sobota, 25 stycznia 2014

chapter 17.

Lily's POV.

Weszliśmy do domu Justin'a. Chłopak trzasnął drzwiami co spowodowało, że jego mama usłyszała ten dźwięk  i w mgnieniu oka wyszła z jakiegoś pomieszczenia po czym udała się w naszym kierunku.
- Justin Drew Bieber! Gdzie Ty do cholery byłeś? Martwiłam się o Ciebie! - stanęła naprzeciwko nas i zaczęła nerwowo tupać nogą. Jej wyraz twarzy i ton głosu żądał wyjaśnień.
- Mamo nie używaj mojego drugiego imienia. - powiedział z lekkimi wyrzutami, a na jego twarzy pojawił się grymas. Wyglądał naprawdę bardzo słodko, gdy tak robił. A co do jego drugiego imienia Drew, to podoba mi się. Pasuję to do niego. Mój Justin Drew Bieber, czujecie jak to idealnie brzmi? MÓJ!
Jego rodzicielka była na tyle zła, że nawet mnie nie zauważyła. Czułam się bardzo niezręcznie. Moja mama zawsze uczyła mnie, żeby kłaniać się starszym, bo tego wymaga kultura. Chciałam to zrobić, ale ona była zbyt skupiona na swoim synu.
- Dzień dobry. - odezwałam się cicho i nieśmiałe. Jednak postanowiłam się przywitać, bo gdybym tego nie zrobiła, to nie było by to miłe. Uścisnęłam z nerwów mocniej rękę Justin'a i niezręcznie się poruszyłam.
- O cześć Lily. - gdy usłyszała mój głos automatycznie jej wzrok powędrował na mnie. Podeszła do mnie i chwyciła w swoje ramiona. Chyba miała tak w zwyczaju, bo pierwszy raz gdy ją poznałam zrobiła dokładnie to samo. Nieśmiało odwzajemniłam uścisk, po czym poczułam jak jej ramiona mnie puszczają. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymywałam oddech.
- Jestem na Ciebie strasznie zła dziecko! Jak mogłeś zniknąć na tyle z domu, nie dając żadnego znaku życia? - powiedziała z pretensjami, skupiając znów całą uwagę na swoim synu.
- To moja wina. - powiedziałam niepewnie. Justin spojrzał na mnie ze dziwieniem, również Pattie była zaskoczona moim zachowaniem, ale nie mogłam pozwolić, żeby Justin miał kłopoty przez zemnie gdyż to, że nie wrócił do domu było całkowicie moją wina. Wiec zgodnie ze swoim sumieniem postanowiłam wziąć wszystko na siebie.
- Nie to nie Twoja wina, bo gdyby chciał to by zadzwonił do mnie i poinformował mnie, że nie wraca do domu. - spuściłam głowę w dół, nerwowo przygryzając wargę. Wiedziałam, że przegrałam. Bo mama Justin'a miała racje, gdyby chciał to by do niej zadzwonił i powiedział, że nie wraca na noc do domu. ale to nie zmieniało faktu, że nadal wina była po mojej stronie.
- Oj, mamo daj spokój, przecież jestem w domu, cały i zdrowy. - jego głos był miły i było słychać w nim skruchę. Justin puścił moja dłoń, zbliżył się do mamy i czule ją przytulił. Wyglądało to tak pięknie, że nie mogłam powstrzymać się do uśmiechu.
- Nie jesteś cały i zdrowy bo masz limo pod okiem! - podniosła ton swojego głosu patrząc na Justina.
Ale jak to miał limo pod okiem? Nie widziałam tego wcześniej. Chłopak podszedł do lustra i spojrzał w odbicie, dokładnie przyglądając się swoje twarzy.
- Nie wiedziałam tego wcześniej. - podeszłam no niego i delikatnie przejechałam palcem po jego ranie, która nabierała już fioletowego koloru. Obiął  mnie dłońmi w tali i przyciągnął do siebie, wpatrując się w moją twarz.
- Ja też nie. - wzruszył delikatnie ramionami.
Wiedziałam, że to była moja wina. Gdyby nie ja, nie musiał by teraz chodzić z limem pod okiem.
- Co tu się dzieje? - moją uwagę przykuł, dziewczęcy głos. Obróciłam głowę tak, żeby mieć dobry widok na nią. Była naprawdę piękna. Miała blond włosy średniej długości, idealny delikatny makijaż i duże oczy. Była ubrana w granatową sukienkę, która sięgała jej do połowy ud. Była mojej postury tylko odrobinę niższa ode mnie. Dawno nie wiedziałam tak ładnej dziewczyny. Widać, że bardzo dbała o swój wygląd.
- Danielle? Co Ty tu do cholery robisz? - ciało Justin'a wyraźnie się napięło. Patrzył na dziewczynę z przerażeniem. Byłam lekko zdezorientowana.
- Przyjechałam Cię odwiedzić, bo się stęskniłam. - Justin jeszcze bardziej się spiął. Nie wiedziałam o co chodzi. Przecież nie powinien się denerwować o to, że ktoś go przyjechał odwiedzić. To by wcale nie było dla mnie dziwne, gdyby Justin nie zachowywał się w taki sposób, jego zdenerwowanie udzieliło się i mi.
- Co tu się do cholery dzieje? - nie chciałam tego powiedzieć na głos, ale jakoś tak wyszło. Czułam się jedyną osoba, która nie wiedziała o co tu chodzi. Spojrzałam na Justin'a a on wyglądał na zakłopotanego. Czułam się jak by moje pytanie sprawiło, że zrobił się jeszcze bardziej zdenerwowany.
Zapadła z niezręczna ciszą, a z moich słów pozostało jedynie echo.
- Jestem jego dziewczyną. - cisze przerwała blondynka, która patrzyła się na mnie ze złością w oczach. Justin przybliżył mnie jeszcze bardziej do siebie zacieśniając na mnie swoje ręce. Co tu się do cholery dzieje? Jak to kurwa ona jest jego dziewczyną? To kim do cholery jestem ja?
- Co!? - spojrzałam na Justin'a. Odsunęłam się do niego zsuwając, jego ręce z mojej tali. Dziewczyna podeszła, do Justin'a i namiętnie go pocałowała. Czułam jak moje serce upada na ziemie i łamie się na miliony kawałków. Jeśli wcześniej mówiłam, że George mnie skrzywdził, to nie ma porównania z tym jak się czułam teraz. Czułam się jak śmieć. Co ja takiego zrobiłam, że życie mnie tak każe? Ja mu naprawdę zaufałam. Jestem cholernie naiwna. Przecież to było za piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Chyba powinnam już iść. Do widzenia. - skierowałam swoje słowa do mamy Justin'a, która stała z otwartymi oczami i patrzyła na to co się własnie wydarzyło. Moje oczy się zaszkliły, ale starałam się nie rozpłakać. Odwróciłam się w stronę drzwi i szybkim krokiem poszłam ich stronę.
- Lily czekaj! - Justin po raz pierwszy się odezwał, zignorowałam jego słowa i wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.

Justin's POV.

