzrokiem i zniecierpliwiona czekała na odpowiedzieć.
- Zabić go. - wzruszyłem ramionami i spuściłem głowę w dół. Naprawdę chciałem go zabić.
- Jesteście nienormalni! - ręce opadły jej wzdłuż ciała po czym głośno westchnęła.
- Natychmiast macie wrócić do salonu! - ta kobieta potrafi być przerażająca gdy jest zła. Jak widać pan Evans nie chciał się już z nią kłócić bo zaczął iść w stronę salonu.
- Justin! - Lily krzyknęła i zmroziła mnie wzrokiem. Może to głupie, ale posłuszne tak jak Sam poszedłem na nim do salonu. Ta dziewczyna ma nade mną władze. Jeszcze nigdy nie byłem tak posłuszny żadnej dziewczynie, ale może to dla tego, że jeszcze nigdy nikogo aż tak bardzo nie kochałem jak jej? To bardzo prawdopodobna wersja.
Resztę dnia spędziliśmy w przyjemnej atmosferze. Pomijając fakt, że pani Evans odprawiła nam długie kazanie, na temat naszego bezmyślnego zachowania. Zastanawiało mnie czy ona nie rozumie, że my jesteśmy facetami i najczęściej takie sprawy załatwiamy pięściami. Taka jest już nasza natura, ale jak widać, kobiety tego nie rozumieją. Zresztą... Wole, żeby one nie rozumiały jednego, bo jak by kazały nam zrozumieć całkowicie je, to zapewnię skończylibyśmy w psychiatryku. Kobiety są strasznie skomplikowane, ale my mężczyźni chyba właśnie to w nich kochamy. A to już jest poziom hard w szaleństwu, co nie?
- Będę u Ciebie jutro o 7:40 bądź gotowa. - objąłem ją rękami w talii i pocałowałem w czoło.
- Justin mam samochód, mogę sama pojechać do szkoły. - przerzuciła ciężar swojego ciała na jedną nogę i złożyła ręce na piersiach.
- Wiem, ale jednak wole przyjechać do Ciebie i Cię odwieść później. Wtedy wiem, że jesteś całkowicie bezpieczna. - spojrzałem w jej oczy. Naprawdę to jest lepsze rozwiązanie, niż sama miała by jeździć. Przecież to dla mnie czysta przyjemność.
- No dobra. - podeszła do mnie i założyła swoje ręce na moją szyję.
- Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją namiętnie.
- Dobra idę już. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
***
Lily's POV.
- Cholerny budzik! - powiedziałam to sama do siebie. Przykryłam poduszką głowę i zaczęłam przeklinać jak bardzo nienawidzę poniedziałków! Wzięłam telefon do ręki, była godzina 7:00 zerwałam się szybko z łóżka i pobiegłam do łazienki. Przecież Justin ma dziś po mnie przyjechać, wiec nie mam dużo czasu. A zamiast wstać o 6:30 wstałam o 7:00 bo przestawiłam sobie nieświadomie budzik. Zdjęłam z siebie piżamę i rzuciłam ją na podłogę. Weszłam pod prysznic, letnia woda rozbudziła mnie już całkowicie. Po szybkim odświeżeniu się, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Włosy związałam w niechlujnego koczka, ale teraz najgorsze... Stanęłam przed szafa i wypatrywałam zestawu ubrań, które były by odpowiednie na dzisiejszy dzień. Zajęło mi spory kawałek czasu zanim wjebałam zwykłą czarną bluzę z białym napisem "STOP!" i bordowe obcisłe rurki. Szybko się ubrałam i spojrzałam na zegarek była już 7:34 a z tego co już zdążyłam zauważyć Justin jest bardzo punktualny, więc miałam jedynie 6 minut, żeby zjeść śniadanie. Spakowałam pospiesznie wszystkie potrzebne mi książki na dziś i zbiegłam na dół. Do moich nozdrzy dotarł zapach sparzonych naleśników. Ale miło, kocham naleśniki.