- Co!? - spojrzała na mnie, a w jej oczach mogłem zobaczył wszystkie emocje świata. Odsunęła się ode mnie jak by mój dotyk sprawiał jej ból. Nienawidziłem siebie za to, że doprowadziłem ją do takiego stanu, że cierpiała. Niespodziewanie Danielle podeszła do mnie i mnie pocałowała. Odepchnąłem ją, ale ona nie chciała odejść chwyciła mnie za szyje i przytuliła.
- Chyba powinnam już iść. Do widzenia. - powiedziała te słowa do mojej mamy, jej głos drżał jakby powstrzymywała płacz. Odwróciła się w stronę drzwi i szła tak szybko, że myślałem, że zaraz będzie biegła. Odepchnąłem gwałtownie od siebie Danielle, chcąc zatrzymać Lily.
- Lily czekaj! - nie mogłem pozwolić jej odejść, nie teraz. Nie reagowała na to co mówiłem. Wyszła po prostu wyszła.
- Nie jestem już z Tobą od ponad 5 miesięcy, czy Ty nie możesz się z tym pogodzić tylko niszczysz cały czas wszystko na czym mi zależy. Jak tak można? - krzyknąłem z obrzydzeniem w stronę Danielle, a ta stała dumnie naprzeciwko mnie ciesząc się, że Lily tak zareagowała i wyszła. Moje nerwy były znów na wykończeniu. Odwróciłem się i jak najszybciej wybiegłem z domu, żeby odnaleźć moją dziewczynę, o ile jeszcze była moją.
Zobaczyłem w oddalał postać, która malała z każdą sekundą. Ruszyłem w jej kierunku, chyba nigdy nie biegłem tak szybko, musiałem ją dogonić.
- Lily proszę zaczekaj! - krzyknąłem zdyszanym głosem. Biegłem tak szybko, że nie mogłem przez chwile oddychać.
- Proszę nie ignoruj mnie. - zacząłem iść koło niej. Tak, nareszcie ją dogoniłem. Miała głowę spuszczoną w dół i pociągała nosem co oznaczało, że płakała. Stanąłem naprzeciwko niej, tak żeby nie mogła iść dalej próbując ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie! - odepchnęła moje ręce po czym cofnęła się do tyłu w akcie obrony.
- Kochanie.. - przybliżyłem się do nie o krok, a ona znów się oddaliła.
- Nie nazywaj mnie tak! - nie pozwoliła mi dokończyć, tego co chciałem powiedzieć.
- Proszę posłuchaj mnie. - spojrzałem na nią. Po jej policzkach spływały łzy, miała znów rozmazany makijaż, a w oczach widać było ból jeszcze większy niż przedtem. Czułem się temu winny.
- Po co mam Cie słuchać? Żebyś powiedział mi jakieś kłamstwo? Może jeszcze powiesz mi, że jej nie znałeś, a ona tak po prostu przyszła sobie do Ciebie do domu. Późnej niespodziewanie powiedziała, że tęskni i rzuciła Ci się na szyje, a na koniec Cię pocałowała, a Ty przez cały czas nie wiedziałeś o co chodzi. - krzyczała na mnie, jeszcze nigdy nie wiedziałem, żeby mówiła tak głośno. Złość z każdej sekundy na sekundę w niej rosła, a łzy nadal spływały po jej policzkach.
- Nie, nie miałem zamiaru tego powiedzieć. Znam ją. Byłem z nią przez ponad rok, dopóki nie przyłapałem jej z moim "przyjacielem" który pieprzył ją w dupę w moim domu. Pamiętasz wtedy co przyszła druga przesyłka i ja poszedłem otworzyć drzwi? - Nie czekałem, aż przytaknie. mówiłem dalej  by mi nie przerywała. - To był Connor, brat Josh'a tego co pieprzył moją Danielle. Dlatego z nim rozmawiałem i wspomniał o tamtym wydarzeniu. Później spytałaś mnie dlaczego z nim rozmawiałem, ale zbyłem Cię mówiąc, że to jakiś kolega. Naprawdę nie chciałem, żeby ktoś o tym wiedział. To mnie za bardzo bolało, ale teraz żałuje, że Ci nie powiedziałem. Bo nie stalibyśmy teraz tutaj. Kochałem Danielle najbardziej na świecie, była dla mnie najważniejsza, ale nikt mnie nigdy tak nie zranił jak ona. Rozstałem się z nią ponad 5 miesięcy temu. Kochałem ją tak bardzo, że był bym nawet jej w stanie to wybaczyć, gdyby nie zrobiła tego z moim niby przyjacielem w moim domu. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie poniżył. Od tamtej pory bawiłem się każdą dziewczyną, zależało mi tylko na tym, żeby dobrać się im wszystkim do majtek. Wiem, że je raniłem, ale tak rozładowywałem swój gniew i złość, która cały czas we mnie siedziała. Wszystko się zmieniło gdy pojawiłaś się Ty. Jesteś jedyną dziewczyną od 5 miesięcy, na której mi zależy jako na osobne, a nie tylko żeby ją przelecieć i zostawić. Nie wiem co w sobie masz, ale zakochałem się w Tobie. Proszę nie zostawiaj mnie. Nie teraz gdy znów wszystko zaczęło się mi układać. - w moich oczach pojawiły się łzy, była pierwszą osobą, której to powiedziałem. Ten ból był zbyt silny, żebym mógł przedtem to zrobić. Oczy Lily się rozszerzyły, a wyraz jej twarzy złagodniał.
- Kochanie dlaczego wybiegłeś z domu? - to była znów Danielle. Jak ona miała czelność tu w ogóle przychodzić? Spojrzałem na Lily. Przeszywała wzrokiem ciało Danielle. Znów była wściekła. Przetarła rękami rozmazany makijaż i stała się strasznie poważna, jej wzrok był zimny i groźny.
- Jeśli jeszcze raz odezwiesz się tak do mojego chłopaka to wyrwę Ci z głowy te twoje tlenione kłaki. - stanęła przede mną, jak by próbowała odizolować mnie od Danielle. Tego nigdy bym się nie spodziewał, nie wiedziałem jej jeszcze takiej groźnej.
- On jest mój czy tego chcesz czy nie. Prawda kochanie? - Daniell zbliżyła się w moim kierunku, ale Lily zasłoniła jej drogę. Zacisnęła swoje poranione piąstki, jak by chciała ją uderzyć.
- Ostrzegałam, a teraz zabije Cię Suko! - powiedziała przez zaciśnięte zęby i rzuciła się z pięściami na Danielle.
Lily wymierzyła strzał w twarz Danielle tak, że ona przewróciła się na ziemie, ale nie przestała, rzuciła się na nią i zaczęła ją ciągnąć na włosy. Siedziała na niej, orkiem i uderzyła jej głowa o asfalt. Danielle próbowała się bronić, ale Lily była tak zła, że nie dawała jej nawet szansy na to, żeby mogła ją dotknąć. Podszedłem do Lily i wziąłem ją na na ręce ściągając ją z Danielle. Nie mogłem pozwolić, żeby dłużej ją bija bo zrobiła by jej jakąś krzywdę.
- Puść mnie! Przysięgam zabije ją! - zaczęła wyrywać się z moich ramion. Miała nogi uniesione do góry, bo próbowała jeszcze kopnąć leżącą Danielle.
- Justin natychmiast mnie puść! - jeszcze bardziej zaczęła się wyrywać, ale nie dała rady byłem zbyt silny na to, żeby mogła to zrobić. Jej drobne ciało było przyklejone do mojej klatki piersiowej i próbowałem ją jakoś uspokoić, ale na razie nie dawałem rady. Danielle leżała na ziemi i zwijała się z bólu.
- Kochanie uspokój się. - szepnąłem jej cicho do ucha, a jej ciało się trochę uspokoiło. Oddech zaczynał być bardziej równy i już nie próbowała mi się wyrywać. Danielle zaczęła podnosić się z ziemi jęcząc przy tym z bólu.
- Czy Ty jesteś nienormalna!? - Danielle wstała z ziemi strzepując z siebie piach. Chwile po tym podeszła do Lily i gwałtownie wymierzyła jej strzał z otwartej ręki. Lily nie mogła na to zareagować, bo ją trzymałem. Sposób w jaki Danielle to zrobiła, sprawiło, że puściłem Lily, ale po chwili tego pożałowałem. Jej nerwy znów przejęły nad nią kontrolę. Po raz kolejny rzuciła się na obolałą już dziewczynę. Zaczęła szarpać ją za włosy, w akcie obrony Danielle zrobiła to samo. Nie mogłem już na to patrzeć. Wszedłem w środek ich bójki i zaczęłam je rozdzielać. Obie były wściekłe i nie panowały na tym co robiły. Dostałem w twarz od którejś z nich. Nawet nie wiem od której. Tym razem wziąłem Lily na ręce i zacząłem szybko oddalać się od tego miejsca.
- Pójść mnie Justin albo Ciebie też uderzę! - znów próbowała się mi wyrwać. Jej groźba w moją stronę wydawała mi się śmieszna. Przecież ona nic nie mogła mi zrobić. Zaczęła uderzać swoimi piąstkami w moje plecy, ale po chwili poddała się, gdy zdała dobie sprawę, że mnie to nie rusza. Teraz już dużo spokojniejsza spoczywała na moim ramieniu, jej nogi wsiały wzdłuż mojej klatki piersiowej, a głowa była u mnie na plecach. Postawiłem ją na ziemie, delikatnie objąłem jej twarz rękami by sprawdzić czy nie ma żadnych obrażeń. Na szczęście była cała i zdrowa. Nie miała na sobie, nic co by stwierdziło, że przed chwilą przeżyła walkę życia. Jedynie jej ubrania były brudne, ale to nic.
- Jesteś szalona. - nachyliłem się nad nią, po czym delikatnie ją pocałowałem. Szybko odwzajemniła pocałunek i przybliżyła się do mnie.
-  Chodź. - wziąłem ją za rękę i zacząłem prowadzić w stronę domu.
- Gdzie idziemy? - lekko się za mną wlekła, wydając z siebie jęk niezadowolenia.
- Do domu, muszę się wykąpać i przebrać, a później możemy jechać do Ciebie.
- Okej.
Resztę drogi szliśmy w ciszy, ale to była przyjemna cisza. Ona nadal była moja.

Lily's POV.

Ta suka mnie niesamowicie wkurwiła. Jak ona mogła tak skrzywdzić Justin'a, a potem po tylu miesiącach przyjść i udawać, że jest wszystko dobrze. Ona musi mieć jakieś zaburzenia psychiczne. I oto właśnie takim sposobem, znalazłam u mnie podobną cechę co i u Georga.
Nerwy mi puściły, gdy nazwała go swoim "kochaniem" poczułam okropną zazdrość i jedyne czego pragnęłam to ją zabić.
Nigdy bym się nie spodziewała, że tak zareaguję. Rzuciłam się na nią z pięściami jak by to było coś normalnego. Biłam ja znieważając na straszny ból w kostkach u moich rąk. Miałam je całe poranione po tym jak wpadłam w dziki szał. Tak naprawdę pierwszy raz w życiu biłam się z dziewczyną. I to ja ją pierwsza uderzyłam. Sama siebie nie poznaje, zawsze unikałam takich rzeczy. Nigdy nie pochwalałam tego jak dziewczyna biła się z dziewczyną. Ba, nie tylko tego nie pochwalałam jak zawsze się z nich śmiałam, a teraz byłam jedną z nich i to z mojej winy. O ironio. Pamiętam jak Jessy biła się kiedyś z dziewczyną... Później przez jakieś dwa tygodnie nie dawałam jej o to spokoju i czasy czas się z niej śmiałam.