- Cześć wam. - podeszłam do mamy i pocałowałam ją w policzek to samo zrobiłam tacie i usiadłam przy stole biorąc w rękę jednego naleśnika. Mama podała mi kubek z kakałkiem przez co mój uśmiech się jeszcze bardziej powiększył. Mama dokładnie wiedziała jak poprawić mi humor w poniedziałkowy poranek przed szkołą. W domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi, to musiał być Justin. Upiłam, ze swojego kubka kilka łyków słodkiego napoju założyłam plecak na jedno ramie i byłam już chyba gotowa.
- To Justin, idę cześć. - pożegnałam się z rodzicami i wzięłam do ręki jeszcze jednego naleśnika po czym ruszyłam szybko w kierunku wyjścia.
- Cześć kochanie. - otworzyłam drzwi, a przed nimi stał Justin i miał do twarzy przyklejony idealny uśmiech. Czarna bluzka z jakiemuś kolorowy wzorkami, a do tego siwe rurki z krokiem i czarne suppr'y sprawiały, że wyglądał idealnie. Włosy miał wystylizowane tak jak zawsze, czyli grzywka postawiona do góry na żel. Ciekawe ile czasu spędza żeby je ułożyć?
- Cześć. - powtórzyłam z uśmiechem, a następnie pocałowałam chłopaka.
- Czekaj, już jestem gotowa tylko muszę założyć buty. - oderwałam się do niego i zaczęłam szukać swoich czarnych vans'ów które do mojego dzisiejszego ubrania będą pasowały idealnie. Włożyłam naleśnika którego nadal miałam w ręce do budzi i sięgnęłam po buty.
- Nie musisz się tak śpieszyć. - słyszałam jak powstrzymuje się do śmiechu. Tak prawdę wcale mu się nie dziwiłam, musiało dziwnie wyglądać, miałam naleśnika w ustach i kucałam. Boże o czym jak myślę... Jak zawsze wszystko sprowadzam do jednego, a może Justin wcale nie miał takiego samego skojarzenia co i ja? Dobra, zresztą nieważne....
- Dobra jestem gotowa. - wyjęłam naleśnika z buzi i stanęłam przed nim oznajmiając, że możemy jechać. Odsunął się trochę z przejścia tak, żebym mogą wyjść. Zamknęłam drzwi i minęłam go idąc do samochodu.
- Gdzie Ci się tak śpieszy? - krzyknął, żebym go usłyszała. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on stał nadal stał pod moim drzwiami z rękami w kieszeniach.
- Do szkoły? - zapytałam retorycznie.
Nie odpowiedział już nic, a może nie słyszałam, bo siedziałam już w samochodzie. Jadłam naleśnika i patrzyłam na niego przez szybę jak idzie w moją stronę. Jak na poniedziałkowy ranek miał bardzo dobry humor, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jesteś szalona. - wszedł do samochodu i popatrzył na mnie z rozbawieniem. Zamiast powiedzieć mi coś miłego to on mówi, że jestem szalona. Tak, oto mój chłopak Justin Bieber.
- Chcesz gryza? - wyciągnęłam w jego stronę rękę z naleśnikiem i uroczo się uśmiechnęłam.
- Nie jadłem już. - pokręcił głową.
- Ale nie naleśniki. - wydęłam usta i pomachałam zachęcająco naleśnikiem przed jego twarzą.
- A właśnie, że naleśniki. Zjadłem osiem i uwierz mi, że nie dam rady zjeść jeszcze więcej. - zrobił smutną minkę i pocałował mnie w czoło.
- Osiem? Ale jak to? Przecież jesteś taki chudy. To nie fair! - fuknęłam i założyłam ręce na piersiach.
- Dlaczego nie fair? - skręcił w prawo i był skupiony na drodze.
- Bo jesz tyle, a jesteś taki chudy. Ja muszę się odchudzać. - dalej siedziałam i byłam lekko obrażona na cały świat.
- Odchudzać się? Serio kochanie? - odwrócił głowę w moją stronę i rozszerzył oczy.
- No tak. My dziewczyny wiecznie musimy się odchudzać, żeby wyglądać dobrze. I chodzić na siłownie.
- Ty przecież nie musisz.
- No może i nie muszę, ale chciałabym sobie wyrobić ładnie mięśnie na brzuchu, a zamiast ruszyć się i pójść na siłownie albo chociaż zacząć ćwiczyć w domu cały czas jem. A później zamiast wyrabiać sobie mięśnie będę musiała spalać tłuszcz. Wszystko przez to, że jestem zbyt leniwa. - zapomniałam o oddychaniu, bo po skończeniu swojego przemówienia wzięłam głęboki oddech.
- Jak chcesz to zabiorę Cię kiedyś ze mną na siłownie. - lekko uśmiechnął się pod nosem.
- O tak! Od dziś będziesz moją motywacją. - klasnęłam w dłonie, bo mój plan wydawał się być świetny.
- Ale Ty się wszystkimi strasznie podniecasz. - spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, a później znów skupił wzrok na drodze.
- Nie prawda! - stanowczo zaprotestowałam.
- Ale czy ten plan nie jest genialny? - Justin nie powstrzymał się i wybuchł śmiechem. Wcale mu się nie dziwie, bo własnie zaprzeczyłam sama sobie.
- Oj, kochanie. - położył rękę na moim udzie i lekko je poklepał.
O nie, właśnie ujrzałam szkołę... Nie chce mi się tam siedzieć, ale wiem, że muszę. Jessy znów dziś nie będzie, bo jeszcze do końca nie wyzdrowiała i przez większość lekcji będę musiała siedzieć sama albo może Justin się do mnie przesiądzie? Ten pomysł wydawał się bardzo dobry.
- Chodź. - Justin otworzył przede mną drzwi i wyciągnął rękę w moją stronę. Byłam tak zajęta myślami, że zapomniałam wysiąść. Szybko chwyciłam rękę Justin'a i poszliśmy w stronę wejścia do szkoły. Nieraz powinnam więcej myśleć o tym, co się dzieje teraz niż myśleć o tym co może być.
- Wszyscy się na nas patrzą. - przysunęłam się bliżej Justin'a i szepnęłam mu to do ucha, ale to chyba zrozumiałe jedna z najpopularniejszych dziewczyn i obiekt westchnień połowy lasek w tej szkole są razem. Wcale się nie dziwnie, że ludzie tak reagują gdy wiedzą nas idących za ręce. Musze przyznać, ze to bardzo śmieszy widok.
- I dobrze, niech się patrzą i nam zazdroszczą. - pocałował mnie w usta nie przejmując się jeszcze bardziej zaszokowanymi nastolatkami, którzy nam się przyglądali.
- No to teraz przez kilka kolejnych dni będą mieli o czym gadać. - zaczęłam się śmiać.
- Dostarczamy im rozrywki. - wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
Doszliśmy pod sale biologiczną. Poniedziałkowy poranek zaczynamy biologią. Porażka, ale na tej lekcji siedzę z Justin'em więc nie jest aż tak źle. Tak naprawdę przez ten cały czas kochałam chodzić na biologię, bo wtedy miałam z nim jakiś kontakt. A nawet nie chodziło mi o rozmowę tylko przebywanie w jego obecności i pomyśleć, że teraz jest mój. To jest aż nieprawdopodobne.
Weszliśmy do klasy i zajęliśmy nasze stale miejsca.
- Nie chce mi się tu siedzieć. - skrzywiłam się gdy zobaczyłam nauczycielkę. Nienawidzę jej.
- Dzień dobry. - powiedziała zwracając się do nas wszystkich. Jej głos doprowadza mnie do szału.
- Damy rade. - pocałował mnie w policzek.
- Mam nadzieje. - założyłam swoje nogi na nogi Justin'a, tak że jedna wisiała mi pomiędzy jego, a druga leżała na nich.
- Niech ona już skończy pierdolić. - Justin położył się na ławce i wydał z siebie jęk niezadowolenia.