                                                                      ***

Zaraz za nami do domu weszła Danielle zatrzaskując za sobą drzwi. Justin chciał coś powiedzieć, ale go wyprzedziła.
-  Wiesz co Justin? Wcale nie żałuje tego, że mnie przyłapałeś gdy Josh mnie pieprzył. Może nie był lepszy od Ciebie, ale cieszę się że cierpiałeś. Jesteś głupi. Za bardzo angażujesz się kiedy kogoś kochasz, a później to Cię zniszczy. - stała cała brudna przed nami, z nosa ciekła jej krew. Dobrze Ci tak głupia suko.
- Ona też się zniszczy. - wskazała palcem na mnie i patrzyła z zazdrością. W oczach Justin'a mogłam zobaczyć smutek na wspomnienie z tego dnia. Ona naprawdę go zniszczyła. Nienawidziłam jej za to tak samo bardzo jak nienawidziłam Georga. W tym momencie nie żałowałam, ani jednego strzału który wymierzyłam w jej twarz.
- Nie mierz wszystkich swoją miarą dziwko. - Danielle stała oszołomiona gdy z moich ust wydobyły się te słowa. Chyba zdała sobie z sprawę jakie one miały znaczenie. Chwile po tym otrząsnęła się ruszyła, przed siebie wchodząc do jakiegoś pomieszczenia. Nie była tam długo, bo jakieś 30 sekund po tym wyszła. Miała ze sobą czarną skórzana torebkę pośpiesznie ruszyła w stronę drzwi unikając, naszych spojrzeń. Gwałtowanie je otworzyła i wyszła na zewnątrz zatrzaskując je za sobą.
- Josh William? - odezwała się zaszokowana Pattie. Cieszyłam się, że ktoś się odezwał, bo ja nie dała bym rady.
- Tak. - Justin włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił głowę w dół.
- Przecież był Twoim przyjacielem. - patrzyła na niego nie rozumiejąc co się dzieje.
- Tak, mamo BYŁ! Już nim nie jest. - podniósł głowę do góry i spojrzał na swoją rodzicielkę.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? - smutno na niego spojrzała.
- A miałem się czym chwalić?
- Justin jestem Twoja matką, powinieneś mi o tym powiedzieć. - Pattie czuła się tym urażona tym, że nic jej nie powiedział. Miałam wrażenie jakby obwiniała się za to, ale tak mi się tylko wydaje. Przecież to nie jej wina, że "dziewczyna" go zdradziła.
- Chciałem i to wiele razy, ale nie wiedziałem jak to zrobić.. Przecież nie mogłem przyjść do Ciebie i powiedzieć "Cześć mamo, nie jestem już z Danielle, bo mnie zdradziła pieprząc się z moim niby przyjacielem u nas w domu." - spojrzał na nią, a jego oczy znów zaszły łzami. Nie radził sobie z tym wszystkim.
- Synku.. - otworzyła ramiona i podeszła do Justin'a przytulając go i pocieszając. Justin oplótł ją swoimi ramionami i podniósł do góry. Widać było ulgę na jego twarzy, że nie będzie musiał już tego trzymać w sobie.
- Więc jesteście razem? - Pattie odsunęła się od Justin'a i spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Poczułam jak moje policzki robią się gorące. Za chwile Justin stał już za mną.
- Tak. - odpowiedział dumnie. Oplótł swoje ręce wokół mojej tali i położył brodę na moim ramieniu.
- O jejku jak fajnie. - kobieta zaczęła klaskać i podbiegła do nas obejmując nas swoimi ramionami. Pattie zachowywała się jak nastolatka.
- Dobra moje kobietki.. Ja idę się wykąpać, a wy poplotkujcie sobie o tym, o czym plotkują dziewczyny. - razem z Pattie wybuchłyśmy śmiechem, a Justin popatrzył się w niezrozumieniu.
- No co? - lekko się skrzywił i wzruszył ramionami.
- Nic. - odpowiedziałyśmy równocześnie z Pattie. Justin podszedł do mnie pocałował mnie w usta, a Pattie w policzek.
- Jesteście dziwne. - uśmiechnął się i poszedł w stronę schodów prowadzących na górę.
- No to kawa? - zapytała podekscytowana Pattie. Ona była tak przyjemną osobą, że nawet nie czułam tej dużej różnicy lat między nami.
- Jasne. - kobieta wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do kuchni. Zaczęła błąkać się po wielkim pomieszczeniu w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Za jakieś pięć minut podeszła do stolika i postawiła przede mną kubek z kawą i na miejscu na którym ona będzie siedziała drugi kubek. Przyniosła również ze sobą ciastka i cukier.
- Więc teraz jesteś z moim synem? - usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się miło. Nie sądziłam, że od razu wyjdzie mi z takim tekstem. Poczułam się bardzo niezręcznie.
- Ummm... No na to wygląda. - poruszyłam się niezręcznie na kuchennym krześle. Dziwnie się czułam bardzo dziwnie.
- Ale fajnie, mówiłam mu że jesteś idealna dla niego. - odpowiedziała dumnie. Ale co? Jak to ona mu mówiła, że jestem dla niego idealna?
- Ale jak to? Rozmawialiście o mnie? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- No tak. Nie uwierzyłam mu jak wtedy powiedział mi, że poznał Cię dopiero w szkole. On patrzył na Ciebie inaczej niż na koleżankę ze szkoły, którą poznał kilka dni temu. Gdy na ciebie patrzył w jego oczach widziałam troskę. Później jak zachował się w sypialni u twoich rodziców. Tak nie zachowuje się mój syn w stosunku do koleżki z klasy.
- A powiedział coś konkretnego jak się poznaliśmy?
- Nie, od niego trudno wyciągnąć takie informacje. Nie lubił ostatnio rozmawiać o swoich uczuciach ani o swoim życiu, ale potrafię dużo odczytać z jego wzroku i zachowania. Przecież jest moim synem.
- Lily.. - otworzyłam usta, chciałam coś powiedzieć, ale Pattie mi przerwała.
- Słucham? - ciekawość wymalowała się na mojej twarzy. O co mogła chcieć zapytać mnie Pattie?
- Widziałaś o tym co zrobiła mu Danielle? - niepewnie zapytała.
- Nie.. Dziś się o tym dowiedziałam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i smutno spojrzałam na jej twarz.
- A co do Danielle to dlaczego ona była taka poraniona?
- Ummmm.. - spuściłm głowę i nerwowo zaczęłam bawić się pacami.
- Ty jej to zrobiłaś? - oczy Pattie się rozszerzyły i patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Tak trochę. - zakłopotanie było słyszalne w moim głosie.
- Ale jak to? - zaciekawienie wymalowało się na jej twarzy, jak by nie dowierzała w to co usłyszała.
- No bo wyszła do nas na dwór, a Justin zdążył powiedzieć mi o tym co mu zrobiła i jak do nas podeszła powiedziała do niego "Kochanie", poczułam straszna zazdrość, nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią z pięściami. - wzruszyłam ramionami. Nie miałam odwagi spojrzeć na Pattie.. Czułam się strasznie zażenowana całą to sytuacją.
- Zuch dziewczyna, dobrze zrobiłaś. A tak w tajemnicy pomiędzy nami też kiedyś biłam się z dziewczyna. - przybliżyła się do mnie i powiedziała to szeptem jak by bała się ze ktoś to usłyszy. Jak to mama Justin'a biła się z kimś?
- Ale jak to?
- Tak wyszło. Byłam wtedy młoda. Miałam ze 20 lat i jakaś dziewczyna przystawiała się do taty Justin'a więc pokazałam jej, że on jest mój. Później nie pokazywała się nigdzie przez dwa tygodnie. To było szalone. Ale tak jak i Ty byłam zazdrosna. - na wspomnienia z tamtych czasów pojawił się uśmiech na jej twarzy.
- Dobrze pani zrobiła. Trzeba walczyć o swoje. - powiedziałam z uśmiechem.
- Dokładnie tak. - popatrzyła się na mnie i upiła łyk kawy ze swoje kubka. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni.
- Przepraszam na chwile. - powiedziałam grzecznie i wstałam od stołu. Wyjęłam urządzenie i przejechałam palcem po ekranie, żeby odebrać połączenie od Jessy.
- Jak to do cholery George u Ciebie był?
_________________________________________________________

Co George robił u Jessy?
Czy zrobił jej jakąś krzywdę?

tak wygląda Josh <- KLIK

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak kocham czytać wasze komentarze. <3
ps. Podziękowania dla @adverture_32 <3

niedziela, 19 stycznia 2014

chapter 16.

Lily's POV.

To był George, co on tu do cholery robił? Spojrzałam na Justin'a, jego szczęka była zaciśnięta. Czułam teraz, że jego ręka coraz mocniej chwyta moją. 
- Co tu robisz skurwielu? - wstał od stolika, przeszywając George'a takim wzrokiem, że sama dostałam od tego gęsiej skórki.
- Przyszedłem przywitać się z moją dziewczyna. - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. Wstałam ze swojego miejsca i chwyciłam rękę Justin'a, a on opiekuńczo schował mnie za siebie, żeby George nie miał do mnie dostępu. 
- Zabije Cię! - Justin puścił moją rękę i wymierzył cios prosto w twarz George'a, przez co chłopak poleciał na kwadratowy stolik, przewracając go jednocześnie. Słychać było dźwięk tłuczonego szkła. Para która siedziała przy tym stole patrzyła z przerażeniem na to co się właśnie stało. George leżał na ziemi trzymając ręką obolałe miejsce pod okiem. Wszyscy ludzie z lokalu przyglądali się zaistniałej sytuacji. Kelnerka, która kleiła się do mojego Justin'a podeszła do George'a i zaczęła wypytywać go czy wszystko dobrze i jak się czuje. Gdyby tylko wiedziała jaki on jest naprawdę, nawet nie pozwoliła by mu tu wejść. Justin chciał jeszcze do niego biec, ale go powstrzymałam. Nie chciałam, żeby urządzał jeszcze większa scenkę niż ta sprzed chwili. George powoli wstał z podłogi i zaczął zbliżać się w naszą stronę. Niespodziewanie rzucił się na Justin'a przewracając go na ziemie tak, że teraz mój chłopak leżał na plecach, a George na nim. Nie wiedziałam co mam zrobić, zaczęłam przerażona krzyczeć, a łzy spływały po moich policzkach. George uderzył Justin'a w twarz. Chłopak wyglądał jak by wpadł w szał,  podobnie jak wtedy w szkole tylko, że teraz był bardziej wkurzony. Justin obrócił go w taki sposób, że teraz George leżał pod nim i zaczął go okładać pięściami. Twarz Georga była już strasznie zmasakrowana, a  z jego nosa sączyła się krew. Nie wiedziałam co mam zrobić, nie chciałam, żeby to wszyscy widzieli, a najbardziej nie chciałam, żeby ktoś wezwał policję. Przez to Justin mógł by mieć duże problemy.
- Justin przestań już! Wystarczy! Puść go! - krzyknęłam, a on ku mojemu zdziwieniu zareagował na mój głos i go puścił. Byłam za to wdzięczna. Powoli wstał z George, zostawiając go leżącego na podłodze i podszedł do mnie. Jego szczęka była zaciśnięta, był wściekły. Jego mięśnie były napięte, a żyły były bardzo widoczne wręcz pulsowały. Justin wyjął portfel ignorując ludzi patrzących na niego i wyciągnął 50 funtowy banknot. Położył go na stole, wziął mnie za rękę i podszedł po raz kolejny do George'a. 
- To była tylko zapowiedź tego, co z tobą zrobię jak jeszcze raz ją dotkniesz albo się do niej zbliżysz. - powiedział to w taki sposób, że nawet współczułam George'owi. Kopnął go jeszcze raz w krocze, a George zgiął się z bólu wydając z siebie cichy jęk. Opiekuńczo objął mnie ręką w tali i zaprowadził do wyjścia, ignorując przerażonych ludzi. 
Nie odzywał się do mnie, nawet wtedy gdy już siedzieliśmy w aucie. Jego dłonie mocno ściskały kierownice, ale nie odpalił samochodu. Nadal był tak samo wściekły jak przedtem. 
- Powiedz coś. - patrzyłam na niego nerwowo przygryzając wargę. 
- Kochanie, proszę nie teraz. Nie chce wyładowywać na tobie mojej złości. - ton jego głosu nie był aż taki straszny, ale nie spojrzał na mnie, tylko tępo wpatrywał się  przed siebie. Widziałam, że starał się dla mnie opanować ten cały gniew, który w nim siedział. 
- Przepraszam. - spuściłam głowę w dół, a w moich oczach ponownie pojawiły się łzy.
- Ale za co ty mnie przepraszasz? - gwałtownie obrócił głowę w moją stronę. Jego wyraz twarzy nie był już zły, tylko widać było na nim zdziwienie.
- Za wszystko. Za to, że przeze mnie go pobiłeś. Wszystko to moja wina. To są moje problemy, a ja nie powinnam cię w nie angażować. Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra. Jak już zauważyłeś przyciągam tylko same problemy, a nie chce żeby, przeze mnie coś ci się stało. George jest nieobliczony. Naprawdę bardzo cię przepraszam. Lepiej będzie jak już pójdę. - otworzyłam drzwi i wyszłam na parking. Oczy piekły mnie od łez,  nie wiedziałam co mam robić. Byłam taka rozdarta i zdezorientowana. Właśnie zerwałam z chłopakiem, którego kocham.
- Lily, czy Ty oszalałaś!?- słyszałam, jak Justin zatrzaskuje drzwi. Szedł w moim kierunku, słychać było jak jego suppry odbijają się od asfaltu wydając ciche dźwięki. Gdy był wystarczająco blisko gwałtownie mnie obrócił, tak, że teraz stałam naprzeciwko niego.
- Czy ty nic nie rozumiesz? Kocham cię kurwa! Teraz nie pozbędziesz się mnie, nawet jeśli będziesz tego chciała. Prędzej umrę niż pozwolę, żeby coś ci się stało. - patrzyłam na niego osłupiała,  moje oczy rozszerzyły się, gdy uświadomiłam sobie co właśnie powiedział. Nie wiedziałam co mam zrobić... I czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? Chyba się nie przesłyszałam. Nie miałam zielonego pojęcia co powiedzieć. W brzuchu czułam stado motyli, a na zewnątrz stałam jak słup i patrzyłam się tępo na chłopaka. Justin trzymał mnie mocno za ramiona, a złość kipiała z niego. Jego oddech był nierówny, a serce biło mu tak głośno, że dało się je usłyszeć.
- Też cię kocham. - jedyne co mogłam powiedzieć i co było zgodne z prawdą. Tak kocham go. Justin uniósł swoje brwi do góry, przez co jego oczy zrobiły się większe niż w rzeczywistości.Tak jak ja nie spodziewałam się, że powie, że nie kocha, tak on też się tego nie spodziewał... Nachylił się, żeby mnie pocałować, stanęłam na palcach po to by ułatwić mu i przytuliłam go przy tym do siebie. Czułam jak jego ciało się relaksuje, a mięśnie nie są już tak napięte. 
- To jest mój najlepszy i najgorszy dzień w życiu. - odsunęłam się do niego by zaczerpnąć powietrza.
- A jak dla mnie to zdecydowanie najlepszy dzień w moim życiu. Nie no dobra.. Wykluczył bym z niego kilka chwil. Ale to nie zmiana faktu, że od dziś jesteś już tylko moja, a to czyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - gdy to mówił patrzył mi prosto w oczy, mogłam w nich wyczytać całkowitą szczerość.
- Tak jestem tylko twoja, a teraz chodź, bo mieliśmy jechać do ciebie. - chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w stronę auta.
Mogłam zobaczyć uśmiech na jego twarzy i chyba ja byłam powodem tego uśmiechu. Nawet nie wiecie jakie to cudowne uczucie być powodem czyjegoś uśmiechu.
Teraz znów byliśmy w samochodzie, tym razem było spokojnie, a atmosfera nie była już taka ciężka i niezręczna. Justin odpalił pojazd i ruszył w nieznanym mi kierunku. 
- Mogę zapalić? - spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się do siebie pod nosem. 
- Możesz.
- Chcesz? - po wygrzebaniu z plecaka paczki fajek, otworzyłam ją, wysunęłam z niej jednego papierosa i zaproponowałam go Justin'owi. Chłopak chętnie go wziął. Odpaliłam fajkę i podałam Justin'owi zapalniczkę. Otworzyłam lekko okno, po to by zapach spalanych papierosów nie pozostawał w aucie.
Wraz z dymem tytoniowym, czułam jak się już do końca uspokajam. Po Justin'ie widać było to samo. Papierosy go relaksowały i uspokajały. To gówno potrafi czynić cuda.
- Jesteśmy już na miejscu. - cisze przerwał spokojny głos Justin'a. Spojrzałam na dom przed którym stanął. Zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy. Jeśli kiedy kiedykolwiek powiedziałam, że mam wielki dom to, to cofam. Jego dom był ogromny, wyglądał jak dom jakieś gwiazdy. Wzięłam plecak i zaczęłam szukać swojej kosmetyczki. Płakałam, a nie chciałam wyglądać źle, bo jednak tam będzie jego rodzina, a pierwsze wrażenie chciałam zrobić dobre, to przecież oczywiste.
- Co Ty robisz? - spojrzał mnie zdziwiony, a na jego czole pojawiły się małe zmarszczki.
- Poprawiam swój makijaż, bo go rozmazałam łzami, a chce wyglądać jak człowiek. - usłyszałam śmiech Justin'a.
- Nie musisz tego robić, bez tego gówna wyglądasz tak samo idealnie. - zabrał mi kosmetyczkę i położył ją na tylne siedzenie.
- Oddaj mi to! - zagroziłam mu. W tym momencie wyglądałam jak zdesperowana tapeciara, dla której kosmetyki się najważniejsze, ale zrozumcie mnie, wyglądam strasznie. Czy żadna z was, nie próbowała ukryć worów pod oczami makijażem? 
- Oj daj spokój, jesteś idealna rozumiesz? 
- Może dla Ciebie jestem idealna, ale ja z worami pod oczami i rozmazanym makijażem nie czuje się dobrze. Więc oddaj mi kosmetyczkę, żebym mogła to poprawić i czuć się dobrze. 
- No dobra. - jak widać przekonałam go tym, bo oddał mi ją. W ekspresowym tempie poprawiłam makijaż i byłam gotowa do wyjścia z samochodu. Teraz czeka mnie konfrontacja z jego rodziną. Czułam jak mój żołądek zawiązuje się w supeł.
 
Justin's POV.
 
- Justin Drew Bieber! Gdzie Ty do cholery byłeś? Martwiłam się o ciebie! - mama wyszła z kuchni podeszła do mnie i zaczęła tupać nogą czekając na wyjaśnienia, zawsze tak robi i zawsze używa również mojego drugiego imienia gdy jest zła.
- Mamo nie używaj mojego drugiego imienia. - nienawidzę gdy go używa. Jeszcze jak jesteśmy sami potrafię to zaakceptować, ale Lily stała za mną.
- Dzień dobry. - odezwała się chicho Lily, była bardzo zawstydzona tą całą sytuacją.
- O cześć Lily. - mama podeszła do niej i przytuliła ją. Lily była zdziwiona jej zachowaniem, ale szybko odwzajemniła uścisk.
- Jestem na ciebie bardzo zła dziecko! Jak mogłeś zniknąć na tyle z domu, nie dając żadnego znaku życia? - mama aż kipiała ze złości. Zawsze gdy jest tak zła, strasznie gestykuluje. Tak jak to robiła teraz.
- To moja wina. - niespodziewanie odezwała się Lily. Zaskoczyła nie tylko mnie, ale i moją mamę. 
- Nie to nie twoja wina, bo gdyby chciał to by zadzwonił i poinformował mnie, że nie wraca do domu. - Lily spuściła głowę w dół nie wiedząc co na to powiedzieć, a mama stała i patrzyła się na mnie, ze złością ale już mniejszą.
- Oj, mamo daj spokój, przecież jestem w domu, cały i zdrowy. - puściłem rękę Lily i podszedłem do rodzicielki, po czym ją przytuliłem.
- Nie jesteś cały i zdrowy bo masz limo pod okiem! - szczerze mówiąc zaskoczyła mnie tym, bo nie wiedziałem, że mam limo. Puściłem mamę i szybkim krokiem podszedłem do lustra. Rzeczywiście miałem pizdę pod okiem. Lily podeszła do mnie i objęła moją twarz swoimi małymi dłońmi.
- Nie widziałam tego wcześniej. - lekko przejechała kciukiem po mojej ranie. Objąłem ją w tali i przysunąłem bliżej siebie. 
- Ja też nie. - i tak było, nie wiedziałem, że ten skurwiel nabił mi limo. Lily stanęła na palcach i delikatne pocałowała moją ranę. Widziałem w jej oczach, że obwinia się za to, ale to przecież, nie była jej wina. To ja go pierwszy uderzyłem. 
- Co tu się dzieje? - usłyszałem piskliwy kobiecy głos, który doskonale znałem. Odwróciłem głowę, a moje ciało zesztywniało. To nie mogło dziać się naprawdę. 
- Danielle? Co Ty tu do cholery robisz? - spojrzałem na dziewczynę, która stała z założonymi rękami na piersiach. Wzrok Lily dokładnie ją badał od stóp do głów. To wszystko nie skończy się dobrze.
- Przyjechałam cię odwiedzić, bo się stęskniłam. - powiedziała, wyrzucając ręce w górę w akcie frustracji.
- Co tu się do cholery dzieje? - tego najbardziej się bałem.. Pytania Lily. Była zdezorientowana i nie wiedziała o co chodzi. Wyglądała zresztą teraz tak jak moja mama.
- Jestem jego dziewczyną. - odezwała się Danielle przerywając cisze.
___________________________________________________________________

Czy Justin ma drugą dziewczynę?
Co ukrywa przed Lily?
Czy to wszystko co robił było tylko jakąś chorą grą?
Co wy o tym myślicie?


Po raz kolejny podziękowania dla @adventure_32 <3 

wtorek, 14 stycznia 2014

chapter 15.

Lyli's POV.