- Mieliśmy dać rade, a to dopiero pierwsza lekcja. - cicho się zaśmiałam.
- Wiem... Ale jej się nie da słuchać. - lekko się skrzywił.
- Ja też już nie mogę. Ale zostało jakieś 3 min do końca lekcji. - starłam się go pocieszyć.
- O jak dobrze. - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Kochałam jego uśmiech i kochałam jak się uśmiechała.
Usłyszałam dzwonek. Cudownie. Wszyscy szybko zerwaliśmy się do wyjścia. Justin wziął minie za rękę i ruszyliśmy na korytarz.
- Policja jest w szkole! - przykuły moją uwagę słowa jakiejś przypadkowej dziewczyny. Wszyscy zaczęli iść w jednym kierunku.
- Idziemy zobaczyć co się dzieje? - zaproponował Justin.
- Tak, chodźmy. - szliśmy za resztą by zobaczyć co się stało. Jednak to był zły pomysł. Gdy zobaczyłam co się dzieje chciałam od razu uciec. Justin stanął za mną i objął mnie rękami w pasie, patrzą na przedstawienie przed nami.
Policjanci zakuli George'a w kajdanki i wyprowadzali go ze szkoły.
- Ty dziwko! - skierował te słowa do mnie. Patrzył mi głęboko w oczy. Czułam jak moje ciało przeszywają ciarki. Wszyscy ludzie zaczęli mi się przyglądać, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Zamknij kurwa mordę! - Justin krzyknął do niego. George już nic nie powiedział, tylko posłusznie zakuty w kajdanki wsiadł do radiowozu.
- Nie chce tu być. - odwróciłam się w jego stronę.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić ku wyjściu.
- Gdzie idziemy? - zapytałam zdezorientowana.
- Do domku na plaży. - odparł. Doszliśmy do auta, Justin odblokował je, a ja szybko zajęłam miejsce po stronie pasażera.
- Musze zapalić. - wcześniej nie zauważyłam, że ręce mi drżały. Dopiero gdy szukałam papierosów w plecaku to zauważyłam.
- Ja też. - odpalił samochód i ruszył przed siebie. Podałam mu papierosa i zapalniczkę.
- Teraz już nasz związek nie będzie główną atrakcją. - zażartował. Zapewne chciał rozładować te emocje i nie powiem, że nie ale udało mu się to.
- No, a już miałam nadzieje. - zrobiłam smutą minkę i chwile po tym wybuchłam śmiechem.
Szybko zleciał mi czas, podróży. Nim się obejrzałam zobaczyłam znów plaże. Tu jest naprawdę idealnie.
- Chodź. - Justin złapał mnie za rękę i prowadził w stronę swojego małego królestwa. Byłam tu tylko raz, a już pokochałam to miejcie.
W środku nic się nie zmieniło. Było dokładnie tak samo, jak to zostawiliśmy. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor.
- Myślisz, że go zamkną? - zapytałam Justin'a gdy usiał przy mnie.
- Nie wiem, ale mam nadzieje, że tak. - wzruszył ramionami.
- Ale przecież mają powody, żeby go zamknąć.
- Tak wiem, ale wiesz jak to jest z nimi. Zawsze George może zapłacić kaucję i go wypuszczą. - smutno na mnie spojrzał.
- Masz racje. Dobra nie chce dłużej o tym myśleć. - szybko powiedziałem i przekręciłam się w stronę Justin'a.
Chciałam zacząć inny temat, ale w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu Justin'a, szybko wstał i poszedł do kurtki, którą powiesił na krześle i wyjął z niej telefon.
Justin's POV.
- Cześć stary. - w słuchawce rozległ się głos mojego przyjaciela.
- Siema Rayan. Co tam? - zapytałem zaciekawiony.
- Słuchaj jest impreza w piątek, wpadasz? Będzie zajebiście. - powiedział podniecony. Naprawdę musiała się zapowiadać zajebista impreza jak Rayan był nią podniecony.
- Yyy, myślę, że tak. - powiedziałem niepewnie, bo nie wiem co na to wszystko powie Lily, a przecież bez niej na żadną imprezę nie pójdę.