Obudziłam się w moim łóżku, przykryta świeżą pościelą. Po otworzeniu oczu zobaczyłam siedzącego Justin'a na krześle z założonymi rękoma na klacie. Patrzył w stronę okna, był zamyślony. Wyglądał jak by coś go bardzo martwiło. Nawet nie zauważył, że wstałam.
- Dlaczego twoja koszulka jest we krwi? - jego twarz odwróciła się w moją stronę, gdy usłyszał mój głos. Jego rysy twarzy złagodniały i przyglądał mi się jak by chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiedział jak to zrobić. I co on do cholery robił, że jest brudny od krwi? Może dopadł Gegore'a? Ale nie, nie zostawił by mnie samej. A właściwe to dlaczego ja leżę w łóżku?
- Spójrz na swoje kostki. - spuścił głowę w dół, drapiąc się po karku. Zachowywał się bardzo dziwnie. Moja głowa również powędrowała w dół i spojrzałam na swoje dłonie. Były całe w zaschniętej krwi. Opuszkiem palca dotknęłam jednej z ran. Poczułam okropny ból, przez który się skrzywiłam.
- Co mi się do cholery stało? - patrzyłam zdezorientowana na moje rany. Odgarnęłam włosy do tyłu i założyłam je za ucho, żeby mi nie przeszkadzały.
- Wpadłaś w szał. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, ale wyglądałaś strasznie. - patrzył na nie jak by obwiniał się za to. 
- Co dokładnie się stało? - usiadłam na miękkim materacu, podparłam się o niego ręką i czekałam aż zacznie mówić. 
- Gdy otworzyłaś tą przesyłkę i zobaczyłaś te zdjęcia pobiegłaś na górę i zwymiotowałaś. Później gdy do Ciebie przyszedłem, siedziałaś na podłodze cała zapłakana i uderzałaś pięściami o nią. Chciałem cię uspokoić, ale odpychałaś mnie od siebie i powtarzając imię Gregor'a, a później zemdlałaś. Nie wiedziałem co mam zrobić, więc przyniosłem cię tu i czekałem, aż się ockniesz. - jego słowa były przepełnione troską. Siedział i patrzył mi głęboko w oczy.
- Przytul mnie. - przesunęłam się na łóżku, żeby zrobić dla niego miejsce, a on bez wahania podszedł do mnie i przytulił mnie jak by od tego miało zależeć jego życie. 
- Nie chce dziś zostać sama. - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Czułam, że przy nim nic mi nie grozi.
- No chyba nie myślałaś, że zostawię cię teraz samą? - był zdziwiony, że w ogóle mogłam to powiedzieć. Można powiedzieć, że poczuł się tym urażony.
- Wiem, że mnie nie zostawisz, po prostu chciałam się tylko upewnić. 
- Nigdy cię nie zostawię. - pocałował mnie czule w czoło, jeszcze bliżej przyciągając mnie do siebie.
- Która godzina?
- 17:48 a co? 
- Chciała bym się wykąpać, bo czuje się okropnie brudna po tych wszystkich przejściach. 
- To idź, będę tu na ciebie czekał. - przełożyłam jedną nogę przez Justin'a i usiadłam na nim okrakiem. Pocałowałam go, po czym wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy wyciągając z niej czyste ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. Szybko się rozebrałam, a brudne ubrania wrzuciłam do kosza na pranie. Odkręciłam wodę ustawiając idealną temperaturę, po czym weszłam pod prysznic. Mojemu ciału zajęło chwile czasu, żeby przyzwyczaić się do ciepła, ale po chwili czułam jak moje mięśnie się relaksują. Kocham brać długie prysznice. Tam czuje się bezpiecznie, jestem zrelaksowana i spokojniejsza. Wzięłam żel pod prysznic o zapachu poziomki, nalałam go na gąbkę i zaczęłam wcierać w swoją skórę. Cudowny zapach dotarł do moich nozdrzy, przez co jeszcze bardziej się zrelaksowałam. Chwile po tym wyszłam i osuszyłam się ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i stanęłam przed lustrem. To co tam ujrzałam totalnie mnie przeraziło. Moje oczy były spuchnięte, miałam pod nimi straszne wory. Wyglądałam naprawdę fatalnie. Umyłam zęby i postanowiłam coś zrobić z tym fatalnym wyglądem. Nałożyłam na twarz podkład, który częściowo przykrył dzisiejsze niedoskonałości, później dużą ilość korektora pod oczy, żeby nie mieć pod nimi tych strasznych worów. Rzęsy pokryłam maskarą, by powiększyć sobie oczy, a usta pomalowałam lekko różową szminką i już mój wygląd był dużo, dużo, dużo lepszy. Zadowolona z tego, że w tak krótkim czasie doprowadziłam się do porządku, stanęłam przed lustrem, ale coś mi nie pasowało... Już wiem. Moje włosy, to totalna porażka. Umoczyłam je trochę w wodzie, roztrzepałam po całej głowie i już było lepiej. Po skończeniu zabiegów upiększających ubrałam się w przedtem wybrane rzeczy i stanęłam ponownie przed lustrem. Powiem wam, że dokonałam cudu. Czarne rurki ciasno opinały moje nogi, a brązowa koszulka która kończyła się jakieś 2 cm nad pępkiem idealnie podkreślała moją opaleniznę, tak jak i moje kasztanowe włosy, które zwisały mi na plecach. Podoba mi się. Po wyjściu z łazienki Justin nadal leżał na łóżku robiąc coś na swoim telefonie. Nawet mnie nie zauważył, co pozwoliło mi go sobie przez chwile popodziwiać.
- Jestem. - patrzyłam się na niego już kawałek czasu, trzeba było w końcu to przerwać.
- No nareszcie... Ileż można siedzieć w łazience? - powiedział rozbawiony odrywając się od telefonu.
- Przecież nie byłam długo. - tupnęłam nogą w akcie irytacji i złożyłam ręce na piersiach. 
- Skarbie jest godzina 19:06 - wstał z łózka i podszedł do mnie.
- Serio? Myślałam, że minęło jakieś 20 min. - rozplotłam ręce i spuściłam je wzdłuż ciała w akcie skruchy. Usłyszałam śmiech Justn'a. Objął mnie swoimi silnymi ramionami i stał tak przez jakiś czas.
- Pięknie pachniesz kochanie. - przyłożył głowę do mojej szyi i zaciągnął się moich zapachem. Chwile po tym zaczął składać na niej mokre pocałunki. Odsunęłam głowę do tyłu, żeby dać mu lepszy dostęp. Nie chciałam, żeby to kończył.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nie chce tego kończyć, ale musimy jechać do mnie, bo mama się o mnie zapewne martwi. - pocałował mnie jeszcze raz po czym odsunął się od mojej szyi. Z mojego gardła wydał się jęk niezadowolenia.
- Ale jak to do ciebie do domu?  Mówisz o takim prawdziwym domu, gdzie jest twoja mama, tata i w ogóle? - Justin zaśmiał się, przytakując mi na to.
- Nie, nie, nie nigdzie nie jadę. Wstydzę się. - nie chciałam jechać do niego do domu, nie lubię takich sytuacji. Wszyscy będą się na mnie patrzeć. Lubie jak się ludzie na mnie patrzą, ale chodzi mi tu o moich rówieśników, a nie o rodziców mojego chłopaka.
- Oj daj spokój kochanie, przecież cię nie zjedzą. A co do jedzenia, to jedziemy po drodze na pizze? Bo przecież nie chcesz zostać sama w domu, co nie? - ten chłopak wiedział dokładnie, jak ma mnie podejść, żeby mnie do czegoś przekonać.
- Czekaj tylko wezmę kilka rzeczy i możemy iść. 
- Grzeczna dziewczynka. - łobuzersko się do mnie uśmiechnął i klepnął mnie w tyłek gdy odchodziłam. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej mały plecak i spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy, wliczając papierosy, zapalniczkę, portfel, kosmetyczkę i perfumy którymi byłam już spryskana wcześniej.
- Jestem gotowa. - podeszłam do Justin'a, a on chwycił mnie za rękę i zeszliśmy na dół. Klucz leżał na stole tam gdzie go przedtem zostawił. Wzięłam go, po czym wyszliśmy przed dom.
- Pokazać Ci teraz, jak zamyka się dom? - spojrzał na mnie rozbawiony i próbował mi zabrać klucze z ręki.
- Wal się Bieber! - odepchnęłam go lekko ręką, żebym mogła zamknąć drzwi.
- Zraniłaś mnie. - złapał się za miejsce w które go uderzyłam udając, że go to boli. Wybuchnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam jak robi smutną minkę. Wyglądał naprawdę cholernie słodko.
- Jesteś taki słodki. - objęłam jego twarz rękoma i lekko pocałowałam usta.
- Ej! Nie jestem słodki! Ja jestem seksowny.
- Nie prawda jesteś słodki!
- Nie, nie jestem!
- Jesteś.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- No dobra niech ci będzie, ale seksowny też jestem. - patrzył na mnie i starał się znaleźć coś w mojej twarzy, co by mówiło, że zgadzam się z nim, ale teraz to ja się z nim podroczę.
- Może trochę. - spojrzałam na niego od stóp do głowy, robiąc obojętną minę. 
- Trochę? Przecież dokładnie wiesz, że jestem Bogiem seksu. - popatrzył na siebie z zadowoleniem i dumą. Ten chłopak ma o sobie wielkie mienianie. Tak naprawdę to ma powody, ale lubiłam go wkurzać, więc nie przyznam mu tego, że jest cholernie seksowny.
- Dobra, możemy już jechać? - zapytałam udając znudzoną i cały ciężar swojego ciała przeniosłam na lewą nogę.
- Możemy, ale powiedz, że jestem seksowny. - stanął dokładnie naprzeciwko mnie, czekając na to, aż mu się ugnę i przyznam, że jednak jest.
- Jesteś wkurzający. - uśmiechnęłam się dumna z tego jak to zrobiłam i minęłam go idąc w stronę samochodu.
- A ty jesteś strasznie uparta. - poczułam jak chwyta mnie w pasie podnosząc do góry. Zaczęłam się śmiać próbując wyrwać z jego uścisku.
- Tak, właśnie taka jestem. - powiedziałam to dumnie, strzepując sobie z ramienia niewidzialny kurz.
- Dobra chodźmy już kochanie. - chwycił mnie za ręce i zaprowadził do auta. Siedziałam wygodnie w samochodzie i przełączałam stacje radiowe starając się znaleźć jakąś fajną piosenkę. Usłyszałam początek piosenki The Vamps - Wild Heart. Zaczęłam śpiewać i rytmicznie poruszać się w takt melodii.

I was walking away,
But she's so beautiful it made me stay,
I don't know her name,
But i'm hoping she might feel the same,
So here i go again
She's got my heart again

Ku mojemu zdziwieniu Justin też znał tą piosenkę. Więc oboje zaczęliśmy ją śpiewać przekrzykując się kto zrobi to głośniej.

Tonight we'll dance,
I'll be yours and you'll be mine,
We won't look back,
Take my hand and we will shine.

Oh-oh-oh, 
She needs a wild heart,
She needs a wild heart,
I got a wild heart.

Stay here, my dear,
Feels like i've been standing 
Right here for years,
My minds beat up,
Tell me that you feel this,
And i won't give up
And i won't give up

- Nie sądzisz, że ta piosenka jest tak trochę o nas? - spojrzał się na mnie przez ułamek sekundy, a później znów skupił swoją uwagę na drodze.
- Co?
- W ten poranek co Cię uratowałam ta piosenka leciała w radiu. I cały czas siedziały mi w głowie słowa "I don't know her name, But i'm hoping she might feel the same"  (Nie znam jej imienia, ale mam nadzieje, że ona może czuć to samo.) Wiesz nie chodziło mi tu o miłość ani o nic w tym stylu, tylko nie mogłem o Tobie w ogóle przestać myśleć i najbardziej co mnie w tym wszystkim irytowało to, że nie znałem twojego imienia. - patrzył się przed siebie, a ja jego twarzy malowały się wszystkie emocje świata. Tak jak by sobie przypominał co wtedy czuł. 
- No patrz... A teraz wszystko do siebie idealnie pasuje. Nie znałem jej imienia, ale mam nadzieję, że ona może czuć to samo. Ja będę Twój, a Ty będziesz moja. Nie będziemy patrzeć w tył. Chwyć moją rękę będziemy błyszczeć. A do tego mam dzikie serce, a Ty potrzebujesz dzikiego serca. Widzisz? - mówił to jak by naprawdę, tak piosenka należała od nas. Po zastanowieniu się naprawdę wydało mi się to, podobne trochę do naszej sytuacji.
- Możesz masz i rację... - chciałam go pocałować, ale nie miałam jak... Przecież nie chciałam spowodować wypadku.
- I kochanie? 
- Co? 
- I swear i'll never let you go. - zaśpiewał to równo z piosenką, a ja poczułam stado motyli krążących w moim brzuchu. Czy właśnie Justin Bieber powiedział, że nigdy nie da mi odejść?
- Taką mam własnie nadzieje. - o nie... Tego miałam nie mówić... Dlaczego ja swoje myśli wypowiadam na głos? Moje policzki się zaczerwieniły i przygryzłam nerwowo wargę. Spojrzałam na Justin'a, a ona uśmiechał się sam do siebie. Wyglądał jak by moje słowa sprawiły, że poczuł się szczęśliwy.
Chwile po tym dotarliśmy do naszego celu. Justin zatrzymał samochód na parkingu przed pizzer'ią. Gdy weszliśmy do środka poczułam zapach przepysznej pizzy i od razu zrobiłam się dwa razy bardziej głodna niż byłam. Zajęliśmy stolik gdzieś tak po środku lokalu, niedaleko okna. 
- Co państwu podać? - podeszła do nas kelnerka, była ubrana w niebieski strój służbowy do tego była bardzo chudziutka i młoda, więc ładnie w nim wyglądała. Jej czarne włosy były związane w wysokiego kucyka. Mogła bym ją nawet polubić, gdyby nie śliniła się do mojego chłopaka. 
- Kochanie, co bierzemy? - pierwszy raz do niego tak powiedziałam, ale zazdrość zżerała mnie od środka. Musiałam pokazać tej kelnerce, do kogo należy. Justin spojrzał na mnie i wyglądał jak by miał się roześmiać.
- Dużą pizze meksykańską. - popatrzył na nią i uwodzicielsko się uśmiechnął. Jej policzki zalała czerwień, więc natychmiast opuściła głowę. Teraz jestem na maxa wkurzona. Jak on mógł to zrobić?
- Czy ty powiedziałaś do mnie kochanie? Panno Lily Evans, czy pani jest o mnie zazdrosna?- położył ręce na stoliku i patrzył na mnie z rozbawieniem.
- Nie, dlaczego miała bym być zazdrosna? - Justin wybuchnął śmiechem tak, że kilka osób skierowało spojrzenia w naszą stronę. Udawałam, że mnie to nie rusza, ale jak widać nie wychodziło mi to za dobrze.
- Tak, jesteś o mnie zazdrosna! - wstał od stolika i przesiadł się koło mnie. Objął mnie, a ja odwróciłam głowę i popatrzyłam przez okno na przemieszczających się ludzi.
- Wcale ci się nie dziwie, że jesteś o mnie zazdrosna, ale nie masz powodu, żeby być. - przysunął mnie do siebie, ale nie chciałam go dotknąć, byłam na niego wkurzona, za to że się TAK do niej uśmiechnął.
Minęło jakieś pięć minut odkąd tak siedzieliśmy, nie odezwałam się do niego przez ten czas ani słowem. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że ta sama kelnerka wraca z naszym zamówieniem. Justin jej nie zauważył, więc wykorzystałam okazje i pocałowałam go, tak żeby ona mogła to zobaczyć. Podeszła do nas, a ja oderwałam się od niego. 
- Życzę smacznego. - powiedziała zakłopotanym tonem głosu i odeszła w pośpiechu. 
- Zrobiłaś to specjalnie. - oparł się o siedzenie i patrzył na mnie z pretensjami. 
- Tak zrobiłam to specjalnie i tak jestem zazdrosna! - powiedziałam to trochę głośniej niż powinnam. 
- Awww skarbie, podoba mi się to, że jesteś o mnie zazdrosna. - zamruczał mi to do ucha i pocałował mnie w czule w szyje. 
- A teraz coś zjedz, żebyś miała siłę. - wzięłam kawałek pizzy i zaczęłam się nią zajadać. Gdy kończyłam drugi kawałek myślałam, że pęknę. Zazwyczaj potrafię zjeść dużo, ale dziś jakoś nie bardzo przyswajałam pokarmu w dużych ilościach.
- Nie mogę już. - powiedziałam zgodnie z prawdą, łapiąc się za brzuch.
- No co ty, przecież zjadłaś tylko dwa kawałki, masz zjeść przynajmniej jeszcze jeden! - Justin popatrzył na mnie i rozkazującym tonem kazał mi jeszcze jeść.
- Kochanie, naprawdę już nie mogę. 
- No dobra. I kocham gdy nazywasz mnie swoim kochaniem. - wziął kolejny kawałek pizzy i zaczął go jeść, a ja pocałowałam go delikatnie w policzek. Po skończeniu posiłku siedzieliśmy i odpoczywaliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym śmiejąc się z byle czego. W pewnym momencie ktoś podszedł do naszego stolika i oparł się o niego rękami.
- Cześć kochanie, podobała Ci się przesyłka?
__________________________________________________________

Co robi George w pizzerii?
Czy śledził Lily?
Co zrobi Justin? 


Dziękuję za każdy komentarz, jest to bardzo miłe i motywujące do dalszej pracy. Dziękuję również @adventure_32 za sprawdzenie rozdziału przed dodaniem. ;3

piątek, 10 stycznia 2014

chapter 14.

Justin's POV.

- Zostań ja otworze. - nie mogłem pozwolić, żeby poszła otworzyć te drzwi. Bo gdyby stał przed nimi George nie wiedziała by co ma zrobić. On jest nieobliczalny, i nieraz mnie przeraża jego zachowanie względem Lily. Nie żebym nie go bał, bo on może mi gówno zrobić. Ale boje się o Lily, bo jej może grozić niebezpieczeństwo. A właściwie, to jej grodzi. Bo nie zawsze jestem z nią. I właśnie tego najbardziej się boję. Co ona zrobi, gdy pojawi się George, a mnie nie będzie w pobliżu? Podszedłem do drzwi i gwałtownym ruchem je otworzyłem. Spojrzałem na Lily, a w jej oczach mogłem zobaczyć panikę mieszającą się ze strachem. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo ciałem zabrać do niej ten cały ból i strach, który przeszywał ją od stóp do głowy. Ogarnęła ją wielka ulga, gdy zobaczyła, że przed drzwiami nie stoi George. Jak by kamień spadł jej z serca. Mi też ulżyło, bo nie chciało mi się na niego patrzeć.
- Czego? - mój chamski ton głosu sprawił, że chłopak na zewnątrz wzdrygnął się i spuścił głowę w zakłopotaniu.
- Ummm, mam do dostarczenia przesyłkę dla Lily Evans. Jest może w domu? - w trakcie mówienia drapał się po głowie i niezręcznie się kręcił. Ten koleś się mnie bał. I dobrze.
- Nie ma, jestem je chłopakiem i mogę ją odebrać za nią. - włożyłem ręce do kieszeni i czekałem na jego reakcje. Ten koleś nic mi nie zrobił, a już mnie wkurwia i kogoś mi on przypomina. Ale kogo?
- Nie wiem czy może odebrać przesyłkę osoba, która jest z nią niespokrewniona. - bał się na mnie spojrzeć. Stał i patrzył się na swoje buty.
- Jak chcesz, ale to nie ja będę jeździł kilka razy, żeby ją dostarczyć. Tylko Ty. A i tak jej nie dostarczysz, bo zawsze na złość ja Ci jak będę otwierał drzwi. Wiec wybieraj. Konfrontowanie się ze mną, nie wiadomo ile razy, czy danie grzecznie mi tej przesyłki i pójście stąd by zajmować się dalej swoją pracą. - każde słowo wymówiłem bardzo wyraźnie, żeby dokładnie zrozumiał co miałem na myśli mówiąc, że będzie się musiał ze mną konfrontować. Chciałem wrócić jak najszybciej do środka i spędzić trochę czasu z Lily. Ten chłopak naprawdę musiał widzieć to, że jestem wkurzony i że nie warto ze mną zadzierać jak tak się zachowywał, a może chodziło o coś innego? Miałem wrażenie, że skądś go znam. Tak, na pewno go znałem.
- Mam wrażenie, że skądś Cie znam. - powiedziałem przyglądając się mu bardzo uważnie.
- Tak, Justin znasz mnie. - podniósł głowę go góry i spojrzał na mnie, ale nadal był bardzo zdenerwowany.
- Connor? - zapytałem ze zdziwieniem. Tak to musiał być on. Spojrzałem na jego uniform i rzuciła mi się i oczy naszywka "Connor William" Teraz byłem pewny, że to on. Ale zmienił się od momentu kiedy ostatnim razem go widziałem.
- Tak Justin to ja. - wzruszył ramionami i przyglądał mi się.
- Co Ty tu robisz? - wyjąłem jedną rękę ze spodni i przejechałem nią po włosach układając usta w jedną linie.
- Pracuje. - czy on miał mnie za idiotę?
- Przecie wiedzę, że pracujesz. Ale dlaczego tak daleko od domu?
- Akurat tu mnie wysłali i takim sposobem się tu znalazłem.
- Ej Connor.. Sorry, że byłem taki nie miły ale nie poznałem Cie, a do tego jestem wkurzony. - było mi głupio, że tak go potraktowałem. Przecież on nic złego mi nie zrobił.
- A to nie chodziło Ci o Josh'a?
- Co?
- Myślałem, że jesteś taki niemiły dla mnie z powodu Josh'a, a nie dlatego, że mnie nie poznałeś.
- Nie mógłbym bym dla ciebie chamem tylko dlatego, że masz zjebanego brata. Przecież, to nie Twoja wina. Ty mi nic nie zrobiłeś. - odpowiedziałem spokojnie, ale na wzmiankę o Josh'u zagotowało się we mnie ze złości.
- Ugh.. Myślałem, że masz też do mnie żal o to, co się stało. Może nie żal dokładnie o to całe zajście, ale o to, że jestem jednak jego bratem. Ale jak widać myliłem się. I jestem mi nadal bardzo głupio za to co Ci zrobił. - uśmiechnął się lekko do mnie, i widać było jak ulga wkrada się na jego twarz. Już nie był taki spięty, ani zdenerwowany.
- Nie gadajmy już o tym, nie lubię tego tematu. - spuściłem głowę do dołu i popatrzyłem się na swoje stopy. Chciałem o tym zapomnieć, a przybycie Connor'a sprawiło, że wspomnienia wróciły.
- Możesz dać mi już tą paczkę? - chciałem szybko zmienić temat, a to jedyne, co przyszło mi sensownego do głowy w tym momencie.
- Jasne. - podał mi pudełko do ręki, a na jej wierzch położył kartę wraz z długopisem, którą musiałem podpisać jako odbiorca.
- To wszystko?
- Tak, i muszę już iść, bo mam jeszcze dużo przesyłek do rozwiezienia. - wyciągnął niepewnie rękę w moją stron, jak by bał się, że go oleje. Ale nie miałem takiego zamiaru, uścisnąłem jego dłoń i lekko się uśmiechnąłem, żeby rozładować napięcie.
- Miło było Cię znów zobaczyć. Cześć. - powiedział i odwrócił się w kierunku swojego służbowego busa.
- No cześć.
- Ej, Justin.. - odwrócił się nagłe, i spojrzał mi prosto w oczy.
- Co?
- Cieszę się, że wtedy tak mu zmasakrowałeś twarz. Należało mu się to. - powiedział pewnie, po czym odwrócił się i wszedł do samochodu.
To dziwne było zobaczyć Connor'a po tylu miesiącach. Teraz główną myślą w mojej głowę był tamten okres mojego życia. Niezbyt miły okres mojego życia. Ciesze się, że to już za mną. Bo nie wiem czy dał bym rade przejść jeszcze raz przez to samo. Wspomnienia bolą, przeszłość też. Mam dopiero 19 lat, a już chciałbym wymazać z pamięci niektóre dni..
A co do tej przesyłki to, jeśli to znów przesyłka od tego jebanego skurwiela, to przysięgam, że go zabije. W tym momencie jestem do tego zdolny w stu procentach. Wszedłem do domu mając w rękach pudełko. Zamknąłem nogą drzwi i podszedłem do Lily stawiając je na drewnianym stole.
- Z kim rozmawiałeś? - po wejściu do domu Lily stała i patrzyła się na mnie. A zaciekawienie było wymalowane na jej twarzy.
- Stary znajomy, z miejscowości w której przedtem mieszkałem. - nie chciałem o tym gadać, musiałem powiedzieć tylko tyle, i nie ukrywając starałem się ją jak najszybciej zbyć. Ta sprawa mimo takiego upływu czasu nadal bardzo mnie boli. Nie zadawała dalszych pytań, wiec chyba mi uwierzyła. Ciesze się, że nie muszę jej nic mówić.
- Co to? - lewą ręka zagarnęła włosy na ucho i nerwowo bawiła się palcami. Usiadła naprzeciwko pudelka i wpatrywała się w nie, jak by miała znaleźć tam jakieś zwłoki. Jeśli to przesyłka od George'a, to wcale bym się nie dziwił jak by były tam nawet zwłoki, ten koleś jest nienormalny. Ale nie wiedziałem od kogo to, bo nie było nadawcy. Może strach miał tylko wielkie oczy?
- Jakaś paczka. - podszedłem koło niej i usiadłem na krześle. Łapiąc ją delikatnie lewą ręką w pasie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem je otworzyć, ale nie wiedziałem czy ona jest gotowa.
- Od kogo to? - jej pozycja się nie zmieniła, nadal ślepo wpatrywała się w tekturę przewiązana sznurkiem. Nawet nie reagowała na mój dotyk.
- Nie mam pojęcia.. Nie ma nadawcy.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nienawidziłem widzieć jej w takim stanie, a teraz wyglądała prawie tak samo, jak ją uratowałem. Jest silna i to bardzo, ale to ją przerasta. To nie ta sama osoba, która przed chwilą mnie całowała i zgodziła się być moją dziewczyną. Tak.. Zgodziła się. Mimo tego pieprzonego George jestem szczęśliwy. Naprawdę cholernie mi na niej zależy. Najbardziej pociąga mnie w niej to, że jest nieprzewidywalna. Nigdy nie wiem jak i na co zareaguje. Pociąga mnie to. Naprawdę mógłbym ją pokochać, o ile już tego nie zrobiłem.
- Otwórzmy to. - wstała ze swojego miejsca i chwyciła pudełko w swoje male dłonie. Była bardzo pewna siebie. Całkowite przeciwieństwo tego, jak zachowywała się chwile temu. Byłem zdziwiony jej zachowaniem. Ale własnie taka ona jest. Nieobliczalna? Szalona? Odważna? To chyba najlepsze określenia na nią i może bipolarna. Nie zrozumcie mnie źle.. Jest dziewczyną, ale nawet dziewczyny, które znałem nie miały tak częstych wahań nastrojów jak ona.
Stanąłem obok niej i patrzyłem uważnie jak rozrywa pudełko, starając się dostać do zawartości.