- Ale zajebiście nareszcie poznam Twoją Lily. - mogłem sobie wyobrazić uśmiech na jego twarzy.
- No mam nadzieje, że poznasz. - uśmiechnąłem się.
- Dobra stary, będę jeszcze dzwonił i powiem Ci gdzie jest ta impreza i o której. Nara. - jak zwykle miło się ze mną pożegnał. Czujecie ten sarkazm?
- No cześć. - powiedziałem szybko i się rozłączyłem. Poszedłem po picie do kuchni i wróciłem do Lily, była lekko zaskoczona i zapewne chciała się dowiedzieć kto dzwonił.
- Kto dzwonił? - na twarzy Lily wymalowało się zaciekawienie. Wiedziałem, że to zrobi. Lubi wszystko wiedzieć.
- Rayan mój przyjaciel. I zaprasza nas na imprezę w piątek. Idziemy? - zapytałem z nadzieją, że się zgodzi.
- Nas? - założyła ręce na klatce piersiowej i poprawiła się na miejscu w którym siedziała.
- No tak. - wzruszyłem ramionami.
- Ale jak to nas?
- Lily to mój przyjaciel, on wie, że jesteśmy razem.
- Nigdy mi o nim nie mówiłeś. - zmroziła minie wzrokiem.
- Jakoś nie było okazji. Rayan to mój przyjaciel, znam go praktycznie od urodzenia. Z nim zawsze byłem najbliżej to z nim melanżowałem i z nim przeżywałem porażki życiowe. On nigdy mnie nie zawiódł. - w ogromnym skrócie powiedziałem Lily kim jest dla mnie Rayan.
*wspomnienie*
- Co on kurwa zrobił? - powiedział z wkurwieniem.
- Przeleciał moją Danielle. - powiedziałem wkurzony, ale miałem też łzy w oczach.
- Zabije go kurwa! - wstał z fotela i poszedł po kluczyki od samochodu.
- Daj spokój stary, już go załatwiłem. - usiadłem na sofie.
- I chuj mnie obchodzi co z nim zrobiłeś. Teraz moja kolej!
- Siadaj kurwa i nie pierdol! Bo wkurwisz mnie teraz jeszcze i Ty. - popchnąłem go, a Rayan opadł na kanapę.
- Nie mogę uwierzyć, że się z nim zadawaliśmy i jeszcze udawał takiego zajebiście dobrego kolegę. Jebać go. - zacisnął pięści.
- Jebać go i jebać ją. - dodał.
- Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że ja mu ufałem, a ją kocham. Tak kocham nadal tą dziwkę. - pojedyncza łza spływała z mojego oka.
Rayan nie mówiąc nic, wstał i podszedł do barku. Gdy wrócił miał ze sobą butelkę wódki. Postawił ją przede mną.
- Nie zasługiwała na Ciebie. A teraz się napijmy. - odkręcił butelkę i nachylił ją do kieliszków, od razu wypiłem go, nawet nie przepijając. Potrzebowałem tego.. Potrzebowałem się odstresować i przez chwile nie myśleć o tym wszystkim.
- Jeszcze dostanie ode mnie w ryj i mówię poważnie, a Danielle też dostanie kare, nie mam zamiaru jej uderzyć, ale inaczej się na niej zemszczę. - polał kolejnego kieliszka tego gorzkiego trunku, który w tym momencie smakował mi jak by nie było nic lepszego na tym świecie.
- Dzięki stary. - spojrzałem na przyjaciela.
- Dziękujesz mi? Pojebało cię? Właśnie od tego tu jestem. Wyciągnę Cię z tego gówna, nie pozwolę żeby jakaś laska Cię zniszczyła. - poklepał mnie po ramieniu.
- Czuje się teraz jak by ktoś wyrwał mi część serca. - złapałem się za głowę i oparłem swoje łokcie na kolanach i patrząc się na podłogę.
- Nie wiem jak to jest przeżyć takie coś, ale wiem jak to jest rozstawać się z osobą, która się kocha. To kurewsko boli, ale razem damy sobie rade. - po raz kolejny poklepał mnie po ramieniu.
Więcej nie pamiętam nic z naszych rozmów i z tego co robiliśmy, bo urwał mi się film.
***
Tak to on był ze mną w tym całym gównie i to on pomógł mi przez to wszystko przejść. Za to będę wdzięczny mu do końca życia. Chwile się zawiesiłem gdy przypominały mi się, sytuacje związane z Rayan'em kiedy mi pomagał, krył mi dupę i wiele innych spraw, które dla mnie zrobił.
- Justin. Justin! - walnęła mnie ręką w ramie.
- Co? - zapytałem zdziwiony i wróciłem do rzeczywistości.
- Zawiesiłeś się na chwile. - patrzyła na mnie rozbawiona.
- Nie prawda. - zaprotestowałem stanowczo.
- Prawda! - podeszła do mnie i uwiesiła mi się na szyi.
- Mój Justin się zawiesił i nie chce się do tego przyznać. - zaśmiała się i namiętnie mnie pocałowała. Nie chciałem już się odzywać, jej pocałunki są tak idealne, że grzechem jest je przerywać. Wplotła palce w moje włosy, a ja zacząłem unosić jej koszulkę do góry. Cicho jęknęła w moje usta, a ja się zaśmiałem.
- Kocham Cię całować. - cicho szepnęła i zaczęła całować moją szyje.
- Kochanie musisz przestać jeśli nie chcesz, żebym się podniecił. Bo później będziesz musiała coś na to zaradzić. - łobuzersko się uśmiechnąłem. Jej pocałunki sprawiały mi niesamowitą przyjemność, a nie chciałbym robić czegoś, czego ona by nie chciała.
- A kto powiedział, że nie chce? - zaśmiałem się a ona znów zaczęła mnie całować.
- Tak? - zapytałem trochę zdziwiony.
- Tak. - odpowiedziała pewna siebie. Nie mówiąc nic wziąłem ją na ręce i zacząłem prowadzić w stronę mojej małej sypialni. Nogą otworzyłem drzwi i tak samo je zamknąłem. Jak zawsze było tu ciemno, bo rolety były zasłonięte. Delikatnie położyłem ją na łóżku i zdjąłem swoja koszulkę rzucając ją w gołąb pokoju. Jej dłonie dotykały mojego torsu. Lily usiadła na łóżku i również zdjęcia swoja bluzkę. Wyglądała niesamowicie. Nachyliłem się nad nią i zacząłem składać mokre pocałunki na jej brzuchu i pomiędzy jej piesiami. Rękami powoli zjechałem do rozpięcia jej spodni, rozpiąłem jej guzik, a ona podniosła swoje biodra, żebym mógł je łatwo zdjąć. Chwile po tym Lily była w samej bieliźnie i wyglądała lepiej niż idealnie. Moje wybrzuszenie w spodnich zaczynało rosnąć. Składałem pocałunki na jej szyi i zjeżdżałem cały czas w dół, aż dotarłem do jej majtek. Zębami zahaczyłem o ich gumkę i zacząłem je ściągać. Podobało mi się, że Lily w ogóle nie była skrępowana, a właściwe to miałem wrażenie, że ciało prosi o więcej, wiec postanowiłem jej to dać. Przejechałem językiem po jej łechtaczce, a ona wygięła plecy w łuk. Pchnęła biodrami w moją stronę jak by chciała więcej. Zacząłem ssać i lizać jej kobiecość, a ona słodko jęczała. Nie przestając w dawaniu jej przyjemności, włożyłem w nią jednego palca i delikatne nim poruszałem, z jej gardła wydobył się cichy jęk. Wsadziłem jeszcze jednego palca i znów zacząłem wsadzać i wyjmować. Zacząłem unosić się ku górze, aż dotarłem do jej ust. Pocałowałem ją najbardziej namiętnie jak tylko umiałem. Jej ręce zjechały do rozpięcia moich spodni, szybko uporała się ze zdjęciem ich, a między czasie zdjęła swój stanik i teraz była całkowicie naga i tylko moja.