Lily's POV. 

Serce prawe wyskoczyło mi z klatki piersiowej, ręce trzęsły się, a strach wypełniał mnie całą. Coś uciskało mnie żołądku z nerwów i czułam, że zaraz zwrócę wszystko. Tak chciało mi cholernie się wymiotować. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po otworzeniu tej przesyłki. Rozrywałam górę pudelka na strzępy nie zwracając uwagi na Justin'a, który opiekuńczo trzymał mnie w tali i pocierał delikatnie mój bok, starając się dać mi otuchę.
- O kurwa! - na dnie pudełka zobaczyłam zdjęcia. Byłam na nich ja, ja, ja z George'm i jeszcze raz ja. Czułam, że już dłużej nie wytrzymam. Rzuciłam zdjęcia na ziemie i pobiegłam na górę do łazienki. Zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Tak źle nie czułam się chyba nawet wtedy, jak obudziłem się u niego. To było gorsze. Bo wiedziałam już na czym to wszystko polega. Teraz już miałam pewności, do to tego co robiłam z George'm. A raczej tego co on robił ze mną. Pieprzony sukinsyn. Spuściłam wodę w toalecie i wytarłam usta papierem toaletowym. Usiadłam na zimnej podłodze dławiąc się swoimi łzami. Nie mogłam tego opanować. Tak bardzo go nienawidziłam. Dlaczego to akurat mnie musi prześladować? Co jak mu do cholery takiego złego zrobiłam, że niszczy moje życie? Uderzałam pięściami o płytki w mojej łazience. Zachowywałam się jak szaleniec. Ból przeszywał mnie całą. Ale nie był on tak straszny jak ten ból psychiczny. Czułam jakbym przegrała życie, jakby całe szczęście zostało mi odebrane, a został jedynie ból i cierpienie. Poczułam kogoś dotyk, miałam przed oczami twarz George'a. Krzyczałam starając się wyrwać z jego uścisku. Chwile po tym poczułam się już lepiej. Moje ciało się zrelaksowało, a przed oczami zrobiło mi się szaro.

Justin's POV.

Widziałem jak jej ręce wyciągają zdjęcia, jej przerażenie wzrosło do takiego stopnia, że sama nie wiedziała co już robi. Nigdy nie wiedziałem nikogo w takim stanie. W pewnej chwili upuściła zdjęcia, które miała w reku na podłogę. Gwałtownie zwróciła się w stronę schodów, przewracając pudełko, w efekcie czego leżało teraz na dywanie odwrócone do góry nogami. Biegła na górę tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować. Słyszałem jak wymiotuje. Nie wiedziałem jak się zachować. Tak.. Byłem również przerażony. Podniosłem z ziemi te zdjęcia. Moje wkurwienie wzrosło na max'a, gdy zobaczyłem Lily leżącą półprzytomną na łóżku, a na niej leżał ten skurwiel. Całował ją po szyi i robił zdjęcia. To jest ohydne. Kolejne zdjęcia pokazywały kolejne sceny z tego co z nią robił. Jak można tak wykorzystać bezbronną dziewczynę? Jak popierdolonym trzeba być, by zniszczyć w taki sposób jej życie i psychikę. Przecież takie coś zostawia rany do końca życia. Przysięgam, że go zabije za to, że położył na niej swoje ohydne ręce. Kopnąłem pudełko, żeby rozładować swoja frustracje, która przepełniała mnie całego. Wiem to głupie, żebym kopał pudełko, które prawie nic nie ważyło, ale musiałem coś zrobić, a nie chciałem demolować jej domu. Pudełko poleciało na drugi koniec pokoju, rozwalając się w połowie lotu. Na ziemi leżała karteczka, której nie wiedziałem wcześniej. Zapewne leżała pod pudelkiem. Schyliłem się po nią by odczytać co tam jest napisane. Szybko wziąłem świstek do ręki i otworzyłem go, musiałem jak najszybciej odczytać tą wiadomość. "Widzisz jak dobrze było nam razem? Jeszcze nie raz to powróżymy. Do zobaczenia wkrótce moja kochana. - George."
Kurwa, kurwa, kurwa co za popierdolony koleś. Zgiąłem ta kartkę i w sadziłem w tylą kieszeń swoich spodni. Nie mogłem pozwolić na to, żeby Lily to zobaczyła.
Słyszałam przeraźliwy płacz, który dochodził z piętra. Bolało mnie serce gdy słyszałem jak płaczę. Szybko pobiegłem na górę by ją znaleźć. Co nie było trudne. Wszedłem do łazienki, a ona siedziała na ziemi cała zapłakana i uderzała pięściami o nią. Jej kostki były zakrwawione, a ona wyglądała jakby wpadła w jakiś trans. Przestraszyłem się, że może wyrządzić sama sobie krzywdę. Szybo podszedłem do niej. Kucnąłem i złapałem jej ręce, żeby przestała to już robić. Na mój dotyk jedynie zareagowała, paniką i przerażeniem.
- Nie dotykaj mnie! Przestań mnie krzywdzić! - teraz jej małe pieści urażały w moją klatę, pozostawiając na mojej bluzce ślady krwi. Próbowała się bronić. Cały czas miała zamknięte oczy. To wszystko wyglądało strasznie.
- Kochanie to ja Justin. Uspokój się. - przytuliłem ja do siebie, a jej ciało stało się sztywne, tak jak by ona nie mogła z nim zrobić nic. Jej oczy zamknęły się, usta zrobiły się sine. Twarz była blada, a głowa opadła do tyłu.
- Kochanie popatrz na mnie! - siadłem na ziemi. Uniosłem ją do góry tak, że teraz jej głowa spoczywała na mojej ręce na pośladkami siedziała na moich kolanach. Nie mogłem pozwolić, żeby upadła.
- Kochanie obudź się proszę!!! - cholernie się o nią bałem. Mój głos był zdesperowany, ale mimo wszystko starałem się, zachować zimną krew. Musiałam racjonalnie myśleć. Poklepałem ją delikatnie po policzku, ale nie reagowała na nic. Jej skóra stawała się coraz zimniejsza. A twarz robiła się jeszcze bardziej blada niż, przedtem. O ile w ogóle dało się mieć jeszcze bardziej bladą twarz. Jej puls był ledwo wyczuwalny. To wszystko nie wyglądało dobrze.
- Proszę nie zostawiaj mnie.

_______________________________________________

Kim jest Josh?
Co tak złego wydarzyło się w życiu Justin'a, że nie chciał o tym rozmawiać?
Co się stało Lily?

TAK WYGLĄDA CONNOR. ;) <- KLIK 

Chciałam poprosić was o dodanie byle jakiego komentarza pod tym rozdziałem, może to być nawet zwykła kropka. Chcę zobaczyć dla ilu osób pisze, jest to dla mnie bardzo ważne, wiec nie ignorujcie tego. Z góry dziękuje. <3

PS. dziękuję za ponad 15 tysięcy wyświetleń hrfbruhvgejrhvfhjwevrbghjwewmneluhfebrfehjrvblerflerf!!! <3

niedziela, 5 stycznia 2014

chapter 13.

Lily's POV. 

- Wejdziesz? - zapytałam go, bo naprawdę pragnęłam tego, żeby spędzić w jego towarzystwie jeszcze więcej czasu. Z każdą minutą przy nim, stawałam się bardziej szczęśliwa, właśnie tak na mnie działa. To będzie dziwne co powiem, ale chyba powoli się w nim zakochuje. Wiem, to szalone. Ale w sposób w jaki mnie pocałował.. tak to było wspaniałe. Patrząc w jego karmelowe oczy wiem, że nic więcej w życiu do szczęścia nie jest mi potrzebne. Jedyne on.
- Jasne. - w odpowiedzi obdarował mnie swoim idealnym uśmiechem.
Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Chwile czasu zajęło mi znajcie kluczy i usiłowanie otworzenia domy. Coś nie bardzo mi to wychodziło. Byłam straszną ślamazarą. A jeszcze bardziej spowalniało mnie to, że Justin stał i bacznie obserwował każdy mój ruch.
- Z czego się śmiejesz? - Zapytałam zdezorientowana, gdy usłyszałam śmiech za swoimi plecami.
- Z Ciebie. Serio nie możesz otworzyć drzwi? - Zabrał mi kluczyki i zaczął swoje przedstawienie.
- Patrz, to jest kluczyk, a tu jest dziurka. Bierzesz kluczyk do ręki wkładasz w tą dziurkę przekręcasz i gotowe. - Skończył swoje przestawienie i wszedł do środka, a ja stałam przed otwartymi drzwiami i patrzyłam się na niego jak na kretyna.
- Masz mnie za głupią czy za głupią? - Zdenerwował mnie tym. Czy on mnie traktował jak idiotkę?
- Daj spokój tylko żartowałem, wchodzisz czy będziesz tak tam stała? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Jego pewność siebie zaczynała mnie powoli denerwować.
- Będę tu tak stała. - odpowiedziałam pewnie.
- Nie, nie będziesz. - zaczął zbliżać się w moim kierunku. Podniósł mnie z ziemi i przełożył mnie sobie przez ramię tak, że moje nogi zwisały na jego klacie, a moja głowa znajdowała się na jego plecach. Zaczęłam krzyczeć, ale po chwili wybuchłam  śmiechem.
- Co Ty do cholery robisz? - zapytałam rozbawiona, wisząc na nim.
- Nie chciałaś wejść sama, wiec Cię wniosłem. - dowiedział mi na to, jak by to było najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
- Jesteś nienormalny, i postaw mnie natychmiast na ziemi. - powinnam byś strasznie na niego zła, a ton mojego głosu był, milszy niż powinien. Mogłam chociaż udawać, że mnie wkurzył. Co się ze mną ostatnio dzieje? Sama siebie nie poznaje.
Delikatnie odstawił mnie na ziemie. Położył ręce na mojej tali, i przyciągnął mnie do siebie tak, że moje ciało uderzyło o jego klatkę. Był wyższy ode mnie prawie o głowę. Podobało mi się to, lubię jak chłopak jest ode mnie wyższy.
- Podobało Ci się? - schylił głowę i prosto do mojego ucha wyszeptał te słowa. Czułam jak moje nogi miękną a w brzuchu zaczyna wariować stado motyli.
- Ale co? - starałam się udawać opanowaną i jak na razie wychodziło mi to idealnie. Chyba.. Tak mi się wydaje.
Nie usłyszałam od niego żadnej odpowiedzi. Jego odpowiedzią był gardłowy śmiech.
- Z czego się znów śmiejesz? - zapytałam zdziwiona, a na mojej twarzy pojawił mnie grymas zirytowana. Zapewne wyglądałam jak by mnie coś bolało.
- Nie rozumie Cię.. Naprawdę. Raz zawstydza Cie wszystko, np. to jak zachowywałaś się u mnie. A za kolejnym razem jesteś opanowana i nie rusza mnie nawet mój dotyk. I wszystko co robię, żeby się zawstydzić. Jesteś bardzo dziwna.. - słuchałam osłupiała tego co miał mi do powiedzenia. Nigdy w życiu nie spodziewała bym się w wyjdzie mi z takim tekstem.
- Yyy.. nie wiem co powiedzieć. I masz racje jestem dziwna. - to jedyne co mogłam powiedzieć, nie mogłam wyjaśnić mu dlaczego jestem dziwna. Taka jestem. Czy to coś złego być dziwnym?
Zbliżył mnie się do mnie, przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie. Co mnie zdziwiło. Co on do cholery robi?
- A wiesz co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? - powiedział to niskim, uwodzicielskim głosem. Aż dostałam gęsiej skórki na dole kręgosłupa.
- Co? - zapytałam pewnie wlepiając wzrok w niego.
- Cholernie mi się to podoba.
OMG czy on właśnie powiedział, że podoba mu się to, że jestem dziwna? Ten koleś się nienormalny. Zanim zdążyłam odpowiedzieć na to, poczułam jego miękkie wargi, które delikatnie dotknęły moje. Chciał się odsunąć, ale złapałam go za szyje i przyciągnęłam co siebie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Tak dobrze nie czułam się chyba nigdy.
- Kurwa. - usłyszałam jęknięcie Justin'a.
Jakiś jebany palant zaczął dzwonić do drzwi. Serio akurat teraz? Chyba lepszego wyczucia czasu nie da się mieć. Czujecie ten sarkazm?
- Chyba powinnam iść otworzyć. - oderwałam się od niego idąc z niezadowoloną miną w stronę drzwi.
- No chyba powinnaś. Bo zaraz ktoś Ci drzwi rozwali. - powiedział to niby z humorem, ale w jego głosie nie było ani trochę słychać rozbawienia. raczej wkurzenie które starał się ukryć.
Podeszłam szybkim krokiem do drzwi, żeby jak najszybciej spławić osobę która przyszła. Justin stał z rękami w kieszeniach i wpatrywał się w drzwi. Pociągnęłam za klamkę i zobaczyłam stojącego przed moim domem dostawce. Był ubrany w kombinezon w odzieniu zgniłej zieleni, po prawej stronie miał naszyte logo firmy w której pracował i bardzo dziwny kapelusz i jak każdy pracownik w firmie doręczycielskiej miał ze sobą przesyłkę, a dokładnie ogromny bukiet czerwonych róż, które były cudowne.
- Słucham? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Pani Lily Evans? - uśmiechnął się do mnie przyjemnie.
- Tak, to ja. O co chodzi?
- Mam dla pani przesyłkę.
Wręczył mi bukiet róż. Odebrałam go od niego, ale nie wiedziałam za bardzo jak się zachować.
- Ale to jest pomyłka. - odpowiedziałam, jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Kto do cholery mógł by mi wysłać kwiaty?
- Nie to na pewno nie jest pomyłka. - powiedział pewnie dostawca.
- Może pani tu podpisać? - wręczył mi kartkę i długopis i zniecierpliwiony czekał, aż to podpisze.
- Gdzie dokładnie?
- O tu.
- Dziękuję, i życzę miłego dnia. - powiedział z uśmiechem.
- Proszę i wzajemnie. - odwzajemniłam uśmiech. I weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi.
Justin stał w takiej samej pozycji co przedtem. I przyglądał się uważnie mi i kwiatom, które dostałam.
- Od kogo to? - byłam wdzięczna, za to, że przerwał tą niezręczna ciesze.
- Nie ma pojęcia. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Sprawdź może jest jakaś karteczką.
- O masz racje. - zaczęłam przeglądać cały bukiet w poszukiwaniu karteczki, którą się zazwyczaj dodaje do bukietów. Przejrzałam dokładnie cały bukiet, ale nie zauważyłam, żeby była jakaś notka. Przez chwile zaczęłam się przyglądać kwiatom podziwiając ich piękno, a w moje oczy wyrzucił mi się maleńki skrawek panieru, który był zakopany w środku bukietu. Szybko go wyciągnęłam, wzięłam bukiet pod pachę i otworzyłam liścik.
"Jeszcze z Tobą nie skończyłem. Niedługo się zobaczymy. - George." Przeczytałam to na głos. Moje oczy się zaszkliły, a bukiet upadł na ziemie, rozsypując się na drewnianej podłodze. Spojrzałam na Justin'a. Jego pięści były zaciśnięte tak jak i jego szczeka. Usłyszał jak mówi szeptem "Zbije go" powiedział to sam do siebie, wiec czułam się trochę winna za to, że podsłuchałam rozmowę, którą prowadził sam ze sobą.
Stałam tam patrząc na niego, a po moich policzkach spływały łzy. Justin w pewnym momencie podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, mocniej jak potrafił.
- Pamiętasz jak powiedziałem, że nie dam pozwolić, żeby ktoś się skrzywdził? - nawet nie zdążyłam dopowiedzieć, a on konturował swoją wypowiedź.
- Nigdy nie pozwolę, będę przy Tobie 24 godziny na dobę. Nie stanie Ci się nic złego. Prędzej zabije tego skurwiela, niż pozwolę mu się znów do Ciebie zbliżyć. Nikt nie będzie prześladował mojej dziewczyny.
Mojej dziewczyny? Jak to kurwa mojej dziewczyny?
- Mojej dziewczyny? - zapytałam zdezorientowana.
- Czy wy właśnie w jakiś dziwny sposób prosisz mnie o to, żebym byłą twoją dziewczyną?
- Yyy, no chyba tak. A zgadzasz się? - nie wiedziałam, czy żartuje, czy jest poważny. Ale po wyrazie jego twarzy mogłam stwierdzić, że jest całkowicie poważny. Byłam cholernie zdziwiona. Z jeden strony byłam przerażona tym, że George znów mi grozi, a z drugiej strony byłam szczęśliwa, ze poprosił mnie o chodzenie. To było dziwne, ale byłam tak bardzo podekscytowana tym, że poprosił mnie o to czy zostanę jego dziewczyną, że myśl o tym skurwielu aka moim prześladowcy gdzieś odpłynęła.
- Dobra, przepraszam. Nie powinien teraz wyjeżdżać z takim tekstem. Ale czuje coś do Ciebie. Dobra tego chyba też nie powinienem mówić. Jestem idiotą..
Patrzyłam się na niego i nie wiedziałam co powiedzieć jak by odebrało mi mowę.
- Przepraszam naprawdę przepraszam. - powiedział spuszczając głowę.
Nie mogłam patrzyć już na to, w tym momencie uświadomiłam sobie, że ja go naprawdę coś do niego czuje. Nadal nie powiedziałam nic, wzięłam jego twarz w ręce i pocałowałam go najbardziej namiętnie jak potrafiłam. Od razu odwzajemnił mój pocałunek. Oplótł swoje wece wokół mojej tali, a ja wplotłam swoje palce w jego włosy lekko za nie pociągając. Przerwaliśmy nasz pocałunek by zaczerpnąć oddechu. Musnął jeszcze raz delikatnie moje wargi i uśmiechnął się do minie, tak pięknie, że czułam się niesamowicie wyjątkowo.
- Czy to oznaczało "tak"? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Za jak myślisz?
- No nie wiem.. Dokupi tego nie usłyszę z Twoich ust nie będę pewny. - droczył się ze mną.. Jak ja tego nienawidzę.
- Tak. - odpowiedziałam, pewnie.
- Co tak? Odpowiedz mi pewnym zdaniem.
- Ugh.. Tak będę Twoją dziewczyną i nienawidzę jak się ze mną droczysz. - lekko przygryzłam wargę i patrzyłam jak na jego twarz skrada się uśmiech.
- Od dziś jesteś już oficjalnie moja. - szepnął mi do ucha, a ja czułam jak moje policzki się czerwienią.
- Tak jestem Twoja. - odpowiedziałam pewna siebie, jak by to było od dawna już wiadome.
Nasz kolejny pocałunek przerwało pukanie do drzwi. Nasze twarze zwróciły się automatycznie ku dochodzącemu hałasowi.
- Jak to znów? - powiedział zirytowany Justin.
- O KURWA Gegore!!!! powiedziałam z przerażeniem, kiedy ktoś zapukał po raz kolejny w moje drzwi. I naszą romantyczną chwile szlag trafił. Teraz znów na pierwszym planie był Gegore. Czy on po mnie przyszedł? Tak jak napisał "Niedługo się zboczymy" czy to niedługo już nadeszło?
Po raz kolejny usłyszałam jak koś się dobija.
_________________________________________________________

Jak widzicie, dostałam chyba olśnienia, bo dodałam szybko kolejny rozdział. Ale może to dlatego, bo przeczytałam wasze komentarze i po prostu nie chce was zawieść i dziękuję, że pomimo tego, że tak dawano nie dodawałam rozdziałów wciąż go chcecie czytać. Naprawdę cholernie wam za to dziękuję.
Ten rozdział jest dłuższy i mam nadzieje, że wam się spodoba, bo naprawdę się starałam, żeby był jak najlepszy. ;) <3 

JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O KOLEJNYCH ROZDZIAŁACH, NAPISZ SWOJE USERNAME Z TT W KOMENTARZU. ;)