- Jesteś taka idealna. - wyszeptałem wprost do jej ucha.
- Kocham cię. - szepnęła i złączyła nasze usta w pocałunku.
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziałem w między czasie.
- Pokaż mi. Pokaż mi Justin jak bardzo mnie kochasz. - mruknęła. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak właśnie miałem zamiar zrobić. Mam zamiar pokazać jej jak bardzo ją kocham. Z szafki koło łóżka wyciągnąłem prezerwatywę i szybko ją założyłem. Nachyliłem się nad nią umieszczając główkę penisa przy jej wejściu i pocałowałem jej soczyste różowe usta. Powoli i delikatnie wszedłem w nią, a ona wydała z siebie cichy jęk. Zatrzymałem się w niej, żeby mogła przyzwyczaić się do mojej wielkości, nie chciałem jej przecież skrzywdzić.
- Wszytko ok? - musiałem mieć pewność, że czuje się dobrze.
- Nigdy nie było lepiej. - uśmiechała się i patrzyła prosto w moje oczy. Zniżyłem głowę i umieściłem ją w zagłębieniu jej szyi i lekko zacząłem się w niej poruszać.
- Justin. - jęknęła moje imię, wygięła plecy w łuk i zaczęła poruszać biodrami. Widziałem, że sprawiało jej to cholerną przyjemność, wiec moje ruchy stały się coraz bardziej intensywniejsze i szybsze. Namiętnie mnie całowała i wplotła palce w moje włosy lekko za nie pociągając. Była coraz bliżej orgazmu, jej jęki były coraz głośniejsze, a jej biodra idealne dorównywały moim ruchom. Wbiła paznokcie w moje plecy i oplotła mnie nogami w pasie.
- O kurwa. - syknąłem kiedy byłem coraz bliżej.
- Szybciej. - zacząłem się jeszcze szybciej w niej poruszać tak jak tego chciała. Chwile po tym jej ścianki zacisnęły się wokół mojego penisa co sprawiło, że ja też doszedłem. Jej oddech stał się nierówny, a serce biło jej tak głośno, że je słyszałem. Kropla potu zwisała na czubku mojego nosa, byłem wykończony. Opadłem na nią, po czym delikatnie musnąłem jej usta. Czułem się teraz bardzo dobrze.
_____________________________________________________________
co sadzicie o tym rozdziale???
cieszę się, że wróciłaś
Jak dobrze, że policja go dorwała!
OdpowiedzUsuńA Lily i Justin, ah oni są tacy romantyczni! <3
@TheAsiaShow_xx
genialny jak zawsze, czekam na następny!
OdpowiedzUsuń/@liloouli (zmieniłam username z @/tbhidkandidcx na ten co się nim podpisałam x)
Ahbxuh oni są tacy slodcy *,* dobrze że zamknęli tego frajera! Rozdział świetny ;3
OdpowiedzUsuń@ekri2000
jaki niegrzeczny rozdział ^^ to opowiadanie jest G E N I A L N E <3 @lovju69
OdpowiedzUsuńWow !
OdpowiedzUsuńDobry rozdzial !
@for_me_bitches x
rozdział jak zwykle wspaniały! zakończenie takie jashdjksahd <3
OdpowiedzUsuń@hatedtheworld
azewrfgypoijg cudowny <3
OdpowiedzUsuńgenialny :)
OdpowiedzUsuńbrak słów
czekam na następny <3
mraśny
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńAww,czekam nn <3
OdpowiedzUsuń@sofuckinglovejb
genialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDobrze że wkońcu dorwali tego frajera :D A jejku oni są tacy hdncncncnc razem *.*
OdpowiedzUsuńHdnchdndmdndsnchd, nie mam słów. Dobrze że go wieli, a Justin i Lily omg ndncjcnc @Swag_On_Riri
OdpowiedzUsuńUwielbiam, tyle emocji :) kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